Breżniew – leń na Kremlu

Breżniew – leń na Kremlu

Dodano: 
Leonid Breżniew przemawia na 18. Kongresie Komsomołu, 1978 r.
Leonid Breżniew przemawia na 18. Kongresie Komsomołu, 1978 r. Źródło: Wikimedia Commons / RIA Novosti archive, image #417888 / Yuryi Abramochkin
Leonid Iljicz był ukochanym przywódcą sowieckiej partyjnej biurokracji. Nic bowiem nie robił

Autor: Wiktor Suworow

Gospodarka Związku Sowieckiego była ruiną. Aby ratować się przed upadkiem, komunistyczne kierownictwo postanowiło zacząć sprzedawać surowce naturalne. Gaz i ropę. Nikita Chruszczow kazał zbudować wielki rurociąg „Przyjaźń” i uznał, że sprawa jest uratowana. W jedną stronę popłynie ropa, w drugą pieniądze. W efekcie sowieckie kierownictwo nie będzie musiało już nic robić – żadnych zmian, żadnych reform. Po prostu będzie utrzymywać się z zarobionych pieniędzy. Towarzysz Chruszczow mocno się na tym przejechał. 14 października 1964 r. został bowiem wysadzony z siodła przez kolegów z politbiura. Stało się to w przededniu otwarcia „Przyjaźni”.

Na stanowisku zastąpił go Leonid Iljicz Breżniew. Człowiek – wbrew krążących na jego temat opiniom – pozbawiony jakiejkolwiek charyzmy i energii. Pomysł Chruszczowa bardzo mu odpowiadał. Podczas swoich rządów nie robił dosłownie nic. Sprawiło to, że dla rozrośniętej i wpływowej sowieckiej biurokracji był przywódcą idealnym. Jego urzędowanie po 18 latach przerwała śmierć. Gdyby żył 100 lat – rządziłby jeszcze sto lat. Gdyby żył wiecznie – rządziłby wiecznie.

Ten okres w historii Związku Sowieckiego był okresem rządów starców. Starcy – jak wiadomo – nie lubią zaś zmian. Trwali więc na stanowiskach po kilkadziesiąt lat pogrążeni w całkowitej stagnacji. A wraz z nimi w stagnacji pogrążał się cały kraj. Na przykład admirał Siergiej Gorszkow pełnił funkcję dowódcy marynarki Związku Sowieckiego przez blisko 30 lat! Od 1956 do 1985 r. Podobnie było z ministrami, generałami i członkami politbiura. Nie wychodzili zza tych samych biurek całymi dziesiątkami lat.

Drugą patologią systemu Chruszczowa był nepotyzm. Gdy służyłem jako oficer GRU w Genewie, w tamtejszej sowieckiej placówce były dwie kategorie pracowników. Tacy, którzy pracowali naprawdę, i tacy, którzy nie robili nic. W przypadku tych drugich zawsze okazywało się, że byli krewnymi jakiegoś bardzo ważnego aparatczyka z Moskwy.

Modelowym przykładem tej patologii był syn Breżniewa – Jurij, człowiek, który nigdy nie był członkiem sił zbrojnych. Pewnego dnia wezwano go jednak do Ministerstwa Obrony, gdzie usłyszał: „Od dzisiaj jesteście generałem”. „Dziękuję bardzo” – odpowiedział i wyszedł.

Podobnie wyglądała kariera męża córki Jurija Czurbanowa. On także dostał generalskie szlify tylko dlatego, że był członkiem rodziny dyktatora. Co ciekawe, gdy Breżniew umarł, natychmiast wpakowano go do pudła z powodu przekrętów finansowych. Korupcja była bowiem kolejną charakterystyczną cechą Związku Sowieckiego epoki Leonida Breżniewa. Epoki wielkiego gnicia. To, co się wówczas działo w odległych republikach, takich jak Gruzja czy Azerbejdżan, po prostu nie mieściło się w głowie. Korupcja, która do dzisiaj niszczy Rosję, to scheda po tamtych czasach.

Breżniew nie był więc żadnym „drugim Stalinem”. Był jego dokładnym przeciwieństwem. Był słabym przywódcą, którego biurokracja po prostu uwielbiała. Stalin był zaś silnym przywódcą, którego biurokracja nienawidziła. On chciał wszystko kontrolować, cały czas coś zmieniać, wdrażać nowe pomysły, projekty i plany pięcioletnie. Pracował jak szalony. Przerzucał ludzi ze stanowiska na stanowisko, tworzył nowe instytucje i zamykał stare. A więc – z punktu widzenia „aparatu” – jego rządy były koszmarem. Szczególnie że Stalin lubił od czasu do czasu podległych mu wymordować. A Breżniew? On nie miał żadnych wymagań, niczego nie oczekiwał, niczym się nie interesował. Po prostu był.

Czytaj też:
Mołotow, wierny sługa Stalina

Słynna „doktryna Breżniewa” – która zakładała trzymanie za twarz państw satelickich – w rzeczywistości była doktryną całego sowieckiego kierownictwa. Takie postanowienia zapadły na posiedzeniu politbiura, a Breżniew po prostu je zaakceptował. Tak to wyglądało zawsze. Partia komunistyczna była wówczas organizacją mafijną zarządzaną nie przez jednego „ojca chrzestnego”, ale przez radę bandziorów. Weźmy interwencję w Afganistanie. Decyzję tę poprzedziła zażarta dyskusja. Wchodzimy czy nie wchodzimy? Minister obrony Dmitrij Ustinow i szef KGB Jurij Andropow byli „za”. Przeciwko byli generałowie Armii Czerwonej, którzy ostrzegali, że to się skończy blamażem. Breżniew nie był się w stanie zdecydować. „Może zrobimy tak, a może tak” – mówił, drapiąc się po głowie.

Wreszcie przeważyło zdanie stronnictwa wojennego. Breżniew to nie był przywódca z wizją, który prowadziłby za sobą współpracowników do jakichś wielkich celów. Zawsze przychylał się do zdania większości. Być może zresztą to było jego siłą.

Leonid Breżniew był również człowiekiem śmiesznym. Jego największym hobby było kolekcjonowanie tytułów. Podczas II wojny światowej był zwykłym politrukiem w 18. Armii. Jednak potem, gdy doszedł do władzy, kazał się zrobić marszałkiem. Był również czterokrotnym bohaterem Związku Sowieckiego. A tytuły te dostawał gdy miał 60–70 lat, a więc już jako starszy pan. Jakim to wówczas bohaterstwem się wykazał – nie wiadomo. Był zresztą również bohaterem Związku Sowieckiego, Kuby, Wietnamu i dziesiątków innych krajów, w których nawet nigdy nie był. Jego wielka kariera rozpoczęła się nie na polu bitwy, ale podczas wewnętrznych komunistycznych rozgrywek. Breżniew w 1953 r. był bowiem jednym z oficerów, którzy aresztowali Berię. I właśnie to otworzyło mu drogę na szczyt.

Teraz medale. To była jego prawdziwa pasja. Cały się nimi obwieszał, wyglądał jak przystrojona bombkami choinka, a gdy chodził, dzwonił jak owieczka. Znana jest historia, gdy Breżniew odznaczał wspomnianego już syna – Jurija – Orderem Rewolucji Październikowej. To nie był jakiś bardzo ważny order, ale za to ładnie wyglądał. Podczas ceremonii wręczania powiedział: „Jurij, to dla ciebie. Jesteś szczęściarzem, bo ja mam wiele orderów, ale akurat Orderu Rewolucji Październikowej nie”. Następnego dnia Leonid Breżniew został uhonorowany Orderem Rewolucji Październikowej. Był zachwycony i dumny. Tak, wielkie totalitarne imperium, którego celem było opanowanie całego świata, za czasów Breżniewa zamieniło się w operetkowy reżim.

Krążą pogłoski, że Breżniew w 1982 r. wcale nie zmarł na zawał, ale został zamordowany przez Andropowa, który zajął jego miejsce. Czy to możliwe? Związek Sowiecki był takim państwem, w którym możliwe było wszystko.

Artykuł został opublikowany w 8/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.