Wojna w Afganistanie potrwa jeszcze długo. W 2015 r. talibom udało się opanować Kunduz i wprawdzie z samego miasta zostali wyparci, ale utrzymali kontrolę praktycznie nad całą prowincją. Zajęli również część sąsiedniego Badachszanu. Miało to szczególne znaczenie, gdyż są to tereny północnego Afganistanu, etnicznie głównie tadżyckie, podczas gdy wcześniej bazą talibów byli Pasztuni mieszkający na południu. Niedawno zresztą talibowie znów przystąpili do kolejnej ofensywy.
Nie świadczy to bynajmniej o ich sile, lecz o słabości afgańskiego państwa.
NADZIEJA NA POKÓJ
Korupcja, dwuwładza i anarchia – to główne problemu kraju, z którego ciągnie do Europy druga po Syryjczykach (pod względem liczebności) grupa ludzi szukających lepszego życia. Od ponad dwóch lat Afganistan ma dwóch prezydentów: formalnie Aszrafa Ghaniego, a dodatkowo „szefa egzekutywy” Ahmeda Ahmeda. Ich kompetencje są identyczne i obaj tak się blokują, że wielu mieszkańców już tęskni za ich poprzednikiem, Hamidem Karzajem, choć pod koniec kadencji mieli go dość. W prowincjach i tak rządzą gubernatorzy. Jeśli są dobrzy, to jest porządek. W wielu prowincjach działają też lokalne milicje, teoretycznie prorządowe, ale często terror z ich strony tylko zwiększa sympatię dla talibów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.