Humaniści na Arktyce. Pracowali w osamotnieniu

Humaniści na Arktyce. Pracowali w osamotnieniu

Dodano: 
zdj. ilustracyjne
zdj. ilustracyjne Źródło: Flickr / Łukasz Kalinowski
– Nie szukamy takich warsztatów, w których polskich humanistów wyślemy w ciepłe kraje, by się opalali, ale wysłaliśmy ich w miejsce, gdzie mogą szukać osamotnienia, a jednocześnie w ciszy popracować. Możliwość takiego odosobnienia dają właśnie wyspy północnej Norwegii – mówi portalowi DoRzeczy.pl Tomasz Kaźmierowski, prezes fundacji Identitas.

Na przełomie lutego i marca na Arktyce, konkretnie na wyspie Uløya odbyły się pierwsze warsztaty Identitas. Skąd w ogóle pomysł zorganizowania tego typu warsztatów?

Tomasz Kaźmierowski: Cofnijmy się do początków nagrody Identitas. Do ubiegłego roku była to klasyczna nagroda literacka i historyczna. Wśród laureatów były największe postaci z dziedziny literatury i piśmiennictwa historycznego, z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem na czele. W ramach rozwoju fundacji i jej drugiej odnogi, którą jest działalność stypendialna, doszliśmy do wniosku, że nasza pomocowa działalność ma szczególny sens w przypadku tych piszących humanistów, którzy są na dorobku, a którzy naszym zdaniem mogliby osiągnąć sukces. W związku z tym, przeorientowaliśmy Fundację na taką formułę, w której nagrodę będziemy wręczać humanistom do 41. roku życia. A nasze wsparcie nie będzie opierać się wyłącznie na nagrody finansowe, jak do tej pory, ale będzie skierowane na konkurs literacki, warsztaty i stypendia.

Na czym polegają te warsztaty?

Będą bardzo różne. Wielu osobom kojarzą się one jako spotkanie w jakimś budynku pod Warszawą, czy pod Poznaniem. Bardzo skromne są też granty przyznawane humanistom przez rozmaite instytucje. Dlatego uznaliśmy, że te warsztaty same w sobie winny być formą nagrody. I muszą się odbyć w miejscu, które jest w pewnym sensie aspiracyjne. Nagroda ma swoją wartość pozafinansową, głównie w postaci wsparcia eksperckiego dostarczanego podczas warsztatów oraz promocji dzieł nagrodzonych przez Fundację i jej partnerów medialnych. Same warsztaty winny jawić się jako atrakcyjne, nietuzinkowe przedsięwzięcia. A nagroda ma być też inwestycją w przyszłość nagrodzonych, a nie tylko zastrzykiem finansowym. I tak doszliśmy do pomysłu zorganizowania warsztatów w Arktyce, na wyspie Uløya.

No właśnie. Warsztaty tego typu najczęściej organizowane są w ciepłych krajach, pod palmami. Skąd pomysł akurat na zorganizowanie ich w Arktyce?

Przede wszystkim chodziło o osamotnienie. Nie szukamy takich warsztatów, w których polskich humanistów wyślemy w ciepłe kraje, by się opalali, ale wysłaliśmy ich w miejsce, gdzie mogą szukać osamotnienia, jednocześnie w ciszy, razem, popracować. Możliwość takiego odosobnienia dają właśnie wyspy północnej Norwegii. Uczestnicy warsztatów przez osiem dni byli sami na wyspie, która nie ma stałego połączenia z żadnym portem i żadnym lądem. I uświadamiali sobie, że przez osiem dni skupieni są wyłącznie na sobie i na naturze. A fakt, że dzień trwa tam kilka godzin, a potem panuje polarna noc, tej atmosferze skupienia sprzyjał. Wydaje mi się, że efekty udało nam się zawrzeć w czymś, co nazywamy „Listem z Uloi”, swego rodzaju podsumowaniu, które dobrze wrażenia i myśli uczestników przekazuje.

To efekt finalny tych warsztatów?

To taki wyciąg, bardzo fragmentaryczny i powierzchowny, ale w którym udało się zawrzeć przewodnie myśli, impresje, tematy, które były podejmowane, dyskutowane, które uczestnicy, humaniści, którzy będą wpływać na polskie narracje najbliższych dekad, uznali za istotne. To jest też pewien rodzaj sprawozdania. Myślę, że będziemy tę formę kontynuować. Chcemy by kolejne osoby, które będą brać udział w tych warsztatach i starać się o stypendium były zorientowane w zawartości tych warsztatów, tematyce, jaka na tych warsztatach jest podejmowana, wreszcie atmosferze, jaka na nich panuje.

Czytaj też:
List z Uløyi

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także