• Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Kolaż Warzechy

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / JirkaF / Domena Publiczna
Przy okazji wprowadzania nowego podatku od paliwa, politycy PiS odkryli nowy rodzaj firmy: spółkę giełdową non-profit. Okazało się, że na razie mamy w Polsce dwie takie, całkiem duże firmy – to Orlen i Lotos, obie z udziałem skarbu państwa. I te firmy mają podobno wziąć owe 25 groszy z litra na siebie, nie podwyższając ceny detalicznej na stacjach benzynowych.

Słyszałem już różne pseudoekonomiczne wygibasy w wykonaniu pisowskich socjalistów, ale ten jest dla mnie całkowitą nowością. Bardzo jestem ciekaw, w jaki sposób zarządy tych firm uzasadnią przed radami nadzorczymi, a przede wszystkim przed akcjonariuszami, obniżenie zysku, żeby zbuforować polityczne skutki dowalenia przez rządzących nowego podatku. To może być wstęp do całkiem nowego rodzaju działalności gospodarczej.

Tu muszę zacytować posła Jacka Sasina, który w rozmowie z portalem wPolityce.pl przedstawił równie twórczą interpretację skutków nowej opłaty. Powiedział pan poseł: „Zwracam uwagę na fakt, że opłata paliwowa nie jest przecież opłatą, którą będzie płacił obywatel, tylko koncerny paliwowe. Czyli jest to mechanizm trochę zbliżony do podatku bankowego, czy podatku od sieci handlowych, gdzie sprzedawcy usług mieliby być obłożeni tym podatkiem”.

Oczywiście, panie pośle. A akcyzę za alkohol czy tytoń płacą przecież nie kupujący wino czy papierosy, tylko producenci. A PIT płacą pracodawcy, nie podatnicy.

Tu przyznaję się do pewnej niemocy. W czasie debaty o nowym podatku pobito takie rekordy demagogii i manipulacji, że trudno mi wyłonić zwycięzcę w tej konkurencji. Rywalizacja była zacięta: posłowie Dolata, Rzońca, Sasin, minister Adamczyk i sama pani premier Szydło. Nagrodę trzeba chyba przyznać wszystkim ex aequo – po 20 groszy. Plus VAT.

***

Chciałbym tu jednak szczególnie docenić posła Zbigniewa Dolatę, którego wyznaczono na sprawozdawcę projektu nowego podatku. Pan poseł może nie znał zbyt dokładnie ustawy, którą miał firmować, ale za to dzielnie bronił jej z sejmowej mównicy i w różnych wywiadach. W jednym z nich perorował, że przejeżdża rocznie 40-50 tys. km i stąd wie, w jak strasznym stanie są polskie drogi.

Tyle że pan poseł nie przejeżdża tych rekordowych odległości za swoje. „Fakt” ujawnił, że w ubiegłym roku był uprzejmy pobrać ponad 36 tys. złotych na paliwo. Policzmy: zakładając, że średnia cena litra benzyny do 4,5 (z nowym podatkiem byłoby 4,75), pan poseł musiał zakupić 8 tys. litrów paliwa. Przy średnim spalaniu 9 litrów na 100 km (dużo, ale robię założenia z naddatkiem) musiałby przejechać blisko 90 tys. km! Pytam zatem pana posła: ile Pan przejechał za nasze i gdzie się podziały te dodatkowe kilometry? Gdzieś je Pan zgubił?

Pan poseł jest tak miły, że na swojej stronie internetowej podaje swój numer telefonu: 501 126 599. Można go zatem, przy odrobinie szczęścia, spytać samemu, gdzie mu się te kilometry zapodziały.

Pan poseł musiał ich już zresztą sporo pokonać, bo w Sejmie zasiada od 12 lat. Do wyborców pana posła apeluję: przy okazji kolejnych wyborów zadbajcie Państwo o to, żeby Zbigniew Dolata stanął przed nowymi wyzwaniami – na przykład wyzwaniem płacenia z własnej kasy za paliwo.

***

Francja w elektromobilnym szaleństwie posuwa się zdecydowanie dalej niż polski rząd, który na razie skromnie trwa (nikt tego w każdym razie nie odwołał) przy zapowiedzi miliona aut elektrycznych do 2025 roku. Paryż zapowiedział bowiem całkowity zakaz sprzedaży aut z silnikami spalinowymi od 2040 r.

Z rozczuleniem słucham entuzjastów podobnych rozwiązań w Polsce, którzy nadal nie są w stanie wyjaśnić wielu kwestii – na przykład w jaki sposób miano by elektryczne auta ładować, gdyby stały się masowe – a trudno sobie wyobrazić dziesiątki tysięcy nowych punktów ładowania na zapchanych samochodami blokowiskach – ani jak miałaby to wytrzymać infrastruktura energetyczna.

Najbardziej jednak bawi mnie przekonanie, że ładowanie aut elektrycznych pozostanie niemalże darmowe, jak jest obecnie. Otóż – nie. Im więcej samochodów elektrycznych, tym mniejsze będą wpływy z podatków, którymi obłożone jest paliwo – w tym z nowego podatku, który funduje nam PiS. A to oznacza, że gdzieś fiskus będzie sobie to musiał powetować. Jak myślicie, drogie misie od elektromobilności – gdzie?

***

W dużym tempie wzrasta liczba wypowiedzi przedstawicieli szeroko pojętego obozu rządzącego, o których najłagodniej można powiedzieć, że są bezczelne. Do tego grona dołączył Adam Glapiński, prezes NBP. O przygotowywanej w Kancelarii Prezydenta ustawie, mającej powołać fundusz wsparcia kredytobiorców frankowych, powiedział on: „To będzie ciekawa ustawa, rozwiązująca problem, i w związku z tym ustawa spreadowa [dziś w sejmowej komisji – Ł.W.] traci zasadniczo na znaczeniu”.

Ustawa spreadowa i tak nie miała większego znaczenia, bo niczego nie rozwiązywała. Banki musiałyby zwrócić kredytobiorcom śmieszne pieniądze. Twierdzenie natomiast, że to, co dziś przygotowuje prezydent, rozwiąże problem, świadczy o bezczelności wyższego rzędu. Fundusz ma bowiem jedynie pomagać tym, którzy znajdą się w trudnej sytuacji – a to niewielka część kredytobiorców. Większość karnie płaci raty.
Zasadniczym problemem jest natomiast fakt, że złotówkowa wartość ich zadłużenia nie tylko nie maleje, ale rośnie, a wartość zabezpieczenia – spada. Jednym słowem – są przykuci do swoich kredytów znacznie bardziej niż kredytobiorcy złotówkowi. Tego problemu nie rozwiąże żaden fundusz.

Ale też nie ma go zamiaru rozwiązać prezydent, który kredytobiorców naciągniętych przez banki ewidentnie zostawił samych sobie.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także