Bohaterowie naszych czasów
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Bohaterowie naszych czasów

Dodano: 
Próba prasowa spektaklu "Termopile Polskie" w reżyserii Jana Klaty na scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego we Wrocławskim Teatrze Polskim
Próba prasowa spektaklu "Termopile Polskie" w reżyserii Jana Klaty na scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego we Wrocławskim Teatrze Polskim Źródło: PAP / fot. Maciej Kulczyński
W rozmowie z telewizją Onet Jan Klata, dotychczasowy dyrektor Starego Teatru w Krakowie, stwierdził, że obecna władza jest władzą okupacyjną, jakobińską i rewolucyjną, która niszczy całą tradycję polskiej kultury.

Nawet jeśli w słowach tych brzmią żal i uraza – Klata nie został wybrany ponownie na dyrektora w konkursie rozpisanym przez Ministerstwo Kultury – to pokazują one, sądzę, powszechny dość stosunek wielu reżyserów, aktorów i ogólnie artystów, ze szczególnym uwzględnieniem celebrytów, do rządów prawicy. Po prostu takie rządy, ich zdaniem, nie miały prawa się zdarzyć. To, co nastąpiło w 2015 r., nie było – uważają – zwykłą w każdej demokracji wymianą władzy, ale wybrykiem losu, jakąś niedającą się zrozumieć ani wyjaśnić eksplozją szaleństwa, dziwowiskiem i kataklizmem. Jest to coś, co jednak szybko przeminie, jak zły sen, koszmar, jak nieznanego pochodzenia dolegliwość.

Rzeczywiście nie wiadomo, jak tę erupcję innego i nowego okiełznać: przecież po 1989 r. z bardzo krótkimi przerwami cała władza i wszystkie ośrodki propagandy były w rękach ludzi właściwych, odpowiedzialnych, oświeconych i postępowych. Nasz Adam mówił, co myśleć, i było dobrze. A tu nagle taki pasztet. A tu nagle okazało się, że mimo tylu lat bombardowania Polaków pedagogiką wstydu, mimo przekonywania ich, że w drodze ku przyszłości należy zapomnieć o tym, co najbardziej obciachowe i ograniczające, o Kościele, katolicyzmie, własnych zmarłych i bohaterach, owi niewdzięczni i nierozumni wąsaci janusze (w języku współczesnych mędrków to jest to straszne 19 proc. ludu, który miał prawo głosu i oddał go na PiS) przeszczep europejski i postępowy odrzucili.

Że młodzi ludzie zamiast biec z radością na Paradę Schumana lub, jeszcze lepiej, tańczyć na Paradach Równości, głosząc światu pochwałę lesbijek, homoseksualistów, transwestytów i reszty nieznającej jeszcze swej płci i tożsamości osobników, woleli krążyć po cmentarzach, odkrywając szczątki poległych żołnierzy antykomunistycznego podziemia i maszerować 11 listopada po ulicach Warszawy z okrzykiem „Polska” na ustach. I to tak bezwstydnie, szczerze, z całą siłą i bez żenady. Młodzi ludzie, którzy w innych państwach Unii są zwykle kołem zamachowym postępu i rewolucji obyczajowej, w Polsce woleli wybrać na patronów powstańców lub wyklętych. Co za parszywy to musi być kraj, w którym zamiast Justina Trudeau, a choćby i Roberta Biedronia, wygrywa Jarosław Kaczyński.

Nic zatem dziwnego, że co poniektórym nerwy puszczają. Okopali się na stanowiskach, które dostali od poprzedniej władzy, i udają, że spadli z księżyca, a ich wcześniejsza nominacja nie ma nic wspólnego z ich poglądami europejskimi, słusznymi i pod każdym względem właściwymi. Są jedynie artystami, a sztuka, jak mówią, ma i mieć będzie zawsze lewicowe oblicze, bo sztuka musi być przeciw władzy i przeciw establishmentowi, musi być buntownicza i śmiała, wątpiąca i radykalna. Piękne to wszystko, tylko że w tych opowieściach o lewicowej i kontrkulturowej wrażliwości jest sama hipokryzja. Dziwne jakoś, że tak skorzy do nonkonformizmu artyści nie potrafią zaatakować żadnej z realnych potęg tego świata. A niechby zamiast do Kościoła zabrali się do Anti-Defamation League albo do wszędobylskiego George’a Sorosa lub do którejś z licznych terroryzujących świadomość ludzi Zachodu grup LGBT (itd.). Jakoś nie słyszę ani nie widzę chętnych.

Ich protest jest bowiem ściśle reglamentowany, a odwaga doskonale wyważona, tak żeby tylko nie podpaść salonom tego świata. Co innego napluć na Kościół czy ksenofobiczny polski ludek – za to będą laury i pochwały. W najgorszym razie poza męczennika i otwarte drzwi do kariery poza Polską.

Artykuł został opublikowany w 23/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także