Dominic Raab oświadczył, iż "nie może z czystym sumieniem poprzeć" warunków umowy pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską ws. Brexitu.
Przypomnijmy, że Donald Tusk poinformował dziś o zwołaniu na 25 listopada nadzwyczajnego szczytu 27 państw Unii Europejskiej dotyczącego Brexitu. Przywódcy państw członkowskich mają zatwierdzić na nim porozumienie pomiędzy Wspólnotą na Zjednoczonym Królestwem.
Premier Wielkiej Brytanii Theresa May ogłosiła w środę wieczorem, że na pięciogodzinnym spotkaniu rząd poparł przyjęcie proponowanego tekstu umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. – Te dokumenty były rezultatem tysięcy godzin twardych negocjacji ze strony brytyjskich urzędników oraz wielu, wielu spotkań, które ja i inni ministrowie odbyliśmy z naszymi unijnymi odpowiednikami – podkreśliła.
Czytaj także:
Tusk zwołuje nadzwyczajny szczyt ws. Brexitu
Komentarze
nie da się poprzeć z czystym sumieniem. Ze względu na unijną politykę, która jest polityką Frau Merkel, Niemcy po wyborach przez pół roku mozolili się żeby utworzyć nowy rząd, a jak już utworzyli, to okazało się, że nikt go nie chce, bo on nikogo z zainteresowanych tak na prawdę nie reprezenuje. Ciąg dalszy kryzysu partyjnego i rządowego.
Ta sama choroba, z uchodźcami w tle, uniemożliwia Szwedom utworzenie nowego rządu po wyborach.
Mają ogromny rozłam w społeczeństwie. Unijna polityka pod interesy i dyktando Niemiec zniechęciła Brytyjczyków
do projektu Unii Europejskiej i rozpaczliwie wysilają się teraz , by się jakoś z tej pułapki wydostać. Narzucenie waluty euro krajom, tak bardzo różniącym się w swoim rozwoju gospodarczym, doprowadziło do nagłego wzrostu cen, spadku zarobków i ogromnego zadłużenia. Tragedia grecka,jak epidemia, przerzuca się na inne kraje.
Młodzi, wykształceni, z dużych miast, od Lizbony po Tallinn, masowo szukają pracy w Niemczech i w krajach Beneluxu. Włochy przemieniają się w kraj trzeciego świata, a Włosi tęsknie śpiewają, „o liro moja! ...”
Każdy nowy traktat unijny, to kolejny łańcuch przykuwający dochodowe prowincje do centrali w Brukseli i
redukujący suwerenność państw członkowskich. Niedawno Nowa Kaledonia miała w referendum wybór, czy stać się niepodległym państwem, czy pozostać francuską kolonią. Jako kolonia lepiej im się podoba, bo żyją z unijnych dotacji, czyli z renty mamy, i potrafią to docenić. Macron chce jeden system podatkowy w całej Unii, jedną walutę dla wszystkich, jedną armię oraz, „... na jednego mieszkańca dwóch uchodźców przypada, dwóch uchodźców na jednego mieszkańca”. W piaskownicy nie miał tyle radości, jak teraz mieszając w UE. Staniemy sie Brazylią półkuli północnej, bo Merkel i Macron tak sobie życzą.
Niektóre moje przewidywana już się ziściły.
Niemcy, Francja i Polska mogą i powinny stanowić na dłuższą metę trzon dużej i silnej Unii Europejskiej, nawet gdyby zdarzały się mniejsze czy większy różnice zdań w bieżących interesach politycznych czy gospodarczych.
Strategicznie powinniśmy trzymać się razem.
To jest jedyna recepta na jako taką stabilizację i dobrobyt. W pojedynkę nie poradzą sobie nawet Niemcy, nie mówią już o Polsce.
Unia Europejska to jedyny gwarant naszego bezpieczeństwa i względnego dobrobytu z szansą na "większy" dobrobyt.
Jeżeli ROZPIEDOLIMY Europę (oczywiście pod pewnymi względami niedoskonałą) to cofniemy się o 50-60 lat w stosunku do reszty dużych graczy i nigdy nie odzyskamy, jako Europa, swojej pozycji. Polska liczyć się może wyłącznie jako cześć Europy zjednoczonej.
W przeciwnym wypadku zostaniemy "rozegrani" przez dużych graczy, bo będziemy za słabi.
Mówiąc o dużych graczach mam na myśli:
- USA - 0,4 mld ludzi (czy na nam się to podoba czy nie, to potęga)
- Chiny - 1,6 mld ludzi (jw)
- Indie - 1,8 mld ludzi (rosną w siłę z zastraszającym tempie + jw)
- Rosja (zwłaszcza w połączeniu z organizacją BIRCS)
- EU - 0,6 mld ludzi (póki co)
Po krótce...
USA patrzy WYŁĄCZNIE na swój interes w każdej konkretnej sprawie, a do tego funkcjonuje tam niezwykle silne lobby żydowskie - raczej będziemy "przepraszać" i wycofywać się rakiem z ostatnich posunięć.
Chiny czy Indie (ponad 3 __MILIARDY__ ludzi) interesują się Polska "po japońsku" czyli jako-tako i to
tylko pod warunkiem, że jesteśmy w UE, bo wówczas "wchodząc do Polski" "wchodzą" też do Unii Europejskiej. Polska poza UE jest dla nich BEZWARTOŚCIOWA.
Rosja... no cóż... niestety dla nich nadal jesteśmy "bliską zagranicą" i jeżeli "odłączymy się" mentalnie i gospodarczo od UE, to w perspektywie kilkudziesięciu lat , a może i szybciej, bo dynamika zdarzeń przyspiesza, staniemy się ich "zdobyczą". No nie wiem - patrzę na to raczej bez entuzjazmu, zwłaszcza, że to może się wydarzyć jeszcze za mojego życia. BTW... nikt tu nie przyjdzie nas bronić, tak jak my (i nikt inny) nie poszliśmy bronić Ukrainy. Najwyżej prezydent USA będzie obrażony na Putina przez kwartał.
Mam takie spostrzeżenia...
Ludzi zaściankowych, prostych, niewyedukowanych martwią jakieś śmieszne, drugorzędne problemy: geje (zawszy byli, są i będą), muzułmanie, których jest kilka-kilkanaście procent w Europie (oczywiście trzeba się z tym problemem jakoś uporać, choć humanitarnie), feminizm (banał) i gender.
Ludziom prostym, podatnym na wpływy wmawia się te problemy.
Ludzie prości, z klapami na oczach, zupełnie nie dostrzegają istotnych zagrożeń i długofalowych reperkusji rozbijania jedności Europy.
Dodam krótko:
ja zawsze marzyłem o Europie w której trzon stanowią trzy duże, centralne państwa: Francja, Niemcy i Polska. A biorąc pod uwagę niechęć Brytyjczyków do EU oraz nijakość i bylejakość Włoch i Hiszpanii (leniwi południowcy), to była duża szansa na spełnienie się mojej wizji. Powiem więcej - mam nadzieję, że moja wizja jeszcze się spełni.
Co do Polski...
Im mocniej kato-toruńsko-prawicowy motłoch wychyli wahadło w swoją stronę, z tym większym impetem wróci ono z powrotem, więc przestrzegam przed przeginaniem pały, bo kij ma dwa końce.
Wahadło zawsze wraca. Być może nastąpi to za 5 czy 10 lat, a może za 15 lat, ale wahadło wróci, tak jak wróciło w Hiszpanii po gen. Franko, we Włoszech po Mussolinim, w Chile po gen. Pinochetcie, czy przede wszystkim w Niemczech po Hitlerze.
Na prawdę chciałbym, aby Polska była silnym, stabilnym i bezpiecznym państwem, ale osiągnąć to możemy jedynie w oparciu o WSPÓŁPRACĘ w ramach UE - niczego lepszego póki co nie wymyślono.
Rozwalenie UE niczego nam nie przysporzy, a z pewnością zaszkodzi.
PAMIĘTAJMY: Buduje się długo i mozolnie, a rozwala szybko i bezmyślnie.
Pozdrawiam normalnych.