Totalitarna ciągota
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Totalitarna ciągota

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay/Jackmac34/Domena Publiczna
W zeszłym roku, 14 grudnia w Strasburgu, mogłem przyglądać się debacie poświęconej demokracji w Polsce. Doprawdy, dziwne było to doświadczenie.

Poziom bredni bowiem, ignorancji i głupoty – tak, zwykłej, prostej głupoty – przekraczał wszystko, co do tej pory na temat Polski mogłem usłyszeć. Ciekawe, że najbardziej radykalne, a jakże inaczej, były głosy lewicowych feministek, które wzywały polski rząd do walki z zabójstwami honorowymi i małżeństwami nieletnich. Do dziś bawi mnie patetyczny krzyk jednej z europosłanek, pytających dramatycznie pustą skądinąd salę, kiedy w Polsce kobiety odzyskają prawo do swojego ciała – oczywiście, rzekomo zagrożone prawo do własnego ciała to prawo do aborcji. Niezwykłe to było, powtarzam, dziwowisko, kiedy to, mając gęby pełne wolności i demokracji, w istocie wzywano do ich ograniczenia i zniesienia.

Na czym bowiem polegać ma wolność słowa według oświeconych postępowców, najlepiej pokazała zeszłotygodniowa decyzja francuskiego parlamentu. Przyjął on ustawę zakazującą szerzenia w Internecie informacji mogących odwieść kobietę od aborcji. Zgodnie z nowym prawem francuskie portale internetowe nie będą teraz mogły legalnie przekazywać treści, które mogą zniechęcić kobietę do usunięcia dziecka.

Doprawdy, to jest właśnie coś, co zasługuje na debatę w Parlamencie Europejskim. To jest właśnie decyzja, która u wszystkich ludzi autentycznie ceniących swobodę sumienia i słowa powinna wywołać wstrząs, szok, oburzenie i sprzeciw. To jest właśnie postanowienie, które przecież pokazuje, że współczesne państwo demokratyczne zmierza niebezpiecznie w stronę – nie bójmy się takich słów – totalitaryzmu.

Czym innym, jeśli nie ciągotą totalitarną, jest bowiem próba zakneblowania ust organizacjom pro-life, które próbują – i to gdzie, w Internecie, a więc, można by powiedzieć, w najmniej inwazyjny sposób – walczyć o godność życia, o godność nienarodzonych. I tym właśnie ludziom francuski demokratyczny rząd, ten sam, którego politycy i zwolennicy tylekroć pouczali Polskę, pochylali się z troską nad stanem jej demokracji, odebrał prawo głosu.

Uzasadnienie, jak zawsze, jest takie samo: żeby u kobiet, które zdecydują się na zabieg, czyli na zabicie nienarodzonego, nie wywoływać stresu. Wyobrażają sobie państwo bardziej jawną i absurdalną drwinę ze zdrowego rozsądku? Bardziej orwellowską nowomowę? Protest przeciw zabijaniu staje się budzeniem stresu, a apel do sumienia – agresją.

Czekam tylko, kiedy któreś kolejne państwo pójdzie tropem francuskiego i zażąda zakazu krytyki eutanazji. Czy u osób, które zdecydowały się na śmierć z rąk ich współczujących bliźnich, protesty i krytyka ich zachowania nie powodują dodatkowego cierpienia? Powodują. Zakażmy zatem w ogóle debaty nad eutanazją.

Idźmy jednak dalej. Skoro nie wolno krytykować ani apelować do sumień dokonujących aborcji kobiet, to przecież należałoby w ogóle zakazać istnienia ruchów pro-life. Jakim prawem ich przedstawiciele mówią o zabijaniu dziecka, skoro tu chodzi o usunięcie płodu, o zabieg równie neutralny moralnie jak wycięcie guzka czy wrzodu.

W ten sposób zachodnia cywilizacja zatoczyła pełen krąg. Kiedyś, na początku, państwo miało stać na straży niezbywalnej wolności słowa. Na tym zasadzała się jego wyższość nad innymi formami rządów. Wolność słowa i sumienia – to miały być te nienaruszalne, nienegocjowalne wartości. Teraz okazuje się, że jest dokładnie odwrotnie. Skoro państwo uznało, że zabijanie dzieci nienarodzonych jest legalne, to próbuje uniemożliwić krytykę swego prawa. W ostateczności może się okazać, że państwo liberalne będzie próbować – swoisty to paradoks – w ogóle zakazać wszelkiej debaty na temat moralnej wartości swoich działań. I to się obecnie nazywa postępem!

Artykuł został opublikowany w 8/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także