Rodzinne tajemnice o. Jacka Woronieckiego

Rodzinne tajemnice o. Jacka Woronieckiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lenczewski

Ojciec Woroniecki, którego proces beatyfikacyjny trwa, musiał zmagać się z przeszłością dziadka noszącą znamiona zdrady narodowej

W ostatniej biografii dominikanina o. Jacka Woronieckiego (1878–1949), którego proces beatyfikacyjny został zainicjowany w 2004 r., przytoczono fragment wspomnień Aleksandry Krusenstern: „Mam wrażenie, że to powołanie [o. Jacka] musiało się rodzić w jakichś bardzo trudnych warunkach, dlatego bo właśnie ta ogromna rodzina: ośmioro dzieci i tak mało wnuków, tak mało prawnuków. Tam było mnóstwo dewiacji w tej rodzinie. Tam były jakieś choroby, złe mariaże, zboczenia zgoła, bardzo jakaś trudna poplątana przeszłość. […] Ale ja nie wiem, kto by tutaj umiał jakieś światło na ten temat rzucić”. Autor życiorysu – o. Maurycy Niedziela – wątpi, czy kiedykolwiek uda się to wyjaśnić. Próba odpowiedzi na te pytania wymaga wyświetlenia tajemnic rodzinnych, nie zawsze łatwych do omówienia.

Ród zawdzięczał karierę carskiemu generałowi Adamowi Korybutowi Woronieckiemu (1797–1863). Wprawdzie jego ojciec Józef otrzymał po 1794 r. nominację generalską od ostatniego króla Polski, jednak była to czysto tytularna ranga. (...)

Ojciec Jacek Woroniecki – najstarszy z rodzeństwa – otrzymał na chrzcie imię Adam po swoim dziadku carskim generale. Ojciec Mieczysław w nim widział przyszłego dziedzica. I zawiódł się całkowicie. W niektórych publikacjach dominikańskich podawano, że młody książę wybrał drogę duchowną niejako wbrew woli ojca i jakby mu na złość. Była w tym jakaś część prawdy, którą potwierdził Józef Puzyna, gimnazjalny kolega o. Woronieckiego. Uważał zresztą młodego księcia za człowieka stworzonego bardziej dla świata, o czym istnieją także inne świadectwa. Decyzja o wyborze stanu kapłańskiego miała jego zdaniem być dla starego ks. Mieczysława bolesnym ciosem: „Kiedy się dowiedział o postanowieniu syna, nie chciał mu bronić, ale od tego dnia właściwie datuje się początek jego choroby, bo przemęczony człowiek wiedział, że już nie odpocznie, że nie ma już dla niego ratunku”. (...)

Cały artykuł dostępny jest w 33/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także