Po tych słowach wypowiedzianych w czasie konferencji, nazwanej przez media "spotkaniem negacjonistów COVID-19", na Bocellego runęła fala krytyki, także ze strony artystów. Podkreślano, że nie można lekceważyć śmierci ponad 35 tys. osób. Skrytykowany został też za to, że mówił, iż nie zna nikogo, kto z powodu koronawirusa trafił na intensywną terapię.
W oświadczeniu zamieszczonym w mediach społecznościowych śpiewak podkreślił, że od zawsze angażował się w działania, by złagodzić cierpienia. "Robiłem to także ostatnio po nadejściu tej tragicznej pandemii, jak wielu wie" – dodał.
"Dlatego jeśli moje wystąpienie w Senacie wywołało cierpienie, szczerze proszę o wybaczenie, bo nie było to moją intencją. Nie miałem też zamiaru obrażać osoby dotknięte COVID-19" – zapewnił Andrea Bocelli. Przypomniał następnie, że koronawirus nie oszczędził także jego rodziny. Zakażony był zarówno on, jak i jego żona oraz dzieci. "Wszyscy baliśmy się najgorszego, bo nikt nie wie, jaki przebieg będzie miała ta choroba, która nadal jest nieznana" – wyznał włoski tenor.
Jak dodał, celem jego wypowiedzi było wyrażenie nadziei na to, że w niedalekiej przyszłości zwłaszcza dzieci będą mogły powrócić do normalnego życia. Bocelli przyznał, że sposób, w jaki wyraził swoje myśli "nie był najbardziej szczęśliwy".