Co oznacza wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Stanach Zjednoczonych?
Bartłomiej Wróblewski: Ta wizyta jest potwierdzeniem bardzo bliskich relacji miedzy Polską a Stanami Zjednoczonymi, które po 1989 roku były bardzo dobre, ale w ostatnich latach były dobre szczególnie. Świadczą o tym takie decyzje, jak zwiększenie liczebności wojsk amerykańskich w Polsce oraz zniesienie wiz do USA dla polskich obywateli.
A co osiągnąć można teraz?
Przede wszystkim w związku z osłabieniem obecności USA w centralnej Europie liczymy na zwiększenie obecności wojskowej w Polsce. Jest też nadzieja na pogłębienie współpracy gospodarczej, dyplomatycznej, militarnej.
My się cieszymy z tego zwiększenia amerykańskiej obecności, wszystko to dzieje się jednak w sytuacji, gdy wojska amerykańskie wycofywane są z Niemiec. Są opinie o poważnym problemie w samej Unii Europejskiej, ale też o tym, że tak naprawdę wymaga tego geopolityka – tak liczna obecność Amerykanów w Niemczech nie jest dziś potrzebna?
W każdej z tych analiz jest ziarno prawdy. Ale faktycznie następuje dziś pewne urealnienie amerykańskiej obecności w Europie. Gdy powstała Republika Federalna Niemiec w roku 1949, siłą rzeczy była głównym skupiskiem wojsk amerykańskich w Europie, bo tamtędy przebiegała granica między blokiem komunistycznym a Zachodem. Gdy dwadzieścia lat temu przesunięta została granica NATO na Wschód, powinna też zapaść decyzja o przeniesieniu jakiejś części wojsk amerykańskich właśnie na wschodnią flankę. Z różnych przyczyn ta decyzja wtedy nie zapadła. Pewnie dlatego, że w pierwszym momencie nie chciano drażnić Rosji. Nie chciano też tego robić zbyt gwałtownie także dlatego, że miałoby to wpływ na relacje niemiecko-amerykańskie. Jednak kontyngent amerykański w Niemczech był w ostatnich dekadach stopniowo zmniejszany, a teraz wszystko wskazuje na to, że liczba amerykańskich żołnierzy zostanie zwiększona na terenie Polski, a także zapewne na terenie innych państw Europy Środkowej.
Wracając do wizyty prezydenta Andrzeja Dudy. Opozycja podnosi, że prezydent robi sobie po prostu kampanię wyborczą.
Opozycja krytykuje wszystko co robi prezydent i Prawo i Sprawiedliwość. Z trudem zauważa realne sukcesy, jak program społeczny, powstrzymanie wyłudzeń z podatku VAT, zwiększenie amerykańskiej obecności w Polsce i naszego bezpieczeństwa, pozycji Polski w Unii Europejskiej.
Ale prawem opozycji jest krytyka – nawet ostra – władzy. Głosy krytyczne, wątpliwości wobec działań prezydenta, czy rządu, nie powinny dziwić, ani tym bardziej oburzać?
Ja się tym głosom nie dziwię, ale uważam, że nawet w czasie kampanii głosy te powinny być stonowane. Bo nasze bezpieczeństwo i obecność wojsk USA w Polsce są w naszym interesie. A kampania wyborcza czy to w wyborach prezydenckich, czy parlamentarnych, trwa kilka tygodni i potem się kończy. Strategiczne decyzje dotyczące bezpieczeństwa będą miały wpływ na kolejne dziesięciolecia i bezpieczeństwo pokoleń. Dlatego dobrze by było, gdyby opozycja przynajmniej w sprawach międzynarodowych nieco złagodziła swoją retorykę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.