Wszystko już było! "Blade Runner", czyli przeszłość, która nadeszła

Wszystko już było! "Blade Runner", czyli przeszłość, która nadeszła

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: Flickr / George Lezenby/(CC BY-NC-SA 2.0)/
Tomasz Kolanek || Weganizm, ekologizm, transhumanizm, New Age, centralne sterowanie każdym obywatelem – tak prezentuje się skrócona lista zagrożeń, jakie od dłuższego czasu wiszą nad człowiekiem XXI wieku. Można śmiało powiedzieć, że na naszych oczach realizuje się mroczna wizja Ziemi z jednej z najlepszych powieści Sci-Fi w historii literatury. Chodzi o książkę „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” autorstwa Philipa K. Dicka (szerzej znana jako "Blade Runner" – pod tym tytułem ukazał się też słynny film oparty na motywach powieści), której akcja rozgrywa się w roku… 2021.

Poniższy tekst nie będzie ani streszczeniem, ani recenzją powieści amerykańskiego pisarza. Jego celem jest zwrócenie uwagi na smutny fakt, że coś, co według Dicka miało być przestrogą powoli, ale systematycznie staje się faktem, a jedyne różnice między światem „Łowcy androidów” a rzeczywistością polegają na szczegółach technicznych.

Bohaterowie „Blade Runnera” żyją w świecie post-atomowym. Świecie, w którym „nikt już nie pamiętał ani jaki był powód wojny, ani kto ją wygrał”. Świecie przeżartym przez pył radioaktywny, który „zatruł większą część powierzchni planety”. Świecie latających samochodów, elektronicznych zwierząt i wszechobecnych androidów, które mogą odróżnić od ludzi tylko odpowiednio wyszkoleni w tym celu specjaliści nazywani Łowcami. To wszystko jednak tylko otoczka. Przesłanie książki nie tkwi bowiem w nowinkach technicznych czy akcji związanej z poszukiwaniem i eliminowaniem humanoidów, ale w pokazaniu, co może nas czekać, jeśli nie zatrzymamy galopującej ideologii wszelkiego postępu.

Zaprogramujemy Pana, że mucha nie siada…

Już na samym początku książki dowiadujemy się, że w świecie stworzonym przez Philipa Dicka istnieją „programatory nastroju”, czyli urządzenia, które sterują ludzkimi uczuciami. Wybór odpowiedniego programu pozwala np. obudzić się w doskonałym nastroju, bądź spędzić cały dzień użalając się nad sobą. Dzięki tej maszynie żona może spotęgować swój gniew na męża, a mąż może spowodować, że żona będzie mu bezwzględnie posłuszna. Jedni mogą nastawić program 888, czyli pragnienie oglądania telewizji, bez względu na to, co w niej nadają. Inni 382 – pustkę intelektualną. Jeszcze inni 670 – zasłużony odpoczynek.

Co ciekawe niewiele osób ma wpływ na to, co chce w danej chwili czuć. Większość z nich, m. in. Iran Deckard – małżonka głównego bohatera książki, Ricka – dostosowuje swój programator, a co za tym idzie samopoczucie, do specjalistycznych wytycznych sporządzonych specjalnie dla niej przez eksperta z zakresu psychologii.

„– Nastawię to, co mam zaplanowane na dziś. – odszukał w tabeli 3 stycznia 2021 i zobaczył, że przewidziana jest poważna, profesjonalna postawa. – Jeżeli zaprogramuję zgodnie z planem – zapytał przezornie – czy zrobisz to samo? – Czekał, nie chcąc wykonać pierwszego kroku, zanim żona nie zgodzi się pójść w jego ślady.

W moim planie na dziś mam sześć godzin depresji połączonej z samooskarżeniem – odparła Iran”.

W rzeczywistości „programatorów nastroju” wprawdzie nie ma, ale są za to środki masowego przekazu: telewizja, radio, prasa, internet, które działają na podobnych zasadach, co urządzenie z „Blade Runnera”. Dziennikarze niezależnie czy z TVP czy TVN próbują wzbudzić w odbiorcy odpowiednie emocje. Jedni będą wmawiać nam, że partia rządząca i jej zwolennicy są „prawdziwymi Polakami”, a drudzy, że to zwykła hołota i ciemnogród. Jedni będą w razie potrzeby bronić Kościoła i wartości, które głosi, a drudzy nazwą naukę Chrystusa bzdurą. Dla jednych disco polo jest muzyką „wolnego Polaka”, a dla drugich przejawem kołtuństwa i obciachem. Można wymieniać i wymieniać…

Faktem jest, że serwisy informacyjne, programy rozrywkowe, filmy, seriale etc. mają za zadanie kształtowanie ludzkich emocji i zakodowanie w odbiorcy, kiedy ma się cieszyć, kiedy kląć na czym świat stoi, a kiedy się bać. Wystarczy tylko chwycić za pilot i wybrać odpowiednią opcję, oczywiście po uprzednim jej skonsultowaniu z ekspertem…

Między weganizmem a merceryzmem

„Programatory nastroju” to nie wszystko przed czym przestrzega Philip K. Dick. O wiele groźniejsza jest od nich fałszywa ogólnoświatowa religia merceryzmu będąca połączeniem ekologizmu, New Age, buddyzmu i wielu odłamów protestantyzmu.

Najważniejszym założeniem merceryzmu jest uzyskanie duchowego zespolenia z Wilburdem Mercerem – nowym „bogiem” – i wszystkimi innymi ludźmi za pomocą tzw. skrzynki empatycznej. Aby osiągnąć „zespolenie doskonałe” ludzie muszą mieć m.in. odpowiedni stosunek do zwierząt – nowych „półbogów”, ponieważ to on uczy ich „prawdziwej empatii”.

Wątek zwierząt w „Blade Runnerze” jest niezwykle interesujący. Można odnieść wrażenie, że są one dla ludzi ważniejsze niż sami ludzie. W świecie Philipa Dicka to, jakie zwierzę się posiada jest wyznacznikiem statutu społecznego. Owca jest ważniejsza od kota, koń od owcy, sowa od konia etc. Ceny zwierząt są odgórnie ustalane i publikowane w kolejnych wydaniach specjalnego magazynu Sidney’a.

Jeśli kogoś nie stać na zakup żywego ssaka, ptaka, gada, owada etc., wówczas może kupić dużo tańsze zwierzę… elektryczne, które „jest jak prawdziwe”: trzeba je karmić, poić, wyprowadzać na spacer etc. Problem polega na tym, że ludzie będący w posiadaniu „elektrycznych czworonogów” są skazani na pogardę, wytykanie palcem i złośliwe uśmiechy ze strony innych, dlatego każdy to skrupulatnie ukrywa. W tym celu powstały m.in. specjalne serwisy, które naprawiają w razie awarii elektryczne zwierzęta. Żeby jednak nie zdradzać prawdy pracownicy tego typu firm są stylizowani na „profesjonalnych weterynarzy”.

Pod koniec książki dowiadujemy się, że „nieśmiertelny Mercer” jest w rzeczywistości aktorem mającym w dodatku problemy z alkoholem, a „zespolenie z nim” to tak naprawdę branie czynnego udziału w kolejnej wersji wirtualnego filmu z nowym „bogiem” w roli głównej. Prawda nie przynosi jednak wyzwolenia. Ludzkość odrzuca ją, ponieważ nie chce, aby nastały zmiany, a co za tym idzie – ich piękny, mimo że totalnie nierealny świat pękł niczym bańka mydlana.

Co ciekawe: merceryzm został zdemaskowany przez innego „nieśmiertelnego” występującego w „Blade Runnerze”, czyli „Przyjacielskiego Bustera” – bohaterów najpopularniejszego, bo jedynego programu telewizyjnego w galaktyce.

„Przyjacielski Buster” również jest uważany za boga. Różnica między jego przesłaniem a przesłaniem Mercera polega na tym, że w drugim przypadku „zespolenie” polegało przede wszystkim na empatii i pielęgnowaniu w sobie uczuć, głównie tych negatywnych, jak smutek, ból i cierpienie. Buster z kolei głosił ideę „niekończącej się imprezy”. 23 godziny na dobę powtarzał ludziom, że rozrywka i dobra zabawa są sensem ich życia. W jego świecie nie ma miejsca na empatię, niepokój czy rozpacz. Liczy się tylko niekończąca się impreza, śmiech i dobry nastrój, który może zapewnić jedynie „Przyjazny Buster”.

Nierealne? Właśnie, że realne i wdrażane na naszych oczach. Jak inaczej nazwać to co robi lewica nazywająca człowieka „rakiem Ziemi”? Jak inaczej nazwać „kult zwierząt” czy „kult Matki Ziemi” głoszony przez ekologistów? Jak inaczej nazwać emocjonalne wystąpienia Grety Thunberg, która straszy nas katastrofą klimatyczną przez co wielu młodych ludzi popełnia samobójstwo? Jak inaczej nazwać nieustanną promocję dobrej zabawy i kolejnych produktów, które zapewnią człowiekowi nie tylko dobry nastrój, ale i poczucie spełnienia i nieśmiertelności? Tak, mamy do czynienia ze współczesną mieszanką merceryzmu i busteryzmu z „Blade Runnera”. Która z tych opcji wygra? Wiele wskazuje na to, że merceryzm, ale wyznawcy „Przyjaznego Bustera” tak łatwo się nie poddadzą.

Empatia ponad wszystko?

Poza ludźmi i zwierzętami najważniejszymi bohaterami „Blade Runnera” są androidy – maszyny przypominające ludzi, stworzone po to, aby ludziom służyć. Wraz z rozwojem technologii androidy są coraz inteligentniejsze oraz… coraz bardziej ludzkie. Niektóre z nich buntują się, zabijają swoich właścicieli i próbują wtopić się w tło – żyć między ludźmi, jakby byli jednymi z nich. Aby stwierdzić czy ktoś jest człowiekiem czy androidem najlepiej zbadać jego szpik. Niestety takie działania podejmuje się w ostateczności. Wcześniej należy na danym delikwencie, aby stwierdzić czy jest androidem przeprowadzić test na empatię.

Wszystko działa do momentu, w którym okazuje się, że łowcy mają problem z ostateczną oceną testu i nie wiedzą czy android jest człowiekiem, a człowiek androidem. Autor niniejszego tekst, mimo że przeczytał „Blade Runnera” kilkanaście razy dalej ma wątpliwości czy Rick Deckard – tytułowy łowca androidów był człowiekiem czy też maszyną polującą na inne maszyny.

Androidy bardzo długo są postrzegane jako coś gorszego niż śmieci wyrzucane do kosza. Są traktowane po prostu jak maszyny, które albo się naprawia, albo wymienia, albo po prostu niszczy, kiedy są bezużyteczne. W pewnym momencie androidy stają się swoistymi „ludźmi”, żeby po pewnym czasie uzyskać status kogoś lepszego od człowieka, kto zasługuje na „życie” nawet jeśli popełnił zbrodnię.

Żeby tego było mało producenci androidów wgrywają im prawdziwe wspomnienia przez co te nie wiedzą, że są maszynami. Dodać do tego należy uatrakcyjnianie ich zewnętrznej formy przez co ludzie czują pociąg seksualny do maszyn. W ten oto sposób maszyny w wielu przypadkach są bardziej ludzkie niż sami ludzie przez co ich łowcy mają ogromne wątpliwości, czy to co robią jest aby na pewno słuszne.

Po raz kolejny przenieśmy tę sytuację na współczesność. Wprawdzie póki co maszyny nie mszczą się na ludziach za ich eliminację, gdy uzna się, że są zbędne, ale jakże często słyszymy opowieść o „inteligentnym samochodzie”, „inteligentnym domu”, „inteligentnej lodówce” etc. Tzw. boty mają realny wpływ na kampanie wyborcze i postrzeganie polityki przez wyborców. Tzw. inteligentni asystenci osobiści w smartphone’ach typu „Siri” łamią serca części samotników i są ich najlepszymi przyjaciółmi.

Nieustanna inwigilacja, niekończąca się manipulacja, permanentne granie na emocjach i notoryczne lansowanie relatywizmu moralnego to dopiero przedsionek piekła opisanego w „Blade Runnerze”. Znając jednak samozaparcie rewolucjonistów nie zdziwmy się, jeśli pewnego dnia ktoś wystawi za nami list gończy za źle skalibrowany poziom empatii, przez co życie dziecka poczętego będzie dla nas ważniejsze niż „życie maszyny” bądź zwierzęcia…


Tomasz Kolanek – z wykształcenia geolog, z zawodu dziennikarz i publicysta portalu PCh24.pl, magazynu „Polonia Christiana” oraz telewizji PCh24TV

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także