Trudnowski: To będzie bardzo ważny test dla Morawieckiego

Trudnowski: To będzie bardzo ważny test dla Morawieckiego

Dodano: 
Mateusz Morawiecki, premier
Mateusz Morawiecki, premier Źródło: Flickr / KPRM
Reorganizacja prac rządu rodzi konkretne ryzyka. To, czy przyniesie ona prawdziwe zmiany, będzie zależało od determinacji premiera – mówi DoRzeczy.pl Piotr Trudnowski, szef klubu Jagiellońskiego.

Damian Cygan: Jak pan ocenia zmiany w rządzie – nie tylko pod względem personalnym, ale przede wszystkim strukturalnym?

Piotr Trudnowski: Ta rekonstrukcja będzie bardzo ważnym testem dla Mateusza Morawieckiego. Formalnie ma zwiększyć sprawność rządu, poprawić decyzyjność, przyspieszyć procedury konsultacyjne między ministrami oraz obniżyć poziom silosowości resortów. Innymi słowy, celem tej rekonstrukcji ma być zwiększenie skuteczności rządu i premiera przy jednoczesnym wzmocnieniu jego pozycji politycznej. Pytanie, czy tak rzeczywiście się stanie i czy będziemy mieli mniej legislacyjnej samowoli, a także, czy ministrowie będą chcieli w większym stopniu współpracować z premierem. Drugi, krytyczny klucz interpretacyjny dotyczący tych zmian mówi, że koniec końców chodzi tylko o rekonfigurację polityczną i zwiększenie roli polityków PiS w rządzie.

Liczba ministerstw została zmniejszona z 20 do 14. Czemu to ma służyć?

Konsolidacja ministerstw jest sensowna, natomiast pytanie brzmi, czy ona przyniesie prawdziwe zmiany, czy może kłopoty, bo od strony zarządzania taka reforma zawsze jest bardzo dużym wyzwaniem. Przez jakiś czas mogą być też problemy związane z reorganizacją. To wszystko rodzi konkretne ryzyka, więc tak naprawdę wiele będzie zależało od determinacji Morawieckiego – czy premier będzie potrafił te zmiany wykorzystać, czy rzeczywiście był ich inicjatorem i czy za tymi zmianami pójdzie bardziej uporządkowany system koordynacji polityki legislacyjnej również na poziomie formalnym.

To znaczy?

Chodzi o lepsze przestrzeganie zasad dotyczących uzgodnień międzyresortowych i tworzenie bardziej przejrzystej polityki programowania prac rządu, a nie – jak to często bywa – funkcjonowanie na zasadzie niespodziewanych "wrzutek". Moim zdaniem bez poprawy kultury legislacyjnej również na poziomie rządowym trudno będzie uznać, że zmiana tabliczek na budynkach i połączenie kilku jednostek organizacyjnych w jedną przyniesie istotną zmianę. Natomiast jeżeli zapowiedzi uporządkowania zasad legislacyjnych faktycznie się spełnią, to jest szansa, że ta zmiana rzeczywiście przyniesie skutek. Platforma Obywatelska też dopiero w drugiej kadencji zdała sobie sprawę, że uporządkowanie tych kwestii jest pewną wartością i rozpoczęła działania, które niestety zostały w dużym stopniu zarzucone. To zresztą dość typowe doświadczenie, że pierwsza kadencja polega na przeprowadzaniu szybkich, gwałtownych zmian, a druga przynosi refleksję o potrzebie wprowadzenia większego porządku, bardziej przejrzystych zasad i reguł, bo legislacja na zasadzie ad hoc prowadzi do kosztownych kryzysów, zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej.

Do nowego rządu w randze wicepremiera wchodzi Jarosław Kaczyński. Krytycy tego posunięcia uważają, że to osłabienie pozycji Mateusza Morawieckiego. Co pan o tym sądzi?

Jest dla mnie oczywiste, że na posiedzeniach rządu wszyscy będą patrzeć na prezesa Kaczyńskiego, ale kluczowe jest to, czy lider PiS będzie kiwał głową, wzmacniając swoim autorytetem pozycję premiera, czy może będzie z nim polemizował. Moim zdaniem wydarzy się ten pierwszy scenariusz, w którym prezes będzie chciał wzmacniać Morawieckiego. Po pierwsze, samo ograniczenie liczby ministerstw jest zawsze impulsem wzmacniającym premiera. Po drugie, sam fakt, że Kaczyński poszedł na niespodziewany w swojej doniosłości konflikt ze Zbigniewem Ziobrą pokazuje, że lider PiS stoi po stronie Morawieckiego. Po trzecie, zapowiedź, że to Morawiecki na listopadowym kongresie ma zostać wiceprezesem PiS i to w prestiżowe miejsce, bo po Adamie Lipińskim. Także patrząc szeroko na kontekst tych wszystkich wydarzeń, naturalną intencją Kaczyńskiego jest wspieranie Morawieckiego. Pytanie, czy premier to wykorzysta, czy nie.

W sprawie rekonstrukcji rządu chyba największe emocje wzbudza Przemysław Czarnek, który będzie ministrem edukacji i nauki. Choć jeszcze nie objął urzędu, to już jest oceniany przez pryzmat swoich wypowiedzi na temat LGBT. Czy słusznie?

Nie mam wątpliwości, że co najmniej część wypowiedzi pana ministra in spe Czarnka nie powinno paść, bo one przyniosły więcej szkody niż pożytku. Z drugiej strony trochę bawi mnie fakt, że głównym obszarem analiz dotyczących kompetencji pana Czarnka są jego poglądy na tematy niekoniecznie bezpośrednio związane z edukacją czy szkolnictwem wyższym. Wiemy, że jako poseł często podejmował się zadań trudnych i kończył je z sukcesem. Zwracam uwagę, że był członkiem zespołu odpowiadającego za ostateczne regulacje dotyczące przeprowadzenia wyborów prezydenckich w czerwcu i lipcu. Czarnek znalazł się w wąskim gremium, które właściwie w 48 godzin przygotowało rozwiązania niebudzące powszechnych wątpliwości – zostały co do zasady zaakceptowane i pozwoliły przeprowadzić głosowanie w konsensusie politycznym. To jest rzecz, która, prawdę mówiąc, tydzień przed 10 maja wydawała się niemożliwa. A minister Czarnek, jako konstytucjonalista, prawnik i widać, że doświadczony polityk, był jedną z osób, które ten proces przeprowadziły. Nie znam jego dorobku ani poglądów na edukację czy szkolnictwo wyższe, ale mam wrażenie, że to jest znowu taka polityczna metoda Jarosława Kaczyńskiego pod tytułem: w każdym momencie trzeba podjąć jakiś ruch, który sprawi, że uwaga kluczowych krytyków PiS skupi się na czymś – z punktu widzenia prawdziwej polityki – nieistotnym. Podkreślam, że w ten sposób absolutnie nie chcę usprawiedliwiać niektórych wypowiedzi posła Czarnka, zwłaszcza tej o nierówności praw różnych ludzi, bo z punktu widzenia katolickiego czy konserwatywnego to jest nie do zaakceptowania. Natomiast mam wrażenie, że Przemysław Czarnek jak dotąd świadomie formułował swoje wystąpienia tak, by budować kontrowersje i rozpoznawalność. Nie wiemy, czy jako minister będzie to robił dalej – być może nie. Czasem tak bywa, że politycy, zmieniając rolę, zmieniają też swój temperament. Jarosław Kaczyński zagrał kartą Czarnka świadomie – po pierwsze, by odwrócić uwagę od innych wyzwań i problemów, a po drugie – by stworzyć przekonanie, że linia reprezentowana przez Solidarną Polskę nie jest w obozie Zjednoczonej Prawicy nie do zastąpienia.

Rozmawiał: Damian Cygan
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także