Krytyka to nie „kopanie”. Polemika z Jackiem Karnowskim
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Krytyka to nie „kopanie”. Polemika z Jackiem Karnowskim

Dodano: 
Łukasz Warzecha, " Do Rzeczy"
Łukasz Warzecha, " Do Rzeczy" Źródło: PAP / Rafał Guz
Krytyka władzy – którejkolwiek – nie jest „pluciem”, „brużdżeniem”, „mąceniem” ani „kopaniem”, jeśli tylko oparta jest na rzeczowej argumentacji. Niestety, niektórzy uczestnicy debaty publicznej widzą to inaczej.

Jacek Karnowski, redaktor naczelny tygodnika „Sieci”, umieścił na portalu wPolityce tekst bardzo smutny w swojej wymowie. Zaczyna go zdanie: „Satysfakcja, z jaką część prawicy kopie obóz rządzący, wciąż budzi we mnie zdumienie”. Jeśli za „kopanie” uznać hejty w stylu Tomasza Lisa, to doprawdy nie mam pojęcia, o kim Karnowski myśli. Jeśli zatem taki dyskurs po – umownie mówiąc – prawej stronie nie jest obecny, to trzeba uznać, że Karnowski ma po prostu na myśli tych wszystkich, którzy – wyznając poglądy konserwatywne – ośmielają się obecną władzę krytykować, wytykać jej błędy, nie być wobec niej nastawieni entuzjastycznie, wskazywać na jej wady.

Można tych krytyków podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy uważają, że PiS jest „ich” partią, ale dostrzegają, że popełnia błędy, w związku z czym pojawia się obawa, że straci władzę stosunkowo szybko. Druga to ci, którzy nie uznają PiS za partię swojego pierwszego, a może nawet nie drugiego wyboru, co nie zmienia faktu, że mieszczą się w obozie prawicy. Często prawicy znacznie bardziej autentycznej niż socjalistyczny PiS. Tak, drogi Jacku, można być prawicą i nie być zwolennikiem PiS. Zresztą w przypadku partii rządzącej pojęcie prawicowości jest czysto umowne.

Zatem już na początku redaktor naczelny ważnego tygodnika stwierdza, że krytyka, płynąca ze strony obozu konserwatywnego, to „kopanie”. I już samo to nie wróży dobrze. Ale dalej jest gorzej. Z każdym akapitem.

Karnowski wyjaśnia, czemu jest zdumiony:
Pierwszy [powód] to całkowite niezrozumienie sensu polityki prowadzonej przez rząd i PiS. A w szerszym ujęciu niezrozumienie realnych mechanizmów III RP. Bez ich zrozumienia obecna polityka może wydawać się niejasna, ale ich uwzględnienie sprawia z kolei, że jest jedyną możliwą.

Innymi słowy – jeśli ktoś PiS krytykuje, to nie rozumie sensu prowadzonej przez niego polityki i tajemniczych „mechanizmów III RP” (na czym one polegają, oczywiście się nie dowiemy). Bo gdyby rozumiał, to by był zachwycony, a przynajmniej uznałby, że należy usprawiedliwić każde działanie partii rządzącej, bo jest to działanie jedynie możliwe.

Ale jest też drugi powód:
Drugi powód to niezmierzone pokłady pychy. Obalenie systemu, który umiał amortyzować każdą wpadkę i który miał asekurację na kilku poziomach, wydaje się błahostką i w sumie przypadkiem. A jest przecież wydarzeniem o skali historycznej. I to wydarzeniem, które zawdzięczamy konkretnym ludziom, a nie procesom społecznym (te pomagały, ale same z siebie żadnego przełomu by nie przyniosły).

Te „niezmierzone pokłady pychy” to, jak można zrozumieć, posiadanie własnego zdania, odmiennego od zdania Jarosława Kaczyńskiego. Przy okazji Karnowski dokonuje manipulacji, pisząc o obaleniu systemu (na razie mamy raczej jego przejmowanie poprzez obsadzanie swoimi ludźmi, a z zapowiedzi masowych doniesień do prokuratury, wygłoszonych w czasie ubiegłorocznego audytu, nie zostało nic). Zwycięstwo PiS było bezprecedensowe, ale złożyło się na nie wiele czynników całkowicie niezależnych od działań partii Kaczyńskiego – w tym opuszczenie Polski przez Donalda Tuska, dramatyczna nieudolność kampanii Bronisława Komorowskiego, a potem PO, intelektualna miałkość liderki Platformy oraz – o czym Jacek również zapomina – bardzo wyraźne przesunięcie PiS ku środkowi sceny, włącznie ze złamaną zapowiedzią odsunięcia Antoniego Macierewicza i zrobienia ministrem obrony Jarosława Gowina. Jak to w polityce – prócz trafionych działań, potrzebne są jeszcze sprzyjające okoliczności i odrobina szczęścia.

Dalej Karnowski zaczyna psychologiczną analizę motywacji „kopiących”. Pisze:
W tle jest pedagogika III RP, której naczelna zasada nakazywała tępienie wszelkiej jednoznaczności postaw, oczywiście wyłącznie w szeregach przeciwników. W rezultacie część prawicy wykształciła specyficzną strategię przetrwania, która nakazuje stałe wysyłanie sygnałów do drugiej strony, że „my to nie na poważnie”, albo „no, tak daleko to nie pójdziemy”, albo „my też nie lubimy Kaczyńskiego”. A potem od czasu do czasu wspólna akcja charytatywna albo bal czy coś podobnego, żeby kanały dystrybucji prestiżu pozostały drożne i czynne. Szczerze mówiąc, to jest coś wyjątkowo żenującego. Moim zdaniem, tak żyć nie warto.

Tu mamy już wyjątkowo wredny zabieg: przypisanie konserwatywnym krytykom obecnej władzy (ciekawe, czy również tym z redakcji „Sieci”) czysto koniunkturalnych motywacji: chęci wysyłania jakichś „sygnałów”, próby jakiegoś podlizywania się elitom III RP. Podczas gdy, jak sądzę, wszyscy konserwatywni krytycy poczynań PiS doskonale wiedzą, że dla drugiej strony politycznego sporu są i tak wstrętnymi pisiorami, których w razie czego należy sczyścić równie gorliwie co najzagorzalszych apologetów obecnego rządu. Patrząc z tego punktu widzenia, to raczej postawa zachwalana przez Karnowskiego wydaje się dwuznaczna. To brak krytycyzmu wobec władzy można uznać za motywowany koniunkturalizmem. Bowiem krytycy władzy pozostają po prostu wierni swoim poglądom, choć nie sprawia to, że zyskują jakąkolwiek ochronę w oczach drugiej strony, a z kolei obecna władza również nie uznaje ich za swoich, a w każdym razie – za w pełni godnych zaufania. To jest postawa pozbawiona koniunkturalnych motywacji – dokładnie odwrotnie niż twierdzi Karnowski.

Kolejny fragment:
Ale to nie koniec. Bo jest w tym wszystkim także deficyt prawdy. Są ludzie, którzy Prawo i Sprawiedliwość w swojej głowie obsadzili w roli tarana, który zmiecie III RP, ale później sam padnie, by otworzyć drogę do władzy prawicy „oświeconej”. Ich prawo, i wszystko byłoby w porządku, gdyby cel ten – i towarzysząca mu strategia – nie były głęboko skrywane przed opinią publiczną.

Nie wiem, kto tu – zdaniem Karnowskiego – cokolwiek ukrywa i jak miałoby wyglądać nieukrywanie. Może trudno to zrozumieć tym publicystom, którzy postanowili podążać karnie linią partii, ale niektórzy wciąż są po prostu wierni swoim poglądom. Poprą to czy inne ugrupowanie w takim stopniu, w jakim będzie realizować to, co uważają za dobre i słuszne.

I wreszcie być może najgorszy fragment tekstu Karnowskiego:
Ktoś powie: to tylko zdrowa krytyka… Uwierzyłbym, gdyby nie ta widoczna gołym okiem satysfakcja. Rady tych ludzi należy oczywiście uważnie studiować, ale tylko po to, by iść w przeciwną stronę.

Mówiąc prosto: jeśli ktoś w obozie konserwatywnym krytykuje PiS, to bez namysłu nad tym, co mówi, należy robić odwrotnie. To już rozumowanie tak prostackie, że aż szokujące.

Czytałem tekst Jacka Karnowskiego z ogromną przykrością. Nie tylko dlatego, że jest to zwykła agitka, mobilizująca przeciwko wszystkim tym, którzy widzą wady obecnej władzy, ale także dlatego, że wzmacnia najgorszą, najbardziej szkodliwą tendencję do postrzegania każdego, kto odchyli się na milimetr od obowiązującej linii, jako oportunisty i szkodnika, na którego słowa nie należy baczyć. Wbija też obóz rządzący w pychę: jesteśmy jedynym możliwym rozwiązaniem, nikt nie ma prawa nas krytykować, nie ma dla nas alternatywy, więc nie musimy się starać. Nie musimy tworzyć rozwiązań uniwersalnych, dobrych dla państwa w każdych okolicznościach. Nikt nas z tego nie będzie rozliczał. Możemy liczyć na wierne pióra, które uzasadnią wszystko, co zrobimy.

To z kolei pogłębia postrzeganie obecnego sporu jako mitycznej walki dobra ze złem, a takie eschatologiczne, absurdalne z definicji widzenie polityki pozwala usprawiedliwić każdy absurd, niegodziwość, nadużycie „dobrej” strony. To także mobilizacja tej grupy twardych zwolenników władzy, którzy za zdrajcę gotowi są uznać każdego nie dość gorliwego w wysławianiu partii rządzącej. I pisze to wszystko redaktor naczelny tygodnika, którego niektórych autorów wspomniana część twardego elektoratu miesza z błotem za ich rzetelne, krytyczne analizy.
Nie wiem, jaka potrzeba podyktowała Jackowi Karnowskiemu ten tekst. Wiem, że jest głęboko niesprawiedliwy, a co najgorsze – wybitnie szkodliwy.

Posłuchaj również felietonu Łukasza Warzechy o zbliżających się obchodach Porozumień Sierpniowych:

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także