Getto Zandbergowszczyzny
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Getto Zandbergowszczyzny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Subotnik Ziemkiewicza

Obóz Narodowo Radykalny to nie jest moja bajka – uważam, że Polska potrzebuje dziś tradycji starej endecji, tej od Popławskiego i Dmowskiego, a nie tradycji ruchów radykalnych z lat trzydziestych, które były skutkiem zatrucia młodych narodowców piłsudczyzną i podziwem dla skuteczności prowadzonej przez nią polityki pięści i represji; słowem – były taką postsanacją, czy raczej sanacją ma odwrót. Gdy jednak jakiś – w najlepszym wypadku – osioł, który historii własnego kraju uczył się od już nawet nie od Michnika, ale od Urbana, wyciera sobie ONR-em gębę jako „nazizmem”, to trudno nie reagować. A z literek ONR uczyniono w dyskursie salonu jakiś polski odpowiednik NSDAP i kto tylko chce uchodzić za „człowieka wykształconego i na pewnym poziomie”, wyciera sobie nimi gębę bez pomiłu.

Bardzo proszę, oto mamy w „Dzienniku Gazecie Prawnej” wywiad z panem Szpilmanem juniorem – bardzo zresztą polecam ten wywiad, jeśli ktoś chce zostać antysemitą, względnie zrozumieć, czemu antysemickie emocje są tak trwałe i niezwalczone, nawet tam, gdzie sami Żydzi od dawna nie są istotnym podmiotem czy problemem społecznym (są, generalnie, takie dwa typy bycia Żydem – jedni są nosicielami życiowej mądrości, którą wytworzyły wieki doświadczeń tej nacji, drudzy – płynącego z tego samego źródła resentymentu, wiodącego ku pogardzie i swoistej chytrości wobec „gojów”; komu się zechce wspomniany wywiad przeczytać, sam zgadnie, do którego zaliczam Andrzeja Szpilmana). W pewnym momencie z entuzjazmem opowiada Szpilman, jak to w Luksemburgu tamtejsza policja „wpierdoliła naziolom” bez żadnych tam wezwań do rozejścia czy czekania na jakieś przejawy agresji albo łamania prawa z ich strony, tylko tak, za sam fakt, że się odważyli manifestować na ulicy. Wyznaje pan Szpilman, z jaką radością to oglądał, niczym eunuch mający okazję pokibicować przy brutalnym gwałcie – i dodaje  z żalem, jako dowód, jak źle jest dziś z Polską, że u nas ONR chodzi swobodnie po ulicach – i nic…

Albo Andrzej Seweryn. Człowiek przecież nietuzinkowy, wielki aktor, i w przeciwieństwie do wielu przedstawicieli swego środowiska, raczej powściągliwy w wypowiedziach, opowiada, że martwi go narastająca w Polsce agresja. Bardzo słusznie, każdego powinna martwić. Ale jaki przykład tej agresji i przyzwolenia na nią potrafi Seweryn podać? Oczywiście, nie zachwyt mediów nad hasłami o strzelaniu do „kurdupla” na kodowskich manifestacjach, nie hejterski syf, lejący się z ich internetowych profili, nie kreowanie na bohaterów bandy prymitywów, którzy wymachiwali na prezydenta „fakami” i opluli mu limuzynę. Nie mówiąc już o tym, żeby się Seweryn cofnął w czasie, ot, do tej radości, jaką okazywało jego środowisko gdy „udał nam się Palikot” nasycał debatę publiczna najczystszym panświnizmem w najbardziej wulgarnym wydaniu, a zebrana przez niego „nowoczesna młodzież” szczała na smoleńskie krzyże i ryczała po pijaku do modlących się kobiet „pokaż cycki, kurwo!”. Och nie, problemy z przyzwoleniem na agresję i zbydlęceniem w życiu publicznym zaczęły się dla Seweryna mszą w Białymstoku z udziałem ONR, ba, mszą specjalnie zamówioną dla uczczenia rocznicy powstania tej organizacji!

Mógłbym przykładami takiego „bałwanienia”, jak to nazywał dzielny wojak Szwejk, sypać długo, ale szkoda moich palców i Państwa czasu. Kiedy mamy do czynienia tylko ze zwykła głupotą ludzi, którzy nie mają w głowach nic, czego im tam nie naćkała michnikowszczyzna, którzy po prostu nie wiedzą, że ONR to Mosdorf, którego „naziole” bynajmniej nie wypuścili z Auschwitz, ale zamęczyli tam za pomoc jakiej udzielał żydowskim współwięźniom, to Stanisław Piasecki, jeden z pierwszych zamordowanych w Palmirach, to bohater Szarych Szeregów Janek „Rudy” Bytnar, to tysiące dzielnych żołnierzy pierwszej i drugiej konspiracji, mówiąc krótko, ten obóz polityczny, w którym ofiary poniesione w walce z dwoma totalitaryzmami były stosunkowo największe ze wszystkich, a przypadki kolaboracji nieliczne – to można szukać jeszcze szukać w sobie jakichś okładów miłosierdzia i modlić się o rozum dla nich.  

Ale kiedy obelgami „neonazistowski”, „faszystowski” czy – najbezpieczniej procesowo – „faszyzujący” mają czelność sypać jacyś zandbergowcy, to mój gniew sięga zenitu, a pamięć podsuwa Kelusa „modlitwa modlitwą, a tu trzeba brzytwą, albo jeszcze gorzej, sprężynowym nożem”.

Wystarczy sięgnąć do internetu, żeby znaleźć wcale liczne fotki pana Zandberga na tle czerwonych flag z sierpami i młotkami, z gwiazdkami maoistowskich Chin, z konterfektem szefa kubańskiej bezpieki, zbrodniczego Ernesto „Che” Guevary, z Marksem. Niech mi jakiś zandbergowiec spróbuje znaleźć zdjęcie któregokolwiek z narodowców ze swastyką albo „salutem rzymskim”! Nie te w kółko kolportowane zdjęcia jakichś skinheadów z początków lat 90-ych, którzy sobie napisali „ONR” przy celownikach zapewne nic o tej nazwie nie wiedząc, poza tym, że jest znienawidzona przez ludzi, których oni nienawidzą  - jakieś zdjęcia rozpoznawalnego, czynnego dziś działacza narodowego, najlepiej pełniącego funkcję porównywalna z Zandbergiem.

Swoją drogą – pisał o tym zresztą wczoraj publicysta „Rzeczpospolitej” – trudno o bardziej dobitny przykład, jak chora jest debata publiczna nie tylko w Polsce, w całej Europie, bo przecież zdjęcie ze swastyką wykluczałoby polityka definitywnie, a typy z sowieckimi narzędziami herbowymi czy czegewarami niczego sobie do wyrzucenia nie mają i nikt im niczego nie wyrzuca, bo przecież ludzie z najbardziej parszywą komunistyczną przeszłością bywają unijnymi oficjelami, ważnymi politykami, noblistami – o zaledwie kilkaset kilometrów od miejsc, gdzie tysiącami grzebano pomordowanych „burżujów”, gdzie zagładzano Ukraińców, wywożono na pewną zatratę „białych Polaków” i tak dalej, czerwona gwiazdka, sierp i młotek to wciąż „postępowy” sznyt.

Wiatr historii przynajmniej u nas wieje w inna stronę, więc lewicowcy próbują się publicznie odcinać od ideowego pochodzenia – my komuniści, bolszewicy? Ależ skąd! My wszyscy z PPS, Okrzei i Piłsudskiego!

Słabo w tę przemianę wierzę – i zresztą chyba nikt. Ale nawet jeśli chciałaby partia „Razem” szczerze oprzeć się na tradycji polskiej lewicy niepodległościowej, niekomunistycznej, i tak nic z tego nie będzie – no, może jakiś ekskluzywny intelektualny klubik. Doświadczył już tego Sierakowski ze swoją Krytyką Polityczną, która tez deklarowała takie ambicje – a co z niej wyszło?

W Polsce tożsamość postpepeesowska jest własnością PiS i nikt kto się deklaruje jako lewica nie zdoła tego PiS odebrać, bo owa tożsamość to Piłsudski, czyli język pojęciowy polskiego romantyzmu, polskiej religijności i mesjanizmu – wszystko to, co lewicy nowoczesnej jest nie tylko obce, ale wręcz wrogie, wrogością instynktowną, odruchową, płynąca z samych bebechów. Lewicy pozostaje tylko tradycja Róży Luksemburg, a na to w Polsce po prostu nie klienteli innej, niż niszowa. Jedyną tradycją tej lewicy jest tradycja „wybijania Polakom z głów” ich polskości „kolbami” jakichś obcych karabinów, czy to sowieckich, czy „unijnych” – by wspomnieć sławną deklarację stalinowskiego filozofa w liście do Miłosza. W Polskiej debacie publicznej słowo lewica oznacza albo wygasający z przyczyn biologicznych sentyment peerelowski, postkomunistyczny (i takież interesy, oczywiście), albo instynkt wstrętu do polskiej tożsamości, instynkt imitowania zachodnich kampusów, małpowania mód i poprawności, które daje swym wyznawcom poczucie wyrwania się z polskiego obciachu i awansu na „Europejczyka”.

Więc cokolwiek by tam sobie, nawet uczciwie, każda nowa formacja lewicowa zamierzała, zawsze skończy się na tym samym – na homodziwadłach, feministkach, aborcji i antyklerykalizmie. I agresji wobec polskiej tradycji, szczególnie tej najbardziej „faszystowskiej”, narodowej.

Zandbergowcy nie są pierwszymi, którzy zamknęli się w tym getcie, choć trzeba im przyznać na zakończenie tego tekstu dwie zasługi – wielką i małą. Wielką jest oczywiście to, że niechcący wyeliminowali z parlamentu SLD i palikociarnię. Małą, że udowodnili, iż stary komuch i młody komuch to zjawiska równie paskudne, dowodząc tym samym, że człowieka nie należy sądzić po wieku.

Czytaj także