• Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Kolaż Warzechy

Dodano: 
Jadwiga Emilewicz
Jadwiga EmilewiczŹródło:PAP / Andrzej Grygiel
Zdarzają się sytuacje, wobec których człowiek staje bezsilny, nie będąc w stanie pojąć motywów czyjegoś postępowania. Taki problem mam z Jadwigą Emilewicz, nową minister przedsiębiorczości i technologii.

Pisałem już o tym, że elektromobilność staje się obsesją rządu PiS i wyrasta na fetysz podobny do tego, jakim dla rządu PO było pendolino albo orliki. Tyle że w tamtych przypadkach koszty nie sięgały 19 miliardów złotych, zaś obywatelom nie groziło, że będą wielokrotnie odczuwać skutki we własnych portfelach – nie za pośrednictwem fiskusa, ale całkiem bezpośrednio. A tu tak właśnie może być.

W parlamencie trwają prace nad ustawą o elektromobilności. Ustawą pod wieloma względami fatalną, a przede wszystkim angażującą ogromne środki i zmuszającą obywateli do współpłacenia za bardzo wątpliwą wizję technologiczną. To w gruncie rzeczy czysta gierkowszczyzna – te pokazy pokracznych elektrycznych prototypów, rojenia o milionie EV za osiem lat i zmuszanie ludzi, żeby wzięli w tym szaleństwie udział. Dorzućmy do tego spółkę Electromobility Poland, a za kilka lat okaże się, że jedynym skutkiem jest nie milion polskich EV, ale jakiś galaktyczny przewał.

Jednym z najbardziej zapalnych punktów ustawy było stworzenie w gminach (dowolnej wielkości, nie było tu ograniczenia) stref czystego transportu (też zdefiniowanych bardzo swobodnie), do których wjazd miałby kosztować do 30 złotych dziennie. Pisałem o tym pomyśle na naszym portalu.

Dzięki naciskom klubu Kukiz ’15 – jedynego, który w tej sprawie zachowuje zdrowy rozsądek – w czasie prac nad projektem w sejmowej komisji opłaty skreślono. Ale już później pani minister Emilewicz, podczas wizyty w jednej ze stacji radiowych oznajmiła, że opłaty mają być, 30 złotych dziennie to wcale nie jest dużo, a korzystać można z transportu publicznego. Wykazała się niezwykłą odpornością na argumenty o tym, że wiele osób, dla których te 30 złotych to jednak sporo, po prostu musi regularnie wjeżdżać autem do centrum miasta.

Jadwigę Emilewicz znam od lat jako osobę wyważoną, rozsądną i zdolną do wysłuchiwania argumentów, więc nie rozumiem obsesji na punkcie pomysłów w gruncie rzeczy ideologicznych, które ze spokojem mogłaby wymyślić „Gazeta Wyborcza”. Czy ludzie pracujący wcześniej z premierem Morawieckim, wielkim piewcą elektromobilności, przeszli jakieś pranie mózgu? Jakieś programowanie neurolingwistyczne? A może w byłym Ministerstwie Rozwoju obowiązywał reżim jak w amerykańskim Walmartcie: co rano wszyscy wyżsi urzędnicy musieli robić w sali konferencyjnej pajacyki, wykrzykując: „E-le-ktro-mo-bil-ność!”? Nie wiem. W każdym razie efekty są cokolwiek przerażające, bo rozumna, wydawałoby się – rozsądna osoba nagle sprawia wrażenie, jakby zapisała się do sekty.

Jedna rzecz jest dla mnie całkiem oczywista: dezynwoltura rządzących w urządzaniu nam życia wynika w dużej mierze z tego, że sami nie odczuwają skutków swoich rewelacyjnych pomysłów. Dlatego dopilnowałbym tego, żeby pani minister zaczęła się przemieszczać transportem publicznym, podobnie jak jej bliscy (a rodzinę ma pani minister liczną), a jeśli już musiałaby skorzystać ze służbowego auta – żeby ewentualną opłatę za wjazd do centrum uiszczała z własnej ministerialnej pensji. Każdego dnia. Wtedy moglibyśmy porozmawiać o tym, czy 30 złotych to dużo czy mało.

***

Grupa polskich europosłów organizuje za kilka dni w Parlamencie Europejskim w Brukseli wystawę „Odeślijmy futra do historii”. Wystawa ma oczywisty cel: nakłonić europarlamentarzystów do podjęcia działań, mających na celu skasowanie hodowli futerkowych być może w całej UE. A przypomnę, że Polska jest tutaj na drugim miejscu po Danii. O temacie pisałem wielokrotnie, więc nie będę powtarzał argumentów.

Najprzykrzejsze jednak jest to, że owi europosłowie, firmujący wystawę, a więc niejako donoszący w Brukseli na polskich przedsiębiorców, to nie „Targowica” z PO. To deputowani z PiS: Zdzisław Krasnodębski, Ryszard Legutko, Jadwiga Wiśniewska, Zbigniew Kuźmiuk i Stanisław Ożóg. Mało tego, na otwarciu wystawy będzie Beata Mazurek, a wideoprzesłanie przygotował sam Naczelnik. Oprócz tego odczytany będzie list otwarty od Brigitte Bardot. Jak wiadomo, pani Bardot od lat angażuje się po stronie lewackich obrońców „praw zwierząt”. Teraz stanie ręka w rękę z rzekomo konserwatywnymi europosłami PiS. Gdzieś w tle, w kraju, biją brawo neomarksiści z Razema.

Szczególnie przykrym zaskoczeniem jest obecność w tym gronie prof. Ryszarda Legutki, którego przenikliwość w piętnowaniu lewicowych chorób – w tym i tej ekooszołomskiej – mogła kiedyś imponować. Trudno zrozumieć, co skłoniło krakowskiego intelektualistę do uczestnictwa w nagonce na polskich przedsiębiorców.

Trzeba natomiast odnotować słowa, napisane na Twitterze przez prof. Zdzisława Krasnodębskiego, bo ich ton jest niestety coraz bardziej symptomatyczny dla obecnej władzy. Pan profesor oznajmił, odnosząc się do swoich działań: „To jest obrona Polski i Polaków przed tymi, którzy chcą z niej zrobić bantustan”.

Tak – europoseł PiS Zdzisław Krasnodębski nazwał polskich przedsiębiorców, a także ich kooperantów i pracowników, tymi, którzy „chcą zrobić z Polski bantustan”. Rozwój jednej z branż rolnictwa to dla pana posła „robienie z Polski bantustanu”.

Mam nadzieję, że wyborcy dobrze sobie te słowa zapamiętają i sięgną po nie, gdy w 2019 roku przyjdzie głosować w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

***

Z podobnej działki.

Moja gmina wdrożyła w pełni rozporządzenie ministra środowiska sprzed trochę ponad roku, dotyczące selektywnej zbiórki odpadów. Dotąd były dwa pojemniki, na odpady wtórne i zmieszane. Teraz są cztery. I tu muszę zacytować instrukcję, którą gmina przysłała:

1. Papier, opakowania z papieru i tektury zbiera się w pojemniku koloru niebieskiego, oznaczonego napisem,,PAPIER”. Do pojemników wrzucać: opakowania z papieru, karton, tekturę (także falistą), katalogi, ulotki, prospekty, gazety i czasopisma, papier szkolny i biurowy, zadrukowane kartki, zeszyty, papier pakowy; torby i worki papierowe. Do tej frakcji nie można wrzucać: ręczników papierowych i zużytych chusteczek higienicznych, papieru lakierowanego i powleczonego folią papieru zatłuszczonego lub mocno zabrudzonego, kartonów po mleku i napojach, papierowych worków po nawozach, cemencie i innych materiałach budowlanych, tapet, pieluch jednorazowych i podpasek, zatłuszczonych jednorazowych opakowań z papieru i naczyń jednorazowych, odzieży i tekstyliów.

2. Szkło zbierać będziemy bez zmian tak jak obecnie się w pojemniku koloru zielonego, oznaczonych napisem,,SZKŁO".

3. Metale i tworzywa sztuczne zbiera się w pojemniku koloru niebieskiego, oznaczonych napisem,,METALE I TWORZYWA SZTUCZNE”, do pojemników wrzucamy: odkręcone i zgniecione plastikowe butelki po napojach, nakrętki, o ile nie zbieramy ich osobno w ramach akcji dobroczynnych, plastikowe opakowania po produktach spożywczych, opakowania wielomateriałowe (np. kartony po mleku i sokach), opakowania po środkach czystości (np. proszkach do prania), kosmetykach (np. szamponach, paście do zębów) itp., plastikowe torby, worki, reklamówki, inne folie, aluminiowe puszki po napojach i sokach, puszki po konserwach, folię aluminiową, metale kolorowe, kapsle, zakrętki od słoików, zabawki (zabawki z tworzywa sztucznego, o ile nie są wykonane z trwale połączonych kilku surowców). Nie można do nich wrzucać: butelek i pojemników z zawartością, opakowań po lekach i zużytych artykułów medycznych, opakowań po olejach silnikowych, części samochodowych, zużytych baterii i akumulatorów, puszek i pojemników po farbach i lakierach, zużytego sprzętu elektronicznego i AGD.

4. Odpadki warzywne i owocowe, skoszoną trawę, liście, kwiaty, gałęzie drzew i krzewów (o długości około 20 cm i grubości około 1,5 cm; większe gałęzie i konary należy rozdrobnić), trociny i korę drzew zbieramy w pojemniku brązowym, oznaczonym napisem,,BIO".

5. Resztki pożywienia, porcelanę, popiół, artykuły higieniczne, zabrudzony tłusty papier, potłuczone szyby wrzucamy do pojemnika koloru czarnego, oznaczonego napisem,,ZMIESZANE”.

Przepraszam za ten przydługi cytat, ale jest konieczny, żeby objąć rozmiary ekoparanoi. Gdyby potraktować te brednie poważnie, to każdy musiałby w swoim mieszkaniu nie tylko znaleźć miejsce na pięć kubłów na śmieci oraz, jeśli ma ogródek, rozdrabniarkę do drewna, ale też spędzać dodatkowe godziny na drobiazgowej analizie tego, co się wyrzuca. Czy papier jest tłusty czy nie? Czy zabawka jest z różnych materiałów czy tylko z plastiku? Czy plastikowa butelka jest aby pusta? Czy odklejony z palca plaster to „zużyty artykuł medyczny”? Nikt normalny nie ma na to czasu ani miejsca.

Opisuję to, aby zaalarmować: oderwane od rzeczywistości ekofantazje, wspierane niestety przez obecną władzę, zaczynają utrudniać nam codzienne życie. Trzeba temu absurdowi położyć kres, zanim obudzimy się w świecie jak z „Roku 1984”, tyle że zamiast Wielkiego Brata z ekranów będzie nas kontrolował jakiś Wielki Ekolog.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także