Mandela jest symbolem odwagi i wybaczenia
  • Szewach WeissAutor:Szewach Weiss
  • Wojciech WybranowskiAutor:Wojciech Wybranowski

Mandela jest symbolem odwagi i wybaczenia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mandela jest symbolem odwagi i wybaczenia
Mandela jest symbolem odwagi i wybaczenia

W latach 50. XX w. zaczął się szybki proces dekolonizacji w Afryce. Ta dekolonizacja wyglądała wówczas bardzo różnie. W niektórych miejscach wiązała się z wojnami i ze zbrojnymi starciami, niekiedy bardzo krwawymi, które doprowadziły do przegranych nawet takich europejskich mocarstw jak Francja. Wspomnę choćby o Algierii czy Tunezji.

Republika Południowej Afryki była państwem innego typu. Długie lata biała mniejszość okrutnie rządziła tam czarną większością. W tym kontekście należy więc docenić osobistą wielkość Nelsona Mandeli. Nieczęsto się zdarza, by wewnętrzna opozycja – większość obywateli niemających żadnego wpływu na rząd, za to terroryzowana ogromną siłą białych żołnierzy i tajnych służb – miała takiego lidera.

Charyzma Mandeli pozwoliła mu zorganizować wokół siebie wszystkie siły opozycyjne i zdobyć szerokie poparcie wolnego świata. Stał się tak znanym symbolem wolności, że nawet białe rządy RPA nie miały odwagi, by go zamordować.

Jego sukces był tym większy, że Mandela nie tylko zwyciężył, ale – używając polskich porównań – udało mu się stworzyć atmosferę Okrągłego Stołu i zrealizować marzenia śp. Tadeusza Mazowieckiego, czyli „grubą kreskę”. Mandela dał przykład, jak moralny, mocny, charyzmatyczny przywódca może stworzyć model transformacji, która unika rozlewu krwi i przebiega w sposób stabilny oraz spokojny. Zamiast zemsty wybrał wybaczenie.

Mandela stworzył państwo, w którym mogą współpracować ze sobą różne grupy etniczne. Jego zwycięstwo nie skończyło się wypędzeniem rządzących dotąd białych. Dzięki niemu RPA uniknęła tragedii gospodarczej oraz wieloletniej wojny domowej.

Wśród laureatów Pokojowej Nagrody Nobla nie ma człowieka, który na to wyróżnienie zasługiwałby bardziej niż Nelson Mandela. Dla walki o wyzwolenie swojego kraju, dla walki z rasizmem i dyskryminacją poświęcił własne życie. Trzy dekady przebywał w więzieniu.

Być może Bóg dał mu tak długie życie jako odszkodowanie, rekompensatę za te dziesiątki lat za kratami. A być może zostawił go na ziemi tak długo, aby mógł być strażnikiem wolności Republiki Południowej Afryki, strażnikiem balansu między etnicznymi grupami, strażnikiem wolności bez zemsty.

Nelsona Mandelę będziemy pamiętać jako symbol odwagi, wybaczenia i humanitaryzmu. Oby stał się on przykładem dla tych krajów, które przechodzą dziś tzw. wiosnę narodów. Żeby ta wiosna nie stała się okropną zimą.

I chociaż w Libii, Egipcie, Jemenie czy Syrii nie ma zderzenia między rasami, a starcia są elementem walk grup etniczno-religijnych, to trzeba wiedzieć, że wojna na tle religijnym jest przeważnie najostrzejsza i najbardziej tragiczna w skutkach. Fanatyzm religijny jest bowiem brutalniejszy niż inny fanatyzm, nie zna w ogóle litości.

Oby zwycięzcy w tych krajach pamiętali o doświadczeniach Mandeli. My będziemy pamiętać.

Czytaj także