W nocy z 4 na 5 grudnia w Italii rozegrał się dramat. Co prawda ostatnie sondaże, ogłoszone, jak każe prawo, dwa tygodnie przed referendum, dawały lekką przewagę „nie”, ale nikt – nawet najwięksi pesymiści – nie przewidywał takich rozmiarów klęski: 18 punktów procentowych, 59 do 41! I to mimo wielkiej ofensywy potężnej machiny propagandowej rządu i zagranicy na rzecz „tak” na finiszu. 70-procentowa frekwencja nie pozostawiała wątpliwości: taka właśnie była wola narodu. Pani minister do spraw reform, Maria Elena Boschi, ładna twarz kampanii Renziego, popłakała się. Niedługo potem bliski łez premier Renzi ok. godz. 1 w nocy poinformował naród o swojej rezygnacji. Zrobił przy tym to, co potrafi najlepiej: wygłosił piękną, wzruszającą mowę.
Cóż więc się stało, że charyzmatyczny, błyskotliwy i pełen wdzięku Golden Boy włoskiej polityki (41 lat), wspierany przez wszystkich możnych tego świata, tak gorzko i bezapelacyjnie przegrał? Dlaczego naród odwrócił się od Wielkiej Nadziei Italii plecami?
Włosi krzyczą: „Basta!”
Niby chodziło o przekształcenie senatu w przedstawicielstwo regionów o bardzo uszczuplonych kompetencjach, by przyspieszyć ścieżkę legislacyjną i likwidację sieci prowincji (naszych powiatów). Premier Renzi zdołał przepchnąć ustawę przez parlament zwykłą większością, ale nie uzyskał wymaganych przy zmianach konstytucyjnych dwóch trzecich głosów, więc trzeba było je potwierdzić w referendum. I najpewniej operacja by się udała, gdyby Renzi rok temu nieopatrznie nie zapowiedział, że jeśli referendum przegra, to złoży rezygnację i wycofa się z polityki. Nierozważną deklaracją premier ściągnął na siebie nieszczęście: zjednoczył opozycję wszelkiej proweniencji. Po drugiej stronie barykady stanęła nieprawdopodobna koalicja skrajnej lewicy, prawicy skrajnej i umiarkowanej, populistów komika Beppe Grilla (Ruch Pięiu Gwiazd – 30 proc. w sondażach), a na dodatek antyimigracyjnej i antyunijnej Ligi Północnej. Mało tego! Przeciw Renziemu stanęła również opozycja w szeregach jego własnej Partii Demokratycznej – głównie weterani, których zgodnie z zapowiedziami, gdy trzy lata temu został pierwszym sekretarzem, bezceremonialnie wypchnął na boczny tor.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.