Szepty i krzyki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Nowak

Powstania nie biorą się z obłędu. Powstajemy, żeby się podnieść z wcześniejszego upadku. Powstajemy, kiedy uznajemy swoje położenie za nie do zniesienia. 

Można zakrzyknąć: „Obłęd!”. I zredukować kwestię Powstania Warszawskiego do problemu odpowiedzialności kilkorga ludzi, którzy podjęli decyzję. Znamy jej koszty. Nie dowiemy się natomiast nigdy, co by było, gdyby decyzja była inna – nie powstajemy. Jakie byłyby jej koszty? Ci, którzy mówią, że ocalałoby miasto, ocalałyby polskie elity, ocalałoby 200 tys. istnień ludzkich, po prostu nie mają żadnej możliwości udowodnienia swoich tez. Muszą się natomiast zmierzyć z pytaniem, które postawił między innymi gen. Tadeusz Pełczyński. Szef Sztabu Komendy Głównej AK, a od lipca 1943 r. zastępca dowódcy AK, stawia to pytanie tak: „Gdybyśmy nie zrobili walki w Warszawie, to Stalin byłby wyzwolicielem Warszawy. Ludność byłaby zszokowana: czy AK uciekła, czy przeszła na stronę niemiecką? To, co było wyrazem walki o wolność i niepodległość, byłoby zaprzepaszczone. [...] Gdyby Rosjanie zajęli Warszawę i nas wytaszczyli do Irkucka i głosiliby, że byliśmy tchórzami, bo nie zaczęliśmy walki – to byłaby dla nas i dla AK klęska, sięgająca w historię”. (...)

Cały artykuł dostępny jest w 31/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także