Polska może teraz odegrać ważną rolę
  • Wojciech WybranowskiAutor:Wojciech Wybranowski

Polska może teraz odegrać ważną rolę

Dodano:   /  Zmieniono: 
arch. pryw.
arch. pryw.
– mówi Szymon Ruman, prawnik, legislator, ekspert w zakresie prawa międzynarodowego i europejskiego w rozmowie z Wojciechem Wybranowskim

Zaczęło się szukanie winnych Brexitu. Pana zdaniem to wynik politycznego kryzysu w Wielkiej Brytanii czy raczej kryzysu w samej w UE, nieodpowiedzialnych działań „brukselskich baronów”?

To efekt wielu czynników, ale niewątpliwe w Wielkiej Brytanii skutki akcesji do UE nowych państw oraz stała presja Brukseli na głębszą integrację od lat nie budziły entuzjazmu. Obserwowaliśmy to w każdych kolejnych wyborach parlamentarnych i lokalnych, kiedy eurosceptyczna UKIP osiągała coraz lepsze wyniki, a w wyborach europejskich konkurowała już z dwoma największymi partiami. O ile, kwestia imigracji z nowych państw UE budziła w Wielkiej Brytanii duże emocje, o tyle szerokie zaproszenie skierowane do imigrantów z Bliskiego Wschodu przez kanclerz Niemiec, budziło juz emocje skrajne. Społeczeństwo brytyjskie ma zrozumiałe obawy przed tym, że niekontrolowany napływ milionów uchodźców może ostatecznie przeciążyć brytyjski budżet i spowodować kryzys gospodarczy społeczny. Poza tym dochodzi do tego tradycyjny brytyjski brak entuzjazmu względem integracji europejskiej. Zjednoczone Królestwo cieszy się już teraz wieloma wyłączeniami spod prawa unijnego, rabatem w składce. Brytyjski system prawny sceptycznie podchodzi także do zasady bezpośredniego obowiązywania prawa UE. Z tych wszystkich powodów Cameron zapowiedział w kampanii wyborczej referendum w sprawie wyjścia z UE. Po pierwsze chciał zachować spoistość własnej partii, po drugie zepchnąć do narożnika UKIP. Łatwo go teraz krytykować, ale tamta deklaracja mogła być ceną zwycięstwa wyborczego konserwatystów.

Co w  perspektywach: krótkoterminowej i długofalowej będzie to oznaczać dla Polski polityczne i ekonomicznie?

Krótkoterminowo obserwujemy spadki na giełdzie oraz osłabienie się złotówki. Długoterminowo Brexit oznacza dla naszej gospodarki tyle samo ryzyk co nowych możliwości. Biznes, który będzie wolał przenieść się z Londynu do UE, może lokować się m.in. w Warszawie. Co do wolnego przepływu usług, czy strefy Schengen nie ma tu żadnego automatyzmu. Podobnie rzecz się ma z otwarciem brytyjskiego rynku dla podmiotów z innych państw UE. To będą jednak decyzje rządu brytyjskiego, których kształtów na razie nie znamy. Politycznie powinniśmy aktywnie włączyć się w dyskusję nad nowym kształtem UE, a nie czekać aż Bruksela przedstawi swoje propozycje. To zadanie dla rządu i prezydenta i duża szansa na przejęcie inicjatywy w sprawach europejskich przez nowe państwa, których społeczeństwa najbardziej popierają integrację.


Niektórzy z angielskich polityków już przebąkują, że wycofają się z reguł prawa gospodarczego, które musieli dostosować do unijnych przepisów.

Z pewnością wyjście z UE będzie poprzedzone długim procesem negocjacji i szukaniem nowego modelu relacji Wielkiej Brytanii z UE. To sytuacja bez precedensu. Można założyć, że brytyjski rząd i parlament pozostawi tylko te regulacje unijne, które uzna za zgodne z interesem Wielkiej Brytanii. To samo będzie dotyczyło nowych regulacji unijnych. Brytyjczycy zawsze będą mogli dobrowolnie przyjąć te, które uznają za korzystne.

Największe obawy Brexit budzi wśród Polaków pracujących w Wielkiej Brytanii? Według niektórych wyliczeń chodzi o nawet 200 tys. osób.  Czy słusznie?

Myślę, że jest za wcześnie by na to pytanie odpowiedzieć. Można jednak założyć, że sytuacja Polaków, którzy pracują, płacą podatki i powiększają brytyjskie PKB nie powinna ulec pogorszeniu. Inna może być sytuacja obywateli państw UE, którzy nie podejmują pracy na wyspach i stanowią obciążenie dla brytyjskiego systemu socjalnego.

Jak cała sytuacją wpłynie na ustrój UE? Na pewno dojdzie do zmiany strefy wpływów. Kto zyska, kto straci?

Krótkoterminowo na pewno jeszcze bardziej wzrośnie rola Niemiec, bo Wielka Brytania jest jednym z nielicznych państw, które swoim potencjałem politycznym i gospodarczym mogą z Niemcami konkurować. Myślę, że od nowa trzeba będzie ułożyć system głosowania w Radzie oraz podział mandatów w Parlamencie Europejskim, to będzie oznaczało długie i żmudne negocjacje zmian w traktatach. Będzie to szansa nie tylko dla Polski i państw naszego regionu. Także Francja, Włochy, czy Hiszpania, będą musiały odpowiedzieć sobie na pytanie, czy godzą się na hegemonię Niemiec, czy szukają rozwiązań politycznych, które będą niwelować tą przewagę i równoważyć interesy i wpływy wszystkich państw członkowskich UE

To może być też szansa dla Polski na wzmocnienie swojej pozycji?

Z pewnością tak. Polska ma tu do odegrania ważną rolę. Z jednej strony jako największy kraj Grupy Wyszehradzkiej i naszego regionu musimy budować koalicję i jasno definiować nasze wspólne interesy. Z drugiej strony jako partner Niemiec i Francji w Trójkącie Weimarskim nie możemy dać się odsunąć od stołu, przy którym zapadać będą decyzje o przyszłości UE. Po trzecie w końcu, po odejściu Wielkiej Brytanii jesteśmy krajem z wielkiej piątki UE i powinniśmy się starać porozumieć także z Hiszpanią i Włochami co do tego jakiej Unii chcemy i jak sprawiedliwie rozłożyć głosy, by przewaga Niemiec nad czwórką pozostałych dużych państw nie była tak drastyczna.

Niemcy organizują, w sobotę potkanie ministrów spraw zagranicznych sześciu krajów, które zakładały UE. To dość czytelny sygnał kto pociąga za sznurki w UE? I co to Pana zdaniem oznacza? Coraz większe wpływy niemieckie?

To jest dla nas groźne. Świadczy także o krótkowzroczności liderów tych państw. Takie prowadzenie spraw europejskich nie buduje zaufanie i może powodować dalsze kryzysy i napięcia wewnątrz UE. Jest to jednak szansa dla nas. Jeżeli Berlin zwołuje naradę 6 państw to polski prezydent lub premier mógłby w tym samym czasie zaprosić do Warszawy liderów pozostałych 21 państw i rozpocząć konsultacje co do przyszłości UE. Taki ruch pozwoliłby nam wyjść z inicjatywą i wyraźnie pokazać, że nie będziemy biernie czekać na propozycje wypracowane w zamkniętym gronie i przedstawione nam do akceptacji. Taki ruch byłby też dobrze odebrany przez naszych partnerów, którzy nie znajdą się przy stole w Berlinie.

Jak widzi Pan  przyszłość UE w perspektywie 5-10 lat? Niektórzy mówią o efekcie domina. W dalszej kolejności Grecja, Francja…?

Nie chciałbym wróżyć z fusów ale już widać, że kazus brytyjski jest atrakcyjny dla innych. Do referendum wzywa francuski Front Narodowy i eurosceptycy w Holandii. Wiemy, że sceptyczna wobec kolejnych traktatów bywała Dania. We Włoszech Liga Północna i Ruch Pięciu Gwiazd także mogą podnieść podobne postulaty. Wiele zależy od tego czy Bruksela wyciągnie wnioski i reforma Unii uwzględni postulaty państw narodowych, czy będzie kolejną próbą narzucenia gotowych, wypracowanych w Brukseli rozwiązań. Trzeba pamiętać, że każde otwarcie dyskusji o zmianach w traktatach uruchamia nieprzewidywalny, co do efektu proces negocjacji, w którym interesy państw zetrą się z kursem pogłębienie integracji. Postawa Wielkiej Brytanii tylko zachęci pozostałych do twardszej obrony swoich interesów.


Szymon Ruman
Prawnik, legislator, ekspert w zakresie prawa konstytucyjnego, międzynarodowego i europejskiego. Był sekretarzem redakcji Międzynarodowego Przeglądu Politycznego oraz członkiem korpusu Polskiej Prezydencji UE. Autor publikacji o brytyjskim systemie prawnym oraz roli parlamentów narodowych w Unii Europejskiej. Założyciel Instytutu Druckiego Lubeckiego.

Czytaj także