Filip, książę Edynburga, budzi wśród Brytyjczyków mocne uczucia. Jedni podkreślają wsparcie, jakie zawsze dawał królowej, cenią jego poczucie odpowiedzialności i lojalność wobec kraju, który jest dlań ojczyzną nie z urodzenia, lecz z wyboru. Cenią też jego ironiczne poczucie humoru i dystans do samego siebie. „W odsłanianiu tablic mam największe doświadczenie na świecie” – tak książę podsumował swe dokonania na niwie publicznej. Inni widzą w Filipie przedstawiciela zmurszałej, niewspółczesnej kasty arystokratów, nudziarza, którego ludzie słuchają tylko dlatego, że jest księciem małżonkiem Elżbiety II.
Konserwatywny dziennik „Daily Telegraph” pisał o nim tak: „Książę Edynburga rzuca wyzwanie duchowi czasów, w których nie liczą się takie wartości jak tradycja, hierarchia i poczucie służby publicznej. Dlatego musiał znosić tak wiele wrogości i pogardy”. Książę, zdaniem dziennika, „był doskonałym celem zastępczym dla tych, którzy z ostrożności nie ważyli się uderzyć w królową”.
Lewicowy „Guardian” nie zostawia na księciu suchej nitki: „Na przykładzie Filipa widać, jak rodzina królewska może doprowadzić miliony całkiem normalnych ludzi do stanu zidiocenia. Ten całkiem zwyczajny człowiek dla wielu swych wielbicieli stał się wspaniałą postacią, uosobieniem tradycji i rozsądku, jakie chcieliby widzieć w życiu publicznym”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.