Rzadko mnie coś dziwi. Być może dlatego, że w natłoku obowiązków i spraw praktycznie nie oglądam telewizji. Wyjątek robię dla spotkań piłkarskich. Tak było w miniony czwartek, gdy obejrzałem mecz reprezentacji Polski z Czechami. Gra i koszmarne pudła Biało-Czerwonych wprawiły mnie w osłupienie i wbiły w fotel. Na tyle mocno, że zapomniałem wcisnąć w pilocie przycisk wyłączający odbiornik. I wtedy na ekranie ujrzałem, a w głośniku usłyszałem coś, co wprawiło mnie w osłupienie jeszcze większe, a w fotel wbiło jeszcze mocniej. Były to Wiadomości, flagowy program TVP. I materiał o aferze KNF.
Afera? Jaka tam panie afera
Pomijam już kwestię przerzucania uwagi z roli Marka Chrzanowskiego, który skandaliczną rozmowę z Leszkiem Czarneckim przeprowadził, na opis osoby Czarneckiego właśnie. Właściciel GetinBanku jest osobą kontrowersyjną, przy okazji afery też trzeba opisać jego rolę, zadać pytania czemu nagrania trzymał tyle czasu itd.
Pomijam fakt, że więcej uwagi niż aferze, dziennikarze flagowego programu poświęcili temu, jak zdecydowanie zareagował rząd, że jest błyskawiczna dymisja itd. To akurat prawda, aczkolwiek ja nie widzę powodu, by z czegoś co powinno być standardem, robić jakieś wielkie halo. Ale fakt, wcześniej nawet tak podstawowe standardy nie były przestrzegane, więc można było pozytywną zmianę odnotować.
Tym, co naprawdę uderza jest ogólny wydźwięk materiału. A jest on taki, że w zasadzie, to afery nie ma, że wszystko jest „rzekome”. Problem jednak w tym, że Marek Chrzanowski rozmowę z Czarneckim naprawdę odbył. I im bardziej krytycznie oceniamy Leszka Czarneckiego, tym bardziej niepokoić musi pytanie – dlaczego rozmowę z kimś takim szef KNF przeprowadził?
Sprawa wygląda podejrzanie, dymisja jest oczywista, a narracja dziennikarzy broniących szefa KNF w najlepszym razie naiwna. I każe sobie postawić pytanie o kondycję mediów w ogóle i konserwatywnych dziennikarzy w szczególności.
Agenci nasi, agenci ich
Ludzie o wrażliwości konserwatywnej, tradycjonalistycznej od lat 90. byli w mediach spychani na margines. Telewizje były liberalno-lewicowe, prawicowe gazety były to raczej niskonakładowe pisemka, nie mające żadnych szans z monopolem „Gazety Wyborczej”.
A jednak, wybierający głodowe pensje w niewielkich periodykach tzw. prawicowi dziennikarze przez pewien czas byli bliżsi realizacji dziennikarskich standardów od ich sytych kolegów z mainstreamowych mediów.
W ostatnich kilkunastu latach sytuacja rynku medialnego zaczęła się zmieniać. Media konserwatywne zaczęły rosnąć w siłę. Jednocześnie siłą rzeczy partnerem dla nich stała się partia Prawo i Sprawiedliwość, chłostana przez mainstream niemiłosiernie.
Niestety wielu kolegów dziennikarzy zapomniało, że sojusz z politykami dobry jest jedynie na krótką metę. Że czym innym jest wywiad, rozmowa, a czym innym zaangażowanie w polityczne gierki. W efekcie można było spotkać dziennikarzy, którzy od czci i wiary odsądzali esbeków i komunistów w obozie liberalnym, a gotowi byli bronić niczym niepodległości komunistów w tzw. obozie patriotycznym.
Przywrócić podstawowe standardy
Podwójne standardy stały się faktem. Po przejęciu władzy przez PiS u części dziennikarzy i mediów jest to szczególnie widoczne. Znam redaktorów, co jednego dnia gotowi byli twardo domagać się delegalizacji aborcji, by po dwóch dniach bez mrugnięcia okiem twierdzić, że to temat zastępczy, kreowany przez totalną opozycję. Bo zmienił się przekaz z Nowogrodzkiej.
Znam i takich, co całkiem szczerze głoszą wartości tradycyjne i konserwatywne, ale nie mają problemu z tym, że wspierani przez nich posłowie z wartościami tymi nie maja nic wspólnego.
Są wreszcie media, w których konserwatyzm i miłość do ojczyzny tożsama jest z miłością do partii PiS. A są i tacy dziennikarze, co wyznawcami są już nie partii, ale konkretnej frakcji w partii tej działającej. Z niezależnością dziennikarską, etyką nie ma to już wiele wspólnego.
Z dystansem do polityków
Oczywiście nie chodzi o to, że dziennikarz nie może mieć poglądów. Nie tylko może, ale i powinien. Ma prawo być socjalistą, socjaldemokratą, liberałem, narodowcem, konserwatystą. Do polityki powinien trzymać jednak pewien dystans.
Właśnie dlatego, by nie tłumaczyć się z tego, że druh z ulubionej partii dzieli agentów na złych onych, i naszych, czyli dobrych. Bezkrytycznych materiałów o kimś, kto na laurki nie zasługuje. Czy dziwacznych programów w mediach publicznych.
Jako dziennikarze, ale też obywatele, mamy swoje wartości, poglądy. Możemy ich twardo bronić. Partie, ruchy społeczne, politycy, to jedynie nasze narzędzia, z których możemy skorzystać bądź nie. A w razie czego zamienić na lepszy model. Klękanie przed nimi, wysługiwanie się im jest żałosne. A efekt przynosi odwrotny do zamierzonego.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie jest odzwierciedleniem stanowiska redakcji
Czytaj także:
Piotr Zaremba uderza w "Wiadomości": Jaki wy zawód wykonujecie?Czytaj także:
Antoni Dudek: Utrata pozycji przez Ziobrę zaczęła się jeszcze przed aferą KNF
Komentarze
Ponieważ ofiara kradzieży wahała się, prawnika zatrudnił Solorz, właściciel konkurencyjnego banku, a przez sejm i senat jest przepychana ta złodziejska ustawa.
KNF i minfin swoimi działaniami sprowadzają banki Czarneckiego do ceny giełdowej bliskiej zero, a potem przekażą je Solorzowi. a jeżeli wobec wybuchu afery nie będą tak bezczelni, to przekażą je jakiemuś państwowemu bankowi za symboliczną złotówkę.
Skutki uboczne likwidacji analfabetyzmu w PRL.
Pan proponuje "dystans"...
W PRL dziennikarze mieli dystans do swojej pracy. Byli zadaniowi i wiedzieli, że "linia partii" może się zmienić.
Widz też miał dystans, bo wiedział, że telewizja kłamie.
Patrząc trzeźwo na pracę pańskich kolegów i koleżanek, trzeba jasno powiedzieć. Tylko bezstronny dziennikarz jest wiarygodny.
Z zaangażowanego dziennikarza jednak bezstronnego zrobić się nie da.
Tą smutną konstatacją kończę, bo do całego PRL-bis i dziennikarskiego "jojczenia" już dawno nabrałem ogromnego dystansu
za jazdę z sądami, komisję Smoleńską, za wymienność w spółkach( poprzednie hieny wymieniły kilkuset ludzi w spółkach skarbu państwa w 8 lat hieny które mamy teraz wymieniły ponad 1000 w 3 lata), narodowców , afera KNF, za Pawłowicz i komunistę Piotrowicza, miliony dla Rydzyka. Słupki lecą w dół a przy wyborach okaże się nędzne 30 % co nie da mandatu do rządzenia. Im nie zależy na narodzie tylko na korycie bardziej niż poprzdnikom.
W rzeczywistości mamy tak znanych dziennikarzy opiniotwórczych i media upartyjnione i zależne od sponsorów.
Więc rola mediów obiektywnych została zatracona.
Więcej każdy kto z mediów korzysta winien brać pod uwagę to że media działają pod wpływem mocodawcy.
Redaktorze, niech pan popatrzy na Karnowskich czy Sakiewicza. Ci ludzie za pieniądze pisowskie tworzą media, a raczej ośrodki propagandy politycznej. Żaden prywatny biznes nie inwestuje w konserwatywną prasę, która hołdowałaby rzeczywiście konserwatywnym wartościom, bo to się nie opłaci. Nie ma takiego czytelnika. Po prostu.
Pozdrawiam, czytelnik Wyborczej.