“Solidarność to najlepszy polski towar eksportowy, nie było takiego ruchu w skali świata”

“Solidarność to najlepszy polski towar eksportowy, nie było takiego ruchu w skali świata”

Dodano: 
Stocznia Gdańska
Stocznia GdańskaŹródło:PAP / Dominik Kulaszewicz
Młode pokolenie musi wiedzieć, że jeżeli Ty dasz coś Polsce, to Polska da coś Tobie. Bo oczywiście walka i patriotyzm są bezinteresowne. Ale po odzyskaniu wolności należy bohaterom oddać hołd. Przykładem niech będzie sytuacja Powstańców Styczniowych w II RP, którzy mieli zapewnione domy opieki, a nawet najwyżsi oficerowie zobowiązani byli do oddania im honorów. II Rzeczpospolita umiała docenić bohaterów, III nie. Po 89 roku uprzywilejowani byli ci, którzy prześladowali, a nie ci, których prześladowano – mówi portalowi DoRzeczy.pl Przemysław Miśkiewicz, działacz NZS w latach 80., lider stowarzyszenia Pokolenie, współautor Encyklopedii Solidarności.

Ukazał się kolejny, trzeci już tom Encyklopedii Solidarności. Ostatnio o tym projekcie rozmawialiśmy w 2007 roku. Co się zmieniło od tego czasu?

Przemysław Miśkiewicz: W 2007 roku jeszcze nie było żadnego tomu. Ale zacznijmy od fundamentu, od samego początku. Na ogół gdy kończy się wojna albo społeczna rewolucja, mało komu przychodzi na myśl, by starać się skatalogować i spisać wspomnienia. Na początku latach 90., u progu III RP główną narrację na temat Solidarności była ta napisana przez tygodnik „Nie” Jerzego Urbana, który miał największy nakład ze wszystkich gazet. Określenie „solidaruchy, styropiany” było na porządku dziennym. Zrobiono wszystko, by odebrać ludziom radość z tego zwycięstwa. Okazało się, że beneficjentami tego zwycięstwa są nie ci, którzy z systemem walczyli, ale ci, z którymi walczono. A jeśli już pamiętano o tych, co walczyli, to o najważniejszych dowódcach. O zwykłych żołnierzach, nawet podoficerach, zapomniano.

Jak zrodził się konkretny pomysł stworzenia Encyklopedii Solidarności?

W 2000 roku wspólnie z Adamem Borowskim z wydawnictwa Volumen zrobiliśmy album z okazji 20-lecia Solidarności Śląsko-Dąbrowskiej. Adam zrobił podobny o Solidarności ogólnopolskiej, razem zrobiliśmy na Śląsku. Albumowi towarzyszyła wystawa na otwarciu, której zjawiło się ponad 200 osób do których udało nam się dotrzeć. I zdałem sobie sprawę, że w zasadzie nic o sobie nawzajem nie wiemy no może poza tymi, którzy działali razem. Niewiele ponad miesiąc później później umarła Danka Skorenko, pierwsza dama śląskiej Solidarności. Wtedy zdałem sobie sprawę, że część ludzi odeszła a niedługo zaczną odchodzić następni, a nikt nie będzie o nich pamiętać. Podobne odczucia miał Adam Borowski, który w 2001 roku rzucił hasło „zróbmy Encyklopedię Solidarności”. Początkowo uznałem to za rzecz niewykonalną. Był to czas wielkiej smuty – rządów SLD, gdy nie było żadnych szans na to, by zdobyć na taki projekt jakiekolwiek środki. Sytuacja zmieniła się, gdy w 2005 roku władzę przejęło PiS, a Prezesem Instytutu Pamięci Narodowej został śp. Janusz Kurtyka. Pamiętam spotkanie z nim, podczas którego wspomniałem o pomyśle Encyklopedii Solidarności. Janusz powiedział ‘’Robimy to wspólnie, my dajemy na to środki finansowe, i swoich ludzi, wy dajecie swoich i też zdobywajcie pieniądze”. Wtedy się pojawiła realne możliwość. Powstała pierwsza redakcja.

Kto był w jej składzie?

Trzy osoby z IPN – Łukasz Kamiński, Grzesiek Waligóra i Antek Dudek, oraz cztery osoby od nas – Adam Borowski z żoną Mirą Łątkowską, która była redaktorem naczelnym Encyklopedii, Włodek Domagalski i ja. Dla mnie to była ogromna nobilitacja i przygoda życia. Podzieliliśmy Polskę na 37 historycznych regionów Solidarności z 81 roku. W każdym wyznaczyliśmy pełnomocnika, który sporządzał listy biogramów i haseł ze swojego regionu, a następnie przy współpracy kolejnych osób wypełniał je treścią. I zaczęły wychodzić rzeczy niesamowite.

To znaczy?

Okazało się, że tych opozycyjnych organizacji była cała masa. Co ciekawe – do tej pory znaliśmy taką trochę salonową historię Solidarności. Wiedzieliśmy o działaniach głównych postaci: Wałęsy, Onyszkiewicza, Mazowieckiego. Tymczasem okazało się, jak masowo ludzie na dole działali – drukowali, kolportowali, robili akcje, wydawali gazety. Były to dziesiątki tysięcy działaczy. Niestety kompletnie zapomnianych. Była specjalna ankieta, dotycząca poszczególnych osób, których biogram powstawał na użytek Encyklopedii. Na podstawie tej pracy można w dużej mierze określić kim był przeciętny działacz Solidarności.

I kim był, przeciętny działacz Solidarności?

Działacz Solidarności był człowiekiem, który parę lat przed rozpoczęciem działalności przyjechał do miasta z mniejszej miejscowości. Przykładem jest Śląsk, gdzie rodowitych Ślązaków w opozycji było niewielu, choć oczywiście się zdarzali. Ale większość stanowili przyjezdni. Dobrym przykładem jest tu Jastrzębie Zdrój gdzie miejscowych prawie nie było. Trudno się zresztą temu dziwić – na początku lat 60. miejscowość ta liczyła 5 tysięcy ludzi i rozrosła się do stu tysięcy. Przy tworzeniu Encyklopedii dla mnie ważny był i nadal jest też jednak inny element.

Jaki?

Solidarność jest najlepszym polskim towarem eksportowym. Oczywiście mamy dobrą wódkę, piękne kobiety, doskonałą żywność. Jednak Solidarność jest ewenementem na skalę światową, nie było takiego ruchu społecznego w dziejach świata. Owszem, niektórzy mogą wskazywać na masowość ruchu w Indiach w okresie walki Mahatmy Gandhiego. Jednak procentowo, nigdzie tak wielka część społeczeństwa nie zgromadziła się w jednej organizacji tak, jak w przypadku Solidarności. I ten niebywały fenomen nie został nigdzie opisany. Encyklopedia zmieniła to. Oczywiście my też jeszcze w pełni wszystkiego nie opisaliśmy. Niemałą satysfakcją jest fakt, że dziś nie ma prac naukowych dotyczących Solidarności, bez powołania na Encyklopedię. 5 tysięcy biogramów, 2,5 tysiąca haseł rzeczowych, Wirtualna czytelnia bibuły. Encyklopedia to nie tylko Solidarność, ale cala opozycja z lat 1976 – 1989. Okazało się, że w tych latach ukazało się około 6,5 tysiecy tytułów gazet podziemnych. Jak mówi mój kolega z redakcji Encyklopedii Solidarności, Włodek Domagalski, najważniejszym nurtem podziemnej rzeki, która obaliła komunizm była właśnie podziemna prasa, która odrzuciła monopol sowieckiej propagandy. Kocham Solidarność, jej historia to coś niepowtarzalnego, zrobić trzeba wszystko, by ją ludziom opowiedzieć.

Czy były przypadki uzurpatorów, ludzi, którzy chcieli być w Encyklopedii, a okazało się, że nie mają przeszłości opozycyjnej?

Zdarzało się, że dzwonił dorosły syn, bądź córka jakiegoś człowieka z pytaniem, kiedy ojciec znajdzie się w Encyklopedii Solidarności. I okazywało się, że człowiek ten ledwie działał, ale dzieciom opowiadał tak niestworzone historie, że wynikało z nich, że był drugą osobą po Lechu Wałęsie. Bywały też przypadki, że ktoś w opozycji gdzieś zaistniał, chciał być w Encyklopedii, ale nie spełniał wymogów, by znaleźć się wśród tych kilku tysięcy biogramów. Ale to były sytuacje jednostkowe.

No właśnie – dlaczego tylko kilka tysięcy haseł, podczas gdy w Solidarności działało aż 10 milionów ludzi?

Aby znaleźć się w Encyklopedii należało działać w nielegalnej, podziemnej Solidarności. Z tej legalnej umieszczeni są tylko wysocy działacze funkcyjni – szefowie regionu itd. Natomiast oczywiście 5 tysięcy biogramów to nie wszystko, szacujemy, że powinno być ponad 10 000, a i tak to nie objęłoby wszystkich, którym Ojczyzna ma za co dziękować. Co bardzo przykre podczas robienia biogramów okazało się, że 10-12 proc. żyje na skraju nędzy. I nie chodzi tutaj o nędzę w stylu życia poniżej średniej krajowej, czy nawet minimalnej pensji. Chodzi o życie naprawdę w skrajnej biedzie. Na szczęście w ostatnich latach sytuacja diametralnie się zmieniła.

Wśród ludzi Solidarności po roku 1989 zdarzyło się wiele samobójstw. Czy są badania na ten temat?

Badań nie ma. Jednak faktycznie liczba ta była spora, wydaje mi się, że znacznie większa procentowo, niż w przypadku innych grup społecznych. Pamiętajmy, że wielu ludzi po roku 1989 zakładało firmy, wielu bankrutowało, nie wytrzymywało psychicznie. Samobójstwa zdarzały się też na emigracji. Gdyby zrobić badania zapewne okazałoby się, że i chorób psychicznych jest wśród ludzi Solidarności więcej niż w innych grupach społecznych. Losy te układały się bardzo różnie.

Skąd wzięło się to, że ludzie ci po 1989 roku nie zostali odpowiednio docenieni?

Z jednej strony – ja już wspomniałem – znaczenie miała narracja samych komunistów, pism takich jak „NIE” Jerzego Urbana, które zdominowały debatę publiczną. Z drugiej strony, w latach 90. ludzie Solidarności niczego się nie dopominali, wspominali tamten czas, ale uważali, że zrobili coś oczywistego, co po prostu należało zrobić. Nawet ja pamiętam spotkania z kolegami dawnego NZS, gdzie często żartowaliśmy, rozmawialiśmy o przeszłości, jednak prawie nie rozmawialiśmy o jakimś uczczeniu. Dopiero potem, patrząc na to w jakich warunkach wielu ludzi dawnej opozycji żyje, uznaliśmy, że trzeba im pomóc. Łukasz Kamiński założył Fundację Wdzięczności, w ramach Stowarzyszenia Wolnego Słowa powstał Fundusz Zasłużonych. Na 25 lecie wyborów czerwcowych zorganizowaliśmy akcję „Dziękuję za Solidarność”, która odbiła się dużym echem wśród zainteresowanych w całym kraju. Było to symboliczne uczczenie tych, którzy dużo zrobili i dali siebie dla Polski, a Polska się im nie odwdzięczyła.

Dużo zmieniła chyba ustawa o pomocy dla dawnych opozycjonistów w PRL, dzięki której mają oni ponad 400 złotych zasiłku?

Tu nie chodzi o te kilkaset złotych chociaż jest to oczywiście bardzo ważne. Ludzie ci mają dostęp do lekarza bez kolejki, raz w roku darmowe sanatorium, darmowe autobusy i tramwaje w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu, darmowe Koleje Śląskie. To są rzeczy symboliczne, ale też ważne i praktyczne. Ja w latach 90. mówiłem, niech by nam nic nie dali, tylko zniżkę na autobus czy tramwaj po to tylko żeby inni mogli zapytać z jakiego powodu. Dla zasady, dlatego, by dać pewien przykład młodemu pokoleniu. Pamiętam, gdy kilka lat temu z córką i wnukiem wsiedliśmy do pociągu, gdy poinformowałem konduktora, że mam zniżkę dla działaczy Solidarności, dorosła córka powiedziała „tato jestem z ciebie dumna”. Takie chwile są bezcenne. Młode pokolenie musi wiedzieć, że jeżeli ty dasz coś Polsce, to Polska da coś Tobie. Bo oczywiście walka i patriotyzm są bezinteresowne. Ale po odzyskaniu wolności należy bohaterom oddać hołd. Przykładem niech będzie sytuacja Powstańców Styczniowych w II RP, którzy mieli zapewnione domy opieki, a nawet najwyżsi oficerowie zobowiązani byli do oddania im honorów. II Rzeczpospolita umiała docenić bohaterów, III nie. Po 89 roku uprzywilejowani byli ci, którzy prześladowali, a nie ci, których prześladowano.

Jest tak nie tylko z ludźmi opozycji solidarnościowej, ale też z Żołnierzami Wyklętymi?

Owszem, to, że nie oddano im czci od razu po 1989 roku jest rzeczą fatalną. Żołnierze Wyklęci mieli jednak potworne nieszczęście, że swoją walkę przegrali, i jeśli przeżyli, to żyli w komunistycznej Polsce. Oczywiście w żadnym razie nie chcę naszej walki z walką ich porównywać. My walczyliśmy plakatem, słowem, bibułą, oni z bronią w ręku. W ogóle warto mieć świadomość, że w roku 1980 żołnierze września byli w takim wieku jak my teraz. 50-latkami byli dawni Żołnierze Wyklęci. Żyli legioniści i żołnierze wojny polsko-bolszewickiej. Powoli to my stajemy się ostatnią grupą kombatantów, jakby to dziwnie nie brzmiało.

Dziś z jednej strony można zarzucać, że pamięć jest zawłaszczana przez PiS. Druga strona jednak zamiast walczyć z zawłaszczeniem i pamięć tę kultywować, uderza w tę pamięć po prostu zmieniając ulicę generała Nila na Jedności Robotniczej, czyli – mówiąc ściśle – powstania PZPR. Czy walka o pamięć może być jeszcze przegrana?

Osobiście uważam, mam taką nadzieję, że pomysł zmiany tej ulicy, na szczęście nie zrealizowany, nie wynikał z chęci uderzenia w pamięć, ale z takiej głupiej żądzy zrobienia na złość PiS-owi. Wydaje mi się że walka o pamięć jest w jakimś sensie wygrana. Natomiast coś się kończy – przegrywamy walkę o kształt naszej przyszłości, kształt cywilizacyjny. Nadchodzą radykalnie lewicowe nowinki z Zachodu. I w tej sytuacji kultywowanie i zachowanie pamięci jest szczególnie ważne.

Wracając do Encyklopedii Solidarności: który wydaliście tom, kto to przedsięwzięcie finansuje?

Powstał tom trzeci. Główny ciężar wziął na siebie Instytut Pamięci Narodowej, biogramy zostały napisane w latach 2007 – 2010. Wciąż trzeba jednak nad nimi pracować. Wielu ludzi umarło, wróciło z za granicy, zmieniło pracę, dostało odznaczenia. Na przykład, gdyby ktoś oparł się na biogramach sprzed lat, nie dowiedziałby się z nich, że Mateusz Morawiecki był premierem, wcześniej wicepremierem odpowiedzialnym za gospodarkę. Ani tego, że Kornel Morawiecki zmarł i że był marszałkiem seniorem Sejmu. Praca musi więc trwać. Mamy umowę z IPN, jako stowarzyszenie pewną cześć encyklopedii przygotowujemy. Musimy mieć sponsorów, tu ukłon w stronę fundacji PKO BP, która wspomagała nas przy drugim i trzecim tomie i będzie, miejmy nadzieję, wspomagać nadal. Czwarty tom jest robiony, jest szansa, że wyjdzie na czterdziestolecie.

Ile tomów ukaże się docelowo?

Planowaliśmy pięć. Ale w IPN jest propozycja, by skończyć na czterech i resztę kontynuować w internecie. Ja jestem przyzwyczajony do papieru, komputer jest zbyt bezosobowy. Ten projekt jest z jednej strony dla naukowców, którzy zajmują się tematem, ale tez dla ludzi którzy walczyli. I oni różnie poruszają się w internecie, jednak bardziej przyzwyczajeni są do papieru. Dlatego chciałbym żeby to było kontynuowane także w wersji papierowej. Ja osobiście zdaję sobie sprawę, że Encyklopedia nigdy nie będzie miała masowego czytelnika, ale nie zmienia to faktu, że jest bardzo potrzebna. I na zakończenie mogę powiedzieć, jak zawsze: Precz z komuną!

Encyklopedia Solidarności tom 3Czytaj też:
Semka: Marsz do wolności rozpoczął się w Stoczni Gdańskiej

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także