Wszyscy jesteśmy kibolami, czyli studium przypadku
  • Bronisław WildsteinAutor:Bronisław Wildstein

Wszyscy jesteśmy kibolami, czyli studium przypadku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wszyscy jesteśmy kibolami, czyli studium przypadku
Wszyscy jesteśmy kibolami, czyli studium przypadku

Na spokojnie opalających się na plaży w Gdyni marynarzy meksykańskich napadli kibole Ruchu Chorzów” – mogliśmy przeczytać dzień po zajściu w „Gazecie Wyborczej”. W tym samym czasie wszystkie główne media biadały nad narastającą falą agresji „stadionowych bandytów”, którzy terroryzują kraj, a na plaży rasistowsko znęcali się nad Meksykanami.

Prezydent Gdyni ogłosił, że winni napaści kibice muszą zostać ukarani. Minister Sienkiewicz zrobił srogą minę i zadał fundamentalne pytanie: „Kto kibiców wpuścił na plażę?”. A ponieważ nikt się nie przyznał, do sprawy włączył się premier, który ogłosił, że kibiców będzie traktować „brutalnie”. Stwierdził także, że wpłynie na prokuraturę i sądy, aby zrobiły z nimi porządek.

Gdyby coś podobnego powiedział Jarosław Kaczyński... Nie sposób sobie tego wyobrazić. Wszystkie dominujące ośrodki opiniotwórcze III RP, media i autorytety grzmiałyby, że za łamanie konstytucji, czyli zamach na sędziowską niezawisłość tudzież za uderzenie w niezależność prokuratury, należy go postawić co najmniej przed Trybunał Stanu, a jego partię rozwiązać. Słyszelibyśmy o dyktaturze i faszyzmie. Tuskowi dominujące media i autorytety zgotowały owację i zapewniły go o poparciu.

Bardzo znamienny dialog usłyszeć mogliśmy w TOK FM. Prowadzący zaprosił młodego socjologa, który doktoryzował się ze stadionowej subkultury.

– Czy nie sądzi pan, że wypadki w Gdyni pokazują przekroczenie kolejnego progu zdziczenia? – zagaił dziennikarz.

– Ale przecież nie wiemy jeszcze, kto awanturę spowodował – zauważył socjolog.

– Czy jednak nie pokazuje ona, że kibole stali się zagrożeniem dla porządku publicznego w naszym państwie? – kontynuował reprezentant TOK FM, który nie wyobrażał sobie, że ktoś może myśleć inaczej.

– Skoro nie wiemy, czy to oni bójkę wywołali, to trudno wyciągać takie wnioski, a agresja stadionowa ostatnio raczej maleje – ripostował socjolog.

– Czy w tej sytuacji nie należałoby zamknąć stadionów? – dziennikarz rozwijał myśl, nie przejmując się tym, co mówi gość.

– To może zamknąć szkoły? Uczniowie też się biją i używają niecenzuralnych wyrazów - zaproponował socjolog.

Okazało się, że tak jak w sprawie smoleńskiej chociaż nic jeszcze nie było wiadomo, wiadomo już było wszystko. Być może awanturę wywołali kibice. Problem w tym, że ogłoszono to, zanim cokolwiek można było stwierdzić. Nie chodzi więc o reakcję na konkretne wydarzenie, ale o pretekst.

Od jakiegoś czasu straszeni jesteśmy faszyzmem. Protest przeciw honorowaniu uczestnika stalinowskiego aparatu represji, który nie tylko nie rozliczył się ze swoich „dokonań”, ale także nadal je wychwala, ma być faszyzmu tego przejawem.

Groźba faszyzmu nie okazała się wystarczająco nośna. Trzeba, tak jak przed poprzednimi wyborami, powrócić do widma stadionowych chuliganów, których – nie bez powodu – ludzie się obawiają. Chodzi o stworzenie ciągu skojarzeń: kibole – faszyści – prawica – PiS. Trzeba wywołać psychozę zagrożenia, przed którym obronią nas premier Tusk i minister Sienkiewicz.

To w tym celu prowokowane są awantury 11 listopada. Czy kolejny raz Polacy dadzą się nabrać na tę sztuczkę?

Czytaj także