Wojna na marginesie

Wojna na marginesie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Piotr Kościński

(…) Ukraina za czasów ZSRS była jedną z najlepiej uzbrojonych republik. Wojska sowieckie pierwszej linii stacjonowały w Polsce i NRD; tu i na Białorusi były oddziały drugiej linii, a w Rosji – trzeciej. Ukraina odziedziczyła po ZSRS gigantyczną armię – 780 tys. żołnierzy, 6,5 tys. czołgów i 1,1 tys. samolotów. Jednak kłopoty finansowe i zaniedbania – zapewne i przekonanie, że kraj nie ma żadnego potencjalnego przeciwnika – spowodowały, że wojsko to skurczyło się dramatycznie. Przed rosyjską aneksją Krymu gotowych do działania było co najwyżej... 6 tys. ludzi i około 15 proc. z 500 posiadanych samolotów; większość czołgów i pojazdów pancernych nie była w stanie nawet ruszyć z miejsca. Słabo opłacani, rekrutujący się z lokalnej ludności wojskowi na Krymie nie widzieli przeszkód, by pobierać żołd nie z Kijowa, ale z Moskwy. Dziwne, że w tej sytuacji separatyści (i wspierający ich żołnierze rosyjscy) zajęli tylko część Donbasu. 

Teraz nasi wschodni sąsiedzi pospiesznie się mobilizują i zbroją. Proszą o pomoc państwa zachodnie i własne społeczeństwo. Zachód, który nie bardzo wie, co począć, i społeczeństwo, które jest już skrajnie zmęczone tą dziwną wojną toczącą się jakby na marginesie codziennego życia. (…)

Cały artykuł dostępny jest w 12/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także