„Z niepewnego kandydata, po którym niewiele rządów uroniłoby łezkę, Tusk stał się prawdziwym szefem, prawdziwym Europejczykiem nobilitowanym dzięki sprzeciwowi Warszawy” – pisze Thomas Gutschker. Jak dodaje, relacje między Donaldem Tuskiem a kanclerz Angelą Merkel wcale nie były tak dobre jak powszechnie się uważa. Szefowa niemieckiego rządu miała zarzucać Tuskowi indywidualne działania w najtrudniejszym momencie kryzysu imigracyjnego. Wówczas były premier starał się zamknąć „szlak bałkański”, co miało zostać przeprowadzone bez konsultacji z Berlinem, a także miał działać nie licząc się z konsekwencjami.
Jak twierdzi autor komentarza, niemieccy dziennikarze zwracali uwagę, że zagranie Tuska jest związane z chęcią przypodobania się Beacie Szydło i rządowi Prawa i Sprawiedliwości tak, aby otrzymać wsparcie przy wyborze na drugą kadencję.
Tusk miał także „zajść za skórę” europejskim politykom podczas unijnego szczytu w Bratysławie, kiedy szefowie rządów mieli zademonstrować swoją siłę i udowodnić, że są w stanie bardzo dobrze pracować nawet bez Wielkiej Brytanii. Wówczas Donald Tusk zamiast wyrazić zdecydowane stanowisko UE w tej sprawie, przygotował zaledwie kilkuzdaniowe oświadczenie do mediów.
Sprawę Tuska w Radzie Europejskiej miał uratować Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów, w których zdecydowanie sprzeciwiał się tej kandydaturze na najważniejszy urząd w Unii Europejskiej. „Szefowie rządów musieli rozstrzygnąć, czy podporządkują się woli osoby w Warszawie, która pozbawia substancji polskie państwo prawa i w chorobliwej manii obarcza Tuska odpowiedzialnością za śmierć swojego brata” – czytamy w tekście Gutschkera. Jego zdaniem, to właśnie zaangażowanie lidera PiS wpłynęło na europejskich polityków, którzy nie chcieli stawać w tej sprawie ramię w ramię z Kaczyńskim.
Czytaj też:
Operacja Saryusz-Wolski