Zły 2020 rok

Dodano: 
Zły 2020 rok
Zły 2020 rokŹródło:fot. ks. Daniel Wachowiak
Ks. Daniel Wachowiak | W 2020 roku wszystko jest inaczej. Nie było jeszcze takiej Wielkanocy, uroczystości I Komunii Świętej, Wszystkich Świętych. Przesunięte terminy ślubów, pogrzeby z limitem uczestników. To nie może nie oddziaływać na naszą duchowość. Żyjąc w niepewności jutra, przez lata mieliśmy poczucie pewnego bezpieczeństwa, komfortu, nadchodzenia spodziewanych wydarzeń

Czekaliśmy na Święta, by zatrzymać codzienność. Nawet pogubiony ubierał najlepsze ubranie, by w schronisku dla bezdomnych połamać się w Wigilię opłatkiem. Mimo wielokrotnego naszego buntu wobec Boskich przykazań, które traktowaliśmy jak obciążający naszą wolność gorset, tłumnie wracaliśmy do konfesjonałów, by na nowo wziąć się w garść. Teraz widzimy, że istnieje inny gorset – obostrzenia, których przestrzeganie nam nie wychodzi, a i przestaliśmy wierzyć, że mają one jakikolwiek sens. Jeszcze pół roku temu mieliśmy motywację do przestrzegania narodowych restrykcji. Dostrzegaliśmy cel. Mieliśmy nadzieję, że pokonamy źródło kwarantanny, pokonamy niewidzialnego wroga. Odnajdywaliśmy siły do izolacji, widząc światło nawet w nadchodzącej wiośnie. Teraz przyszła jesień, dla wielu depresyjna pora roku. Pytamy siebie „i co dalej?”. Czy będzie praca? Czy będzie zdrowie? Kiedy wyjdziemy z tego zaklętego koła?

Pani doktor Wanda Półtawska, duchowa siostra św. Jana Pawła II, w czasie II Wojny Światowej była więźniem obozu w Ravensbrück. Jako jedna z wielu kobiet była doświadczalnym królikiem dla Niemców. Ciemne długie noce, zimne dni. Ciężar cierpienia, beznadziei był paraliżujący. A jednak jak czyta się jej wspomnienia w książce „I boję się snów”, oprócz wstrząsającej relacji dotyka się siły, wiary i postawy, która w głębi smutku ufa na nowy początek. „Ale sny nie były łaskawe. W dusznej, natłoczonej sypialni śniły się zmory i sceny niemal tak samo okropne jak w dzień lub jeszcze gorsze. (…) Byłyśmy zmęczone tym szalonym napięciem, a równocześnie to nas chyba trzymał. Byłyśmy tak bardzo zagłodzone i tak sponiewierane, że ta gra o życie przywróciła nam człowieczeństwo”.

Wietnamski kardynał Francis Xavier Nguyen Van Thuan był przez 13 lat więziony przez komunistów, w tym 9 lat w odosobnieniu. Pozwolono mu na „jeden luksus: mógł pisać listy do przyjaciół na wolności. Gdy to robił, często prosił ich, aby mu wysłali coś, co nazywał jego lekarstwem”. W przesyłkach otrzymywał kawałki chleba oraz butelki po syropie na kaszel, które wypełnione były winem. Codziennie o godzinie 15 nalewał sobie w dłoń krople wina i odprawiał Mszę Świętą. Po latach stał się radosnym, niemal ciągle uśmiechniętym świadkiem niezłomności.

Zarówno pani Półtawska, jak i kardynał Franciszek Ksawery, pojawiają się w moim rozważaniu nieprzypadkowo. Nie chodzi o mdłe, ckliwe i nieznośne porównanie naszego bólu z trudem innych (każde prawdziwe cierpienie ma swoją wartość), ale dostrzeżenie tego, co dostrzec w naszych czasach jest niezwykle trudno. Albowiem i pani Wanda i biskup z Wietnamu, i wielu innych wspaniałych ludzi, nawet w niesprzyjających okolicznościach nie przestali ufać w Krzyż i nigdy nie stwierdzili, że ich cierpienie jest ważniejsze od bólu Golgoty.

Oduczyliśmy się posługiwania językiem wiary, metafizyki i nadziei. Staliśmy się pokoleniem emotikonek, wirtualnego komentowania życia innych, a z własnym sobie nie radzimy. W masie wydawanych przez nas opinii o innych, niemal bezgranicznego wydawania osądów w internetowych wpisach, bycia anonimowymi sędziami dla każdego, łatwego dyktowania innym tego, co zrobili źle, a co dobrze, pora odbić się od klawiatury komputera, ekranu smartfona i spróbować wystawić ocenę sobie samym. Może się okazać, że na największy hejt i najbardziej zgryźliwego gifa zasługuje nasze użalanie się nad sobą. I to właśnie ono nie pozwala nam trzeźwo spojrzeć na pewną prawdę. Gdy jako cywilizacja chcemy pozbyć się każdej przeszkody na drodze do świętego spokoju, anulując choćby narodziny niechcianego przez nas dziecka, jednocześnie wściekamy się, że nie odnaleźliśmy eliksiru na życie bez cierpienia. Albo oswoimy się z faktami o niedoskonałym świecie na ziemi, albo pękniemy z czekania na pozera wybawiciela.

Jest trudno. Wiele rzeczy nie ma sensu. Niejednej kwestii nie jesteśmy w stanie zmienić. Piszę to jako ten, który sam ma kłopot z odnalezieniem w tym chaosie celu. Dlatego trzeba nam przyczepić się do Tego, który jest Sensem samym w sobie. Kardynał Nguyen odszukał szczelinę, w której codziennie trwał przy Eucharystii. Doktor z Krakowa nawet w obozowej izolacji walczyła o swoje wnętrze, by mimo sponiewieranej przez wroga kobiecości zachować swą nieprzemijającą godność. W tej kwarantannie, pytaniach o jutro, niepewności o naszą przyszłość nie wolno nam przestać szukać kontaktu z Eucharystią i sądzić, że przez to, iż jest źle, nasze życie zaczęło być gorsze, niż było jeszcze rok temu.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także