Tusk cały na biało

Tusk cały na biało

Dodano: 
Donald Tusk w Parlamencie Europejskim
Donald Tusk w Parlamencie Europejskim Źródło: PAP / PATRICK SEEGER
Magdalena Kaźmierczak I I Jest taka specyficzna forma działań z dziedziny kultury, o większym lub mniejszym stopniu artyzmu, która nosi nazwę prank (po angielsku to tyle co figiel, psikus, robienie z kogoś żartu). Polega z grubsza na podobnej zasadzie co  „ukryta kamera”, ale bywa znacznie bardziej rozbudowana, subtelniejsza, angażująca więcej animatorów, często profesjonalnych, zwykle nakierowana na „wkręcenie” nie jednej-dwóch osób, ale na fabule stopniowo rozwijającej się w jakiejś naturalnej społecznej przestrzeni, tak aby trudno było początkowo wyczuć granicę pomiędzy rzeczywistością a inscenizacją.

W pranku każdy pozornie przypadkowy świadek, np. przechodzień, klient pubu, sprzedawca w markecie, może w nieprzewidzianym momencie okazać się umówionym aktorem. W pranku w końcu każdy odgrywa jakąś rolę, nawet jako widz, bo akcja „wciąga” emocjonalnie.

Jażdżewski nie zaszkodził opozycji?

3 maja wzięliśmy udział w pranku. Profesjonalnie przygotowanym, ukrytym pod pozorem wykładu przewodniczącego Rady Europejskiej w Auli UW, poprzedzonego „suportem” w wykonaniu redaktora Liberte. Obaj byli głównymi aktorami. Prank ten miał jednak cel nie socjologiczno-artystyczny, ale socjologiczno-polityczny. Większość polityków i publicystów wszystkich formacji - a także twiterowiczów, facebookowiczów, zwykłych telewidzów - weszła w przygotowane dla nich role, bądź to popierając agresywnie wypowiadane tezy Jażdżewskiego (ewentualnie krytykując ich formę), bądź „odcinając się” od nich z pewnym opóźnieniem, jako od zbyt radykalnych, bądź też wybuchając szczerym oburzeniem, używając naturalnych i uzasadnionych w tej sytuacji mocnych oskarżeń o mowę nienawiści, wreszcie sięgając po argumenty prawne. Prof. Ryba ocenił (dla wpolityce.pl), że „skrajne wystąpienie Jażdżewskiego jest niekorzystne dla środowiska totalnej opozycji”.

Otóż niekoniecznie. Jeśli ta opozycja, trochę umownie traktowana jako pewna „jedność”, miała ostatnio problem sondażowy spowodowany zapewne odpływem skrajniejszych skrzydeł elektoratu (z jednej strony na skutek „przedwczesnych” działań Trzaskowskiego i Rabieja w sprawie LGBT, z drugiej – z powodu konieczności konkurowania z Wiosną o wyborców antyklerykalnych i światopoglądowo liberalnych), to teraz ma szanse te straty częściowo odrobić. Jednak nawet jeżeli niektórzy z liderów KE świadomie zdecydowali się wziąć udział w pranku, to mogli się jeszcze nie zorientować, że to prank piętrowy, i że sami dali się „wkręcić”.

I wtedy wchodzi Tusk...

Scena kulminacyjna wyglądała tak: bardzo ostry w treści i w formie atak na wspólnotę Kościoła, niby wpisujący się w program Wiosny, ale w swoistym „zacietrzewieniu” przeradzający się wręcz w jego karykaturę, sprowokował – bo miał sprowokować - oczywistą i równie ostrą reakcję, przejawiającą się niekiedy w słowach tak kategorycznych, że łatwych do podważenia jako „totalitarne” (zrównanie polskości z Kościołem). Znowu zagrzewanie do walki, światopoglądowej, ostrej, ale o „nic” wymiernego w postaci np. konkretnych inwestycji, wzrostu płac, poprawy służby zdrowia. Obie strony, które sprawiają wrażenie, że „plecami opierają się już o ściany”, wprost mówią o wojnie cywilizacyjnej. Odcinająca się od tego opozycja nie jest już skrajna, przesuwa się do centrum. W zmęczonych ciągłą kampanią wyborcach rodzi się potrzeba „normalności”, rozładowania nabrzmiałych emocji.

Czy jednak można całkiem ufać chwiejnym w deklaracjach liderom partii wchodzących w skład Koalicji Europejskiej (być może niedługo nazwie się ona Koalicją Parlamentarną, na potrzeby jesiennych wyborów, ale raczej nie wpłynie to na jej podstawową ułomność, jaką jest brak wspólnego programu pozytywnego)? Jak ma się zachować ktoś, kto nie wpisuje się w żadne skrajne (w tym „uskrajnione” na potrzeby przedstawienia) postawy, a nie chce zagłosować „przeciwko”, wolałby wreszcie w cywilizowany sposób, jak normalny europejczyk, zagłosować spokojnie „za” rozsądnym, przewidywalnym centrum? Ktoś, kto właśnie zorientował się, że dookoła niego ci, których uważał za intelektualistów, zamiast używać argumentów „tarzają się w błocie”? Napięcie staje się trudne do wytrzymania, czas na finał.

I wtedy na mównicę wchodzi Tusk. Cały na biało. Tak biały, że niemal przezroczysty jak ciepła woda w kranie. Nie robi polityki. Przynosi spokój, refleksję, profesjonalizm i nadzieję na mądrą, europejską przyszłość. „Jesteśmy tego warci”.

Kurtyna. Oklaski. Brawa dla reżysera.

Magdalena Kaźmierczak jest dziennikarką "Gazety Obywatelskiej". Poglądy autora nie mogą być utożsamiane ze stanowiskiem żadnej z redakcji.

Czytaj też:
Kluczyk do Tuska

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także