Przykrywki i źródła osobowe, czyli kobiety Ryszarda Kuklińskiego

Przykrywki i źródła osobowe, czyli kobiety Ryszarda Kuklińskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pułkownik Ryszard Kukliński musiał stworzyć odpowiednią „legendę”, która pozwalała mu na w miarę regularne spacery i wypady poza miasto w miejsca, gdzie miał odebrać instrukcje od CIA lub przekazać Amerykanom materiały. Do maskowania obsługi „martwych skrzynek” postanowił wykorzystać to, co i tak wielu od dłuższego czasu postrzegało jako jego słaby punkt oraz wadę – szczególną słabość do kobiet. W najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” Sławomir Cenckiewicz pisze, jak kobiety pomogły Kuklińskiemu uśpić czujność kontrwywiadu PRL. Ponadto w nowym „Do Rzeczy”: jak się dorobić w euro- i polskim parlamencie, za ile zostaną zlicytowane pamiątki po „dziadku z Wehrmachtu”, dlaczego postępowi kardynałowie rozsadzają kościół od środka oraz jak Robert Lewandowski sięgnął po koronę króla strzelców Bundesligi.

Pułkownik Kukliński w czasie, kiedy pracował w Sztabie Generalnym Ludowego Wojska Polskiego był pracownikiem często chwalonym i cenionym. Wiedział jednak, że zachwyty generałów skończą się natychmiast, gdy kontrwywiad Wojskowej Służby Wewnętrznej wpadnie na jego trop. Potrzebował więc skutecznego systemu kamuflowania. Nową odsłonę swojej gry z kontrwywiadem płk Kukliński rozpoczął od stopniowego propagowania w środowisku oficerów Sztabu Generalnego informacji o konfliktach z żoną Joanną. Ich związek od wielu lat targany był wieloma problemami i kryzysami, które wynikały w dużej mierze z pracoholizmu oraz ciągłej nieobecności Ryszarda w domu, jego legendarnej słabości do kobiet i skłonności do podwójnego życia. Realne problemy małżeńsko-rodzinne płk. Kuklińskiego zostały przez niego świadomie wykorzystane do wyrobienia sobie opinii („wywiadowczej legendy”) kobieciarza i w nieodległej przyszłości miały zdezinformować obserwujący go okazjonalnie kontrwywiad WSW - pisze Cenckiewicz. I przypomina opublikowane przez Marię Nurowską wyznanie Kuklińskiego, który opowiedział jej jak wydzierżawił od chłopa kawałek ziemi niedaleko Mińska Mazowieckiego, postawił tam coś w rodzaju letniego domku i często tam przyjeżdżał, przywożąc znajome kobiety. W ten sposób Kukliński dość szybko zyskał opinię oficera praktykującego „amoralny tryb życia”. W „Do Rzeczy” – kobiety w życiu i pracy pułkownika Kuklińskiego.

Tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego „Do Rzeczy” zagląda też do portfeli, a raczej oświadczeń majątkowych europosłów i kandydatów na ich fotele. W polskim parlamencie można się dorobić tylko wrogów – żartują posłowie, zapytani o to, czy na polityce da się wzbogacić. Aby dorobić się majątku, trzeba jechać do Brukseli. Owszem, polscy parlamentarzyści nie żyją źle, zarabiają powyżej średniej krajowej, ale trudno nazywać ich krezusami. Z pracy w polskim Sejmie można oczywiście wyżyć. (…) Jeśli porównać je z pensjami w Polsce, to dla wielu te poselskie 12 tys. zł miesięcznie będzie niewyobrażalnie dużą sumą, ale będą też tacy, którzy się z tego śmieją – twierdzi w rozmowie z „Do Rzeczy” Waldy Dzikowski, poseł Platformy Obywatelskiej. Po dwóch kadencjach w Parlamencie Europejskim problemy finansowe przestają się dla ciebie liczyć. Pieniądze to ostatnia rzecz, o której myślisz – przyznaje całkiem otwarcie europoseł Marek Migalski. Co znajdziemy w oświadczeniach majątkowych kandydatów do Europarlamentu, a co w tych, którzy już tam zasiadają – o tym w „Do Rzeczy” pisze Kamila Baranowska.

Na łamach „Do Rzeczy” także o tym, że siedemnaście pamiątek po Józefie Tusku, dziadku premiera, w sobotę zostanie wystawionych na sprzedaż. Ponoć chodzi o pieniądze, bo krewnych do sprzedaży miała zmusić nie najlepsza sytuacja materialna. Szczegółów można się domyślać, bo Józef Tusk – którego przeszłość będzie licytowana – miał pięcioro dzieci. Ktoś chce zarobić, bo w życiu mu się nie widzie. I to w Polsce, którą od kilku lat rządzi Donald Tusk. Na konferencji prasowej premier mówił, że nie pochwala takiego obchodzenia się z pamiątkami rodzinnymi i sam by zrobił inaczej. Dodał, że w aukcji nie weźmie udziału. Kancelaria premiera raczej też nie. Cena wywoławcza zestawu - 4 tys. zł. Za ile zostanie wylicytowany? O sprzedaży pamiątek po „dziadku z Wehrmachtu” w „Do Rzeczy” pisze Jakub Kowalski.

Z kolei Tomasz P. Terlikowski zajmuje się postępowcami w Kościele. Ta frakcja od jakiegoś czasu ma się świetnie i coraz bardziej otwarcie głosi poglądy – najdelikatniej rzecz ujmując – mało katolickie. Po pontyfikatach Jana Pawła II i Benedykta XVI wreszcie dla postępowców wzeszło słońce. I teraz – jak zapewniają – mogą już oni głosić swoje opinie bez obaw, że jakiś „pancerny kardynał” rozpocznie śledztwo w sprawie ortodoksyjności ich poglądów, a papież uzna, iż trzeba je skorygować. Jednym słowem, „hulaj dusza, piekła nie ma” – zapewniają postępowcy. I – żeby nie było wątpliwości – to nie są opinie publicysty, ale przekonania wypowiadane przez rozmaitej maści teologów, księży, siostry zakonne, a nawet kardynałów (i to niekoniecznie emerytowanych) – pisze Terlikowski w nowym „Do Rzeczy”. I dodaje, że o wiele istotniejsze jest jednak jest zjawisko, które można określić mianem nagłego objawienia się całego zastępu „rozmywaczy” doktryny, których głównym celem jest przekonywanie opinii publicznej, że już za moment Kościół zrezygnuje ze swoich konserwatywnych poglądów oraz otworzy się na gejów, lesbijki i rozwodników w ponownych związkach. A wszystko oczywiście w imię Bożego Miłosierdzia i samego papieża Franciszka. O kardynałach rewolucjonistach w „Do Rzeczy” pisze Tomasz Terlikowski.

Na łamach „Do Rzeczy” także o człowieku, który zrobił coś, czego jeszcze żaden Polak przed nim nie dokonał. Za 20 bramek zdobytych w zakończonym niedawno sezonie Robert Lewandowski dostał tradycyjne trofeum – miniaturową armatę dla najlepszego kanoniera niemieckiej ligi. To wspaniałe ukoronowanie jego czterech lat w Borussii Dortmund – klubie, który razem z nim wypłynął na szerokie wody europejskiej piłki. A trofeum przypieczętowało awans Lewandowskiego do grona czołowych gwiazd światowego futbolu. Już nie trzeba się zastanawiać, czy Robert Lewandowski tam pasuje, czy jego kolejne gole to przypadek, chwilowy wybuch formy, a potem – jak to często u polskiego piłkarza bywa – tylko slalom gigant prosto w dół. Jest dobry, bardzo dobry. Znają i cenią go już nie tylko w Europie. Jeśli prezes klubu Hans-Joachim Watzke zapewnia, że Borussia nie wpadnie w „dziurę po Lewandowskim”, to przy okazji oddaje mu hołd. Jeśli w ogóle się na ten temat dyskutuje, to znaczy, że jest coś na rzeczy. Dzisiaj Lewandowski to profesjonalista w każdym calu. Zaprzecza stereotypowi polskiego piłkarza. Nie słychać też o imprezach z jego udziałem, nic nie wiadomo o jakichkolwiek skandalach. „Gwiazda, jakiej nie mieliśmy”, czyli sylwetka Roberta Lewandowskiego na łamach „Do Rzeczy”.

Nowy numer „Do Rzeczy” w sprzedaży od poniedziałku, 19 maja 2014. E-wydanie jest dostępne już od niedzieli wieczorem u dystrybutorów prasy elektronicznej. Tygodnik „Do Rzeczy” to tytuł kierowany przez Pawła Lisickiego. Jest pismem konserwatywno-liberalnym. Na łamach tygodnika publikują m.in. Piotr Semka, Rafał A. Ziemkiewicz, Cezary Gmyz, Waldemar Łysiak, Bronisław Wildstein.

Całość recenzji dostępna jest w 21/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także