Biura turystyczne przytulone do murów wielowiekowej katedry i wciąż aktualnej siedziby prymasa Hiszpanii przedzierzgają się w punkty usługowe oferujące cały wachlarz tematycznych wycieczek szlakiem nekromancji i czarostwa. Umiem wyobrazić sobie przebieg tych atrakcji, bo niechcący wdepnęłam kiedyś w podobną eskapadę tematyczną.
Zaciekawiona świetnym wykładem o „Toledo monumentalnym”, niczego nieświadoma, zapisałam się też na nocny wykład pod gołym, wiosennym (!) niebem pt. „Toledo magiczne”. Minęły trzy lata i jak dotąd żaden kinowy horror nie przebił tamtego przerażenia, zaaplikowanego garstce Hiszpanów i niżej podpisanej Polce. Dorabiający w branży turystycznej historyk, badacz dziejów miasta, rzeczywiście okazał się charyzmatycznym gawędziarzem znającym każdy kamień starówki. Jego żartobliwe w tonie, a jednak erudycyjne i niezwykle sugestywne opowieści miały swój magnetyzm. Prowadząc nas ul. Diabła, ul. Piekła – ciasnymi uliczkami, które zachowały swe historyczne nazwy – przytaczał historyczne dane, według których Toledo stanowiło wraz ze swoją słynną żydowską szkołą nekromancji prawdziwe „zagłębie” magów. Liczba czarownic na 1 km kw. miasta biła rekordy europejskie. Tymczasem wbrew powszechnemu mniemaniu trybunał inkwizycji w Toledo w ciągu 337 lat swego funkcjonowania postawił zarzuty ledwie 428 wiedźmom.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.