Po 9 sierpnia na Białorusi wybuchły masowe protesty przeciwko wynikom wyborów prezydenckich, które według oficjalnych danych wygrał z poparciem 80 proc. Aleksandr Łukaszenka, rządzący krajem od 26 lat. Do sytuacji w tym kraju odniósł się dziś szef rosyjskiego MSZ.
Podczas konferencji prasowej po zakończeniu negocjacji z białoruskim ministrem spraw zagranicznych Władimirem Makiejem Siergiej Ławrow mówił o ingerowaniu obcych sił w sytuację na Białorusi. Oskarżył też NATO i Unię Europejską o "niszczące" oświadczenia na temat obecnego kryzysu politycznego w tym kraju.
Na tym jednak nie koniec oskarżeń. Szef rosyjskiej dyplomacji mówił także, że "radykalne działania" w czasie demonstracji na Białorusi są prowokowane i finansowane z terytorium Ukrainy.
– Są potwierdzone informacje, że podobna działalność jest prowadzona z terytorium Ukrainy. Jest tam i "Trójząb" Stepana Bandery i S14, jest "Korpus Narodowy", jest "Prawy sektor". Wszystkie te struktury aktywnie zajmują się prowokowaniem radykalnych działań w Mińsku i innych miastach Białorusi, finansując takie akcje, podżegając tych, których uważają za perspektywicznych liderów estremistycznych, aby wnosili elementy siłowe w to, co dzieje się w czasie demonstracji w białoruskiej stolicy – mówił.
– Będziemy kategorycznie udaremniać podobne próby, tym bardziej próby wykorzystywania wielostronnych struktur, w których uczestniczą Rosja i Białoruś, aby zajmować się takimi prowokacjami – zapowiedział Ławrow. Jak podkreślał, "ci którzy próbują za wszelką cenę sprowokować zamieszki, sprowokować łamanie prawa, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że taki dialog narodowy pozostawi ich na poboczu historii".
Czytaj też:
"Sasza, słuchaj...". Kwaśniewski zdradził, co dziś powiedziałby ŁukaszenceCzytaj też:
"Skrajna naiwność albo cynizm i wyborcze samobójstwo". Pospieszalski bezlitosny dla PiS