Niszczenie polskich przedsiębiorców jako „europeizacja”
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Niszczenie polskich przedsiębiorców jako „europeizacja”

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Lech Muszyński
Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego dla fundacji Viva, w której jednoznacznie poparł wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futra w Polsce, jest nie tylko ogromnie rozczarowująca – jest też niezwykle niepokojąca, bo pokazuje, że są obszary, w których nie można liczyć na racjonalność lidera obozu rządzącego naszym krajem.

Po pierwsze – Jarosław Kaczyński, udzielając poparcia postulatom Vivy, zalegitymizował jednocześnie środowiska skrajnej ekolewicy, która pod każdym niemal względem sytuuje się na przeciwległym biegunie politycznym od PiS i która przyczyniła się w ogromnej mierze do awantury wokół Puszczy Białowieskiej. To kręgi, które PiS nigdy nie poprą, a stanowią zaplecze raczej dla wykwitów w rodzaju Partii Razem. W dodatku ich działania budzą ogromne wątpliwości, wielokrotnie demaskowano ich manipulacje i oszustwa.

Po drugie – Kaczyński stwierdził, że broniąc się przed zakazem, hodowcy zwierząt futerkowych opowiadają „bajki”. Nie wiem, na jakiej postawie prezes PiS orzekł, że argumentacja przedsiębiorców to „bajki”. O ile wiem, nigdy nie odwiedził żadnej fermy. Gdyby poprzestał na łatwowiernej akceptacji rozmaitych spreparowanych materiałów, zalewających sieć, musiałbym uznać, że jest bardzo naiwny, a za takiego Jarosława Kaczyńskiego nie uważam.

Zaskakują natomiast pogarda, z jaką lider Prawa i Sprawiedliwości traktuje dorobek polskich biznesów oraz całkowite zamknięcie na racje tego środowiska. Z ogromnym smutkiem trzeba przyznać, że bardziej pod tym względem otwarta okazała się Ewa Lieder z Nowoczesnej, która właśnie pod wpływem zdobytej wiedzy, argumentacji przeciwników zakazu i zapoznania się z ich historiami zmieniła w znacznej mierze zdanie na temat projektu, którego z początku była zwolenniczką. Tak – choć brzmi to absurdalnie, trzeba to powtórzyć: posłanka Nowoczesnej okazuje się w tej sprawie racjonalniejsza od Jarosława Kaczyńskiego.

W sieci zaczęto już porównywać wypowiedź Kaczyńskiego ze słynnymi aroganckimi słowami Bronisława Komorowskiego: „Zmień pracę i weź kredyt”. To powinien być dla prezesa PiS sygnał ostrzegawczy.

Po trzecie – Kaczyński stwierdza, że zakaz hodowli zwierząt na futra będzie oznaczał „europeizację”. To przecież kalka narracji wciskanej Polakom od dawna przez Giewu – zróbcie to i tamto, a będziecie bardziej europejscy. Czy zatem Dania i Finlandia nie leżą w Europie?

Po czwarte – jeżeli za sprawą stanowiska prezesa PiS regulacja przejdzie, będzie oznaczała zniszczenie w ciągu kilku lat biznesów budowanych z mozołem przez kilkanaście albo więcej lat – z przyczyn czysto ideologicznych. A to z kolei wyśle do innych przedsiębiorców oraz inwestorów, w tym zagranicznych, sygnał, że nikt nie może być pewny stabilności polskiego prawa, bo dziś nieetyczna okazuje się hodowla norek, a jutro – dowolna gałąź rolnictwa, usług czy produkcji. Na takie fanaberie mogą sobie pozwolić kraje o silnej gospodarce, jak Niemcy (co nie znaczy, że są to decyzje mądre) – my znacznie mniej.

Po piąte – w ewentualnej decyzji o skasowaniu hodowli futerkowych nie ma nie tylko żadnej racjonalności ekonomicznej, ale też politycznej, która jest jednak obecna w również ryzykownym projekcie wprowadzenia zakazu pracy w niedziele (niezależnie od mojego bardzo krytycznego do niego stosunku). W tym ostatnim przypadku za opowiadają się potężni i znaczący aktorzy polityczni i społeczni: Kościół oraz „Solidarność”, ważni dla kalkulacji PiS. W przypadku hodowli zwierząt futerkowych PiS nikogo nie zyska – pomysłowi przyklaskują dwie kategorie wyborców: wyborcy PiS – w tym twardzi, którzy zawsze będą mieli takie samo zdanie jak przywództwo partii, oraz ci o wyraźnie lewicowych poglądach, a takich jest bardzo wielu – oraz wyborcy, którzy na PiS nie zagłosowali i nigdy nie zagłosują, bo ich afiliacja jest zdecydowanie na lewo od PiS w każdej sferze. Ucieszyć mogą się też wyborcy wielkomiejscy, którzy przeprowadzili się na wieś, wybudowali domy niedaleko już istniejących ferm i mają pretensję o zapach. Ta grupa też na PiS nie zagłosuje.

PiS może natomiast wiele stracić. Ugrupowanie Kaczyńskiego pracowicie walczyło o odwojowanie od PSL wsi. Zakaz dotknie nie tylko właścicieli ferm i ich rodzin, ale też pracowników, podwykonawców, kooperantów. Można zaryzykować stwierdzenie, że mówimy o kilkuset tysiącach wiejskich wyborców.

Na posiedzeniu Komisji Rolnictwa, gdzie hodowcy przedstawiali swoje argumenty, nie pojawili się niestety główni promotorzy zakazu. Sądzę jednak, że i oni, i Jarosław Kaczyński – skoro jedną ustawą mają zamiar zmienić życie tysięcy ludzi – nie powinni unikać konfrontacji. Skoro prezes PiS jest tak bardzo przekonany, że hodowcy opowiadają bajki, niech stanie z nimi oko w oko – podobnie jak z pracownikami ferm i członkami ich rodzin. Niech wyjaśni, jak głębokie racje przemawiają za zniszczeniem dorobku ich życia. Byłby to piękny przykład politycznej, ale i osobistej odwagi w obronie swoich racji. Przemawianie do kamery organizacji ekooszołomów trudno jako taki akt zakwalifikować.

P.S. Nie zająłem się w tym tekście licznymi argumentami przeciwko zakazowi hodowli, bo wielokrotnie pisałem o nich w innych swoich artykułach, które łatwo znaleźć.

Czytaj też:
Kto się zapisał do Razem, czyli o hodowli zwierząt futerkowych
Czytaj też:
Koniec futrobiznesu? Ostra reakcja Warzechy i Ziemkiewicza

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także