Koniec Platformy

Dodano: 
Małgorzata Kidawa-Błońska, Borys Budka
Małgorzata Kidawa-Błońska, Borys BudkaŹródło:PAP / Tomasz Gzell
Prezydencki sondaż Estymatora dla dorzeczy.pl pokazał, że poparcie dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej lada moment przetnie się z tym, jakie ma Władysław Kosiniak-Kamysz. Rzecz nie do pomyślenia od 2005 r. Jedynym wyjściem jest wycofanie się z wyborów, co w piątek sugerował z wyraźną satysfakcją Grzegorz Schetyna, potem Gazeta Wyborcza i TVN, a teraz… sama kandydatka. Ale lider PSL wcale jej nie posłucha.

Małgorzata Kidawa-Błońska obrała trajektorię Bronisława Komorowskiego sporo wcześniej, niż rozpoczęła się pandemia. Jednak podczas niej – wcisnęła gaz do dechy. Trudny czas zabiera prompter, uwypukla słabości, których nie da się łatwo przypudrować. Strata prowadzącego ją Bartosza Arłukowicza pogubiła wicemarszałek zupełnie.

Selekcja już nie pomoże

I widać, że równie selektywne wybieranie słów kandydatki na prezydenta, jak niegdyś ówczesnego prezydenta w TVN już nie pomoże. Bo czyż mówiąc „całą prawdę całą dobę” o zamachu stanu (jakim miało być głosowanie korespondencyjne dla 60+ i osób w kwarantannie) można przemsknąć, że Platforma była za, a jej kandydatka nie głosowała? Czy dzień wcześniej o godz. 19.00 – gdy Platforma nie uznawała, że mamy stan nadzwyczajny i wraz z Konfederacją upierała się, że Sejm może zebrać się de facto normalnie – można pominąć, że Małgorzata Kidawa-Błońska rozpoczęła od wniosku od przerwę? Jak ze zdumieniem się przekonałem – można. Ale to i tak już nie działa.

Bo Kidawa-Błońska miała grać pierwsze skrzypce – a nie potrafiła się dostroić do nastrojów społecznych. Gdy świat pisze o roztropności Polaków, zazdrości prof. Łukasza Szumowskiego – kandydatka PO wciąż powtarza o „ukrywaniu prawdy”. Gdy Polacy boją się o „chleb powszedni”, rząd Mateusza Morawieckiego przedstawia o drugiej w nocy gotowe projekty pomocowe na 1/10 całego Polskiego PKB – najbliżsi Kidawy-Błońskiej – marszałek Tomasz Grodzki – mówi o tym, że senatorowie nie mogą nimi zająć się Tarczą Antykryzysową szybciej „bo nie latają samoloty”. I z uśmiechem od ucha do ucha mówi, że w Stanach trzy razy przegrywano głosowania, że negocjacje, że procedura…

Gdy Bronisław Komorowski uznał podczas debaty telewizyjnej, że lata rządów PO-PSL są nie do obrony, flagę Platformy złożył, co znamienne, u stóp Moniki Olejnik. Po czym próbował stać się pół-Kukiz-tą rozpisując najbardziej kuriozalne referendum ever. Ale to, że to nie pomogło wie Kidawa-Błońska. Zależna od zaplecza, które jest więcej niż słabe. I tak jak Grzegorz Schetyna nie był Donaldem Tuskiem, tak Borys Budka nie okazał się nawet połową Schetyny. Nawet w pakiecie z Tomaszem Grodzkim.

Strategia Budki mści się bardziej niż Schetyna

Dlatego Grzegorz Schetyna rozbrajająco może się uśmiechać w RMF mówiąc o przełożeniu wyborów i wymianie kandydatki (wszak on nie mógł startować, a jego besztanie infantylnego „nitraszenia”, sugeruje, że tylko on miał odpowiednie gravitas, ale wybraliście inaczej to mieć będzie budkę a nie partie).

Ale przewodniczący Budka, który całą swoją drogę w PO z tylnich ław do pierwszego rzędu zawdzięczał zajadłości wobec PiS nie może podpisać się teraz pod zmianą konstytucji – postaci wprowadzenia przełożenia wyborów (nie zgodził się na zmianę usuwającą Mariana Banasia). Bo jak całe życie „w wielkiej polityce” mówi, że PiS łamie konstytucje, więc teraz nie może wraz z nim jej zmienia.

A tego by trzeba by przełożyć wybory o rok. Nie może współpracować, bo nie jest jak Schetyna liderem całej opozycji. I jego własna opozycja rzuciła mu się do gradła. Żelazna konsekwencja z mocnym antypisie jest zarówno kluczem do jego sukcesu jak i tego, że właśnie okazuje się on pyrrusowym zwycięstwem. Budka kazałby głosować przeciw – Polacy zjedli by jego za odrzucenie Tarczy Antykryzysowej. Bo kryzys wydobywa z okowów utartych partyjnych transzei. Właśnie jego a nie konkurencje wewnątrz czy na zewnątrz bo to jest/był liderem. Dlatego Budka musiał kazać głosować za – i do gardła niemiłosiernie rzucili mu się wszyscy. O to chodzi w całej chryi z tą poprawka. I otrzymał wsparcie i GW i TVN, a nawet części opinii publicznej per se. Po prostu Borys Budka nie miał dobrego ruchu. Więc dostał szacha.

A w jednym ruchu może dostać mata. Jeśli tylko jego królówka zejdzie z ważnych figur z wyborczej szachownicy.

Co zrobi WKK?

Władysław Kosiak-Kamysz jest „trynd” poczuł wcześniej. Zerwał Koalicję Europejską, gdy ona nie przyniosła zwycięstwa. I tak z dnia na dzień niedawny słuchacz Jażdzewskiego odkrył swój konserwatyzm. Jak ręką odjął – przynajmniej werbalnie – z „zoologicznym antykaczyzmem” (że sparafrazuje Adama Michnika). Wreszcie jak Lewica – w obliczu pandemii – nie podważał rządu, zachorowań, aż odkrył coś czym mogą (wspólnie z formacją Czarzastego) potraktować misericordią Platformę. (A obie formacje mają za co). Tą niewielką poprawkę, która 60+ daje możliwość głosowania w domu.

Dla wskazanych wyżej deficytów, które za dwa tygodnie, w kolejnym badaniu Estymatora dla dorzeczy.pl mogą pozwolić ludowcom przeskoczyć Platformę (a to oznacza psychologiczny przewrót kopernikański) Małgorzata Kidawa-Błońska musi mówić językiem Giertycha – o wycofaniu się z wyborów. Bo to być może ostatni raz, gdy może coś narzucić jako pierwsza, a nie podporządkować się głosowi tych, których jesienią traktowała jako przystawki, a miesiąc temu jako suport, który zmobilizuje elektoraty, które i tak będą musiały poprzeć ją (czego nie kryli w styczniu w rozmowie ze mną na antenie Polskiego Radio prominentni polityce PO).

Tyle, że Władysław Kosiniak-Kamysz wcale mnie musi zrezygnować. Bo jest na fali wznoszącej, a logika poparcia anty-Dudy w II turze może wreszcie zadziałać na jego korzyść. Może mieć wielkie nadzieje. Wszak Jarosław Gowin przed tygodniami słusznie zauważał, że byłby najtrudniejszym przeciwnikiem (bo dla kluczowego fragmentu elektoratu okołopisowego może być zjadliwy i nie mobilizuje do głosowania przeciw jak współpracowniczka Donalda Tuska.)

Oczywiście dużo, dużo bardziej jest prawdopodobne, że Andrzej Duda wygra. I to może nawet w pierwszej turze. Ale i to byłoby zwycięstwem Kosiniak-Kamysza (w odróżnieniu od PO). Bo o to z człowieka, którego taśmami z Rady Naczelnej PSL atakował wszechpotężny Waldemar Pawlak, Kosiniak-Kamysz mógłby stać się prawdziwym jego liderem. A nawet przywódcą całej opozycji (SLD stawiając na niszowego Biedronia się z tej gry wyłączyło).

Wówczas Kosiniak-Kamysz może wraz z SLD i Donaldem Tuskiem dokonać rozbioru Platformy. Pomyśleć, że można zbudować nową, lepszą, a przede wszystkim własną Platformę – i nie chcieć? Pomyśleć tak i nie móc? O hańbo, o wstydzie. Przecież właśnie można dosłownie wejść w buty idola – być nowym Donaldem Tuskiem z roku 2005 – wprawdzie przegranym z „kaczystami”, ale będąc wygranym w jedynym realnym castingu na alternatywnę dla Jarosława z Warszawy – po prostu czeka. Przecież takiej szansy bez koronawirusa by nie było. I nigdy więcej w życiu nie będzie. Maszeruj albo politycznie giń.

A przecież takie myśli o zwycięstwie tygryski lubią najbardziej.

Antoni Trzmiel choć jest dziennikarzem Telewizji Polskiej, Polskiego Radio i dorzeczy.pl, jego poglądów nie należy utożsamiać ze stanowiskiem żadnej z redakcji.

Czytaj też:
Sondaż dla DoRzeczy.pl: Kosiniak goni Kidawę, lider niezagrożony

Czytaj też:
Sondaż dla DoRzeczy.pl: Zyskują PiS i PSL, fatalne wieści dla KO

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także