Ludobójstwo jest wciąż przekłamane

Ludobójstwo jest wciąż przekłamane

Dodano: 
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Ks. Tadeusz Isakowicz-ZaleskiŹródło:East News / Łukasz Szelemej
– Polska jest traktowana jak frajer, który ma wyciągać kasztany z ognia na Ukrainie, wysyłając tam pieniądze i pomoc wojskową. Poroszenko wbrew obietnicom wciąż handluje z Rosją, Ukraińcy są nim rozczarowani, w końcu go obalą – mówi "Do Rzeczy" ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Maciej Pieczyński: W Łucku ostrzelano z granatnika polski konsulat. Skoro w swoim arsenale od farby „nieznani sprawcy” przechodzą do granatów, to chyba sprawa robi się śmiertelnie poważna?

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Tak. I dlatego jestem zszokowany wypowiedziami tych polskich polityków, którzy zaraz po zdarzeniu orzekli, że to rosyjska prowokacja. A skąd oni to wiedzą?! W interesie państwa polskiego jest przede wszystkim wysłać na Ukrainę polskich prokuratorów, którzy będą patrzeć na ręce Ukraińcom, nieudolnie i nieskutecznie badającym wszystkie dotychczasowe prowokacje antypolskie. 

W interesie Polski jest dopilnowanie tych śledztw, bo jak do tej pory Ukraina nie złapała nikogo. Ciągle pojawiają się kolejni nieznani sprawcy, którzy grasują głównie na Ukrainie Zachodniej. Co jeszcze się może stać?! Jak twierdzi konsul, granat uderzył 20 cm od okna pokoju, w którym spał pracownik konsulatu, więc to była wręcz próba zabójstwa, akt terroryzmu. Polscy politycy, którzy stawiają ideologię ponad zdrowy rozsądek, sami zachęcają do tych działań. Bo stwierdzenie a priori, że to zrobili Rosjanie, jest zachętą do dalszych prowokacji, które będą się moim zdaniem działy, tyle że na większą skalę. Następnym razem ktoś może zginąć. Proszę sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby w Polsce ktoś wystrzelił z granatnika w ambasadę amerykańską czy izraelską?! Reakcja władz byłaby natychmiastowa.

Swoją książkę o rzezi wołyńskiej zatytułował ksiądz: „Przemilczane ludobójstwo na Kresach”. Dzisiaj dziewięć lat po jej wydaniu, tytuł chyba stracił aktualność?

Nie do końca. W walce o pamięć nastąpiły wprawdzie dwa przełomy. Pierwszym były uchwały Senatu i Sejmu, które jednoznacznie ludobójstwo nazwały ludobójstwem, potępiły sprawców, czyli UPA i Waffen-SS „Galizien”, oddały cześć sprawiedliwym Ukraińcom oraz rodzinom kresowym, które w myśl hasła: „Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary” upominały się o prawdę. I to się stało, ale dopiero po 27 latach istnienia III Rzeczypospolitej. Równie ważnym przełomem był film „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Jednak spór o ludobójstwo trwa.

Niektórzy twierdzą, że chodzi księdzu nie tylko o pamięć, lecz także o zemstę.

Dziwię się, dlaczego politycy i publicyści tak przejmują się tym, co mówi prywatna osoba. Nie pełnię żadnych urzędów, wyrażam tylko swoje opinie, a jestem atakowany, jakbym to ja był za coś odpowiedzialny. Politycy przez 27 lat nie odrobili lekcji Wołynia i jeżeli chcą się bić w czyjeś piersi, to niech się biją we własne. Ja nigdy nie wzywałem do zemsty, to ewidentne kłamstwo. Jako krewny ofiar i duszpasterz środowisk kresowych domagam się jednak, aby powiedziano prawdę do końca.

O Wołyniu mówią i piszą wszyscy, co widać też po nowościach wydawniczych na półkach księgarń. Pamięć o zbrodni istnieje. Czego jeszcze trzeba?

Przede wszystkim trzeba pochować kości ludzi, którzy zostali pomordowani, a po 70 latach nadal nie doczekali się pochówków chrześcijańskich. Na mogiłach masowych, w których spoczęli, nie ma upamiętnień. Jeżeli gdzieś stawia się krzyże, to robią to głównie rodziny ofiar. Zarówno Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, jak i Ministerstwo Kultury sprawę tę zaniedbały. Kolejny krok to edukacja. O ludobójstwie na kresach w podręcznikach szkolnych albo się nie pisze, albo się pisze zdawkowo. Jeśli młodzież poznaje prawdę o Katyniu, to niech też pozna prawdę o Wołyniu. Trzecia sprawa, nadzwyczaj ważna: rząd nie reaguje na gwałtownie postępującą na całej Ukrainie gloryfikację zbrodniarzy, którzy mordowali obywateli polskich.

Cały wywiad dostępny jest w 14/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Rozmawiał: Maciej Pieczyński
Czytaj także