"Pani z Płońska spojrzy na Trzaskowskiego i powie: Ładny chłopiec, ale laluś"

"Pani z Płońska spojrzy na Trzaskowskiego i powie: Ładny chłopiec, ale laluś"

Dodano: 
Sławomir Jastrzębowski
Sławomir Jastrzębowski Źródło: PAP / Marcin Obara
W Płońsku pani Leokadia popatrzy na pana Rafała i pomyśli „ładny chłopiec, ale czy nie laluś oraz samochwała?". Tkwienie w umoszczonej, wielkomiejskiej, inteligenckiej bańce nie przekona ludzi na wsiach i mniejszych miastach do głosowania na Trzaskowskiego. Proste, ale skąd inteligenci mają o tym wiedzieć, skoro w ich głowach jest ciągle myślenie „my jesteśmy tacy mądrzy, więc oni nas wybiorą przez zachwyt nami”. Tymczasem pani Leokadia nie ma za bardzo czasu na zachwyt, bo silną ręką tłucze schabowe – mówi portalowi DoRzeczy.pl Sławomir Jastrzębowski, były redaktor naczelny „Super Expressu”, specjalista ds. wizerunku, agencja R4S.

Jak ocenia Pan zmianę kandydata PO na prezydenta? Co oznacza start Rafała Trzaskowskiego?

Sławomir Jastrzębowski: Udaną ucieczkę spod gilotyny i to dosłownie w ostatnim momencie. Platforma zwiała, kiedy pani Kidawa doszlifowała ostrze z trzydziestu do dwóch procent poparcia, a mogła szlifować dalej. Taki wynik dla największej partii opozycyjnej to mogły być jej Pompeje i Herkulanum. Przecież Platforma pielęgnuje wizerunek partii inteligentów, fachowców, ekspertów, a tu przychodzi kandydatka na prezydenta do radia i mówi, że nie zna się na ekonomii. Oczywiście nie musi, ale komisja złożona z opinii publicznej mówi „tej pani już dziękujemy”.

Przyznam, że cały start pani Kidawy trochę mnie zdziwił, bo myślałem, że polska polityka nie jest już domeną amatorów. Otóż jest. Tę panią trzeba było zamknąć na miesiąc, dwa z brutalnymi fachowcami, którzy wbijali by jej do głowy, przepraszam za ten zwrot, niezbędną wiedzę, formę przekazywania i uświadamiali czyhające zagrożenia. A tu w roku 2020 mamy w Polsce Mickiewiczowskie się „na koń wsiądzie, jakoś to będzie”. No jakoś było. Samobójczo.

A Rafał Trzaskowski?

Rafał Trzaskowski to inna liga, ale lekcji ciągle z nim nie odrobiono. To, że kandydat na prezydenta Warszawy mówi z lekką chełpliwością, że jak on myśli i mówi po angielsku, to jest taki i taki, a jak on myśli i mówi po francusku, to jest inny, to takie popisy mogą być w stolicy nawet akceptowalne, ale on nie walczy o fotel prezydenta Warszawy, bo tu już wygrał. Natomiast w mieście Płońsk pani Leokadia, która chce iść na wybory popatrzy na pana Rafała i pomyśli "ładny chłopiec, ale czy nie laluś oraz samochwała?”. Krótko mówiąc: tkwienie w umoszczonej, wielkomiejskiej, inteligenckiej bańce nie przekona ludzi na wsiach i mniejszych miastach do głosowania na Trzaskowskiego. Proste, ale skąd inteligenci mają o tym wiedzieć, skoro w ich głowach jest ciągle myślenie „my jesteśmy tacy mądrzy, więc oni nas wybiorą przez zachwyt nami”?. Tymczasem pani Leokadia nie ma za bardzo czasu na zachwyt, bo silną ręką tłucze schabowe.

Jak rozwijać się będzie dalej afera wokół Trójki i piosenki Kazika - odchodzą stamtąd już nawet dziennikarze mianowani za dobrej zmiany?

Rana się jątrzy, a blizna będzie szpetna i bolesna. Niewiarygodna seria błędów i wpadek. Po pierwsze, w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego nie znalazł się nikt, kto odradziłby mu wizytę na cmentarzu w czasie pandemii. Pewnie dlatego, że oni się tam strasznie boją. To zdumiewające, jak bardzo, więc ten strach nie pozwolił uświadomić Kaczyńskiemu, że to będzie odebrane jako fundamentalne złamanie wartości prezentowanych przez PiS: że jesteśmy równi, że elitom nie wolno więcej. To był pierwszy błąd. Kolejny błąd, to próby usprawiedliwiania tej wizyty. Te usprawiedliwienia tylko podsycały niechęć i w ogóle temat. A już sprawa z Trójką i piosenką Kazika to katastrofa. Ale to znowu strach. Oni wszyscy się przerażająco boją, że stracą pracę, stanowiska, są jak sparaliżowani. Niebojących się pozbywają. Oprócz strachu to także głupota, czyli nieznajomość mechanizmów.

W jakim sensie?

O piosence Kazika byłoby głośno środowiskowo. Kazik, wiadomo, każdą władzę krytykuje, każdej patrzy na ręce, czyli zachowuje się, jak dobry dziennikarz, pobrzęczałaby ta piosenka i tyle. Jednak ze strachu i niewiedzy postanowiono pobawić się przy liście Niedźwieckiego. Nagle kierownictwo Polskiego Radia sprawdza czy głosowanie na tę akurat piosenkę było prawidłowe czy nieprawidłowe. Wcześniej tego nie robiono, więc powstaje wrażenie, że ktoś się czegoś boi, że ktoś chce coś ukryć, słowem cenzura. Cenzura to katastrofa. Polacy mają wolność w DNA, więc sprawa staje się bardzo głośna.

Każde odejście dziennikarza czy pracownika, to jakiś manifest, że nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Dramat, dowód braku zaufania. A wystarczyło nie spanikować, wytrzymać kilka dni ciśnienie, zaakceptować, że Trójka jest takim wentylem dla niezadowolonych, a niech sobie będzie. Każda władza powinna mieć wentyl i móc powiedzieć: o widzicie, a nas to nawet krytykują w naszych mediach i my pozwalamy. Tyle, że jak ktoś się cały czas boi, bo się nim zarządza przez strach, to ktoś taki nie wytrzyma ciśnienia i spanikuje. To właśnie widzieliśmy. Co będzie dalej? Na razie patrzę, jak kilofami naprawiają zegarki. W tej sytuacji sukces nie jest pewny.

Czytaj też:
"To jest coś bardzo groźnego". Semka o słowach Trzaskowskiego

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także