W poniedziałek pojawiły się nieoficjalne doniesienia na temat "jedynek" Koalicji Europejskiej na listach do Parlamentu Europejskiego. Podział wygląda w ten sposób, że trzy z nich są dla kandydatów Polskiego Stronnictwa Ludowego, kolejne trzy dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a pozostałe dla Platformy Obywatelskiej.
I tak oto, "jedynką" w Zachodniopomorskiem ma być Bogusław Liberadzki, w Warszawie Włodzimierz Cimoszewicz, zaś w Łodzi Marek Belka. Decyzje dotyczące tych dwóch pierwszych polityków maja - według "Rzeczpospolitej" - budzić największe kontrowersje w Platformie Obywatelskiej. Rozmówca dziennika ze środowiska PO w Brukseli wskazuje, że pojedynek w Warszawie będzie prestiżowy. – Jeśli wystartuje Robert Biedroń, to będzie się mocno odróżniał na tle Cimoszewicza i Jacka Saryusza-Wolskiego – dodaje.
Jednak nie tylko z tych decyzji niezadowoleni są działacze PO. Krytycznie przyjęto również "jedynkę" dla Liberadzkiego w zachodniopomorskiem, gdzie z drugiego miejsca będzie startował Bartosz Arłukowicz, a także "jedynkę" na Podlasiu dla niezwiązanej z PO Henryki Bochniarz.
Według tych nieoficjalnych ustaleń, były premier Jerzy Buzek będzie kandydować na Śląsku, obecny europoseł PO Janusz Lewandowski na Pomorzu, założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej Janina Ochojska na Dolnym Śląsku, zaś Radosław Sikorski z okręgu kujawsko-pomorskiego. Obecna europosłanka Róża Thun ma szansę na start z pierwszego miejsca w Krakowie, zaś była premier Ewa Kopacz na "dwójkę" w Warszawie.
Rozmówca "Rz" wskazuje jednak, że sytuacja w Koalicji jest napięta i tak naprawdę nic nie jest jeszcze pewne. – Wszystkie ustalenia, o których piszą teraz media, mogą się jeszcze zmienić. Pewniaków jest tak naprawdę niewiele – podkreśla polityk PO.
Czytaj też:
Opozycja nie chce u siebie Marcinkiewicza. Wiadomo dlaczego