Flis: Wojna polsko-polska toczy się w mediach. Ludzi nie interesuje

Flis: Wojna polsko-polska toczy się w mediach. Ludzi nie interesuje

Dodano: 
Socjolog, dr hab. Jarosław Flis
Socjolog, dr hab. Jarosław Flis Źródło: PAP / Tomasz Gzell
Większość elit, a także połowa obu elektoratów, są nakręcone w sposób nadmierny, co więcej, stara się nakręcić tych umiarkowanych. Chcąc ich przekonać, że druga strona sporu jest dokładnie tak barbarzyńska, jak oni, radykałowie uważają. W zdecydowanej większości ludzie mają różne poglądy, ale ze sobą normalnie rozmawiają, żyją, pracują – mówi portalowi DoRzeczy.pl prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.

Spór polityczny jest coraz ostrzejszy. Aktor Redbad Klynstra skomentował to na Twitterze w ten sposób, że w Holandii, przed laty w związku z ostrym konfliktem wystąpiło zjawisko tzw. silosowości. To znaczy każda ze skonfliktowanych grup miała swoje media, swoich fryzjerów, swoje piekarnie. Czy w Polsce doczekamy się wkrótce sytuacji, w której będzie na przykład sklep obsługujący wyłącznie PiS-owców, kawiarnia dla sympatyków PO itd.?

Prof. Jarosław Flis: Absolutnie nie. Po pierwsze takie coś może wystąpić w społeczeństwach, w których te podziały są jakoś zinstytucjonalizowane. W Holandii były na przykład szkoły i przedszkola katolickie, szkoły i przedszkola związkowe, były odrębne kluby sportowe. W Polsce wszystko to jest przemieszane. Przede wszystkim, to połowa Polaków w ogóle nie chodzi na wybory, trzeba by dla nich zrobić odrębny silos. Po drugie grupy te są głęboko przemieszane, rotują. Często podziały dotyczą sąsiadów mieszkających drzwi w drzwi. Poza tym, co pokazują ostatnie badania nad uprzedzeniami i nienawiścią, to często podziały idą w poprzek obu grup.

Czyli?

Czyli umiarkowanym zwolennikom PiS jest bliżej do umiarkowanych przeciwników PiS, niż do radykałów z własnego obozu. Tak samo umiarkowanym przeciwnikom PiS zdecydowanie bliżej do umiarkowanych zwolenników tej partii, niż wyznawców radykalnego antypisu. Więc mówienie o silosowości w Polsce nie jest adekwatne do rzeczywistości. Ja rozumiem, że media są rozgorączkowane, podobnie jak klasa polityczna. Ale to jest tak, że większość elit, a także połowa obu elektoratów, są nakręcone w sposób nadmierny, co więcej, stara się nakręcić tych umiarkowanych. Chcąc ich przekonać, że druga strona sporu jest dokładnie tak barbarzyńska, jak oni, radykałowie uważają. W zdecydowanej większości ludzie mają różne poglądy, ale ze sobą normalnie rozmawiają, żyją, pracują.

Twierdzi Pan, że nie ma ostrej wojny politycznej w polskim społeczeństwie?

Wojna toczy się, ale w mediach. Realne życie to jednak coś innego. Czy jak pan weźmie pod pachę „Do Rzeczy” i wejdzie do sklepu, to sprzedawczyni nie sprzeda Panu bułek, bo ona czyta „Newsweeka”? Czy odwrotnie czytelnik „Newsweeka” nie zostanie obsłużony bo sprzedawca lubi media prawicowe? Można zrobić eksperyment i to przetestować – raz pójść w kilka miejsc z gazetą prawicową, raz z lewicową. Nie sądzę, by w stosunku personelu sklepowego do nas była jakakolwiek różnica. Tego ostrego podziału wśród ludzi nie ma. Co więcej, jest jedno istotne zjawisko.

Jakie?

Istnieją grupy, w których polityka w ogóle jest tematem tabu. Najlepszym przykładem są rodzice dzieci w szkołach, czy przedszkolach. Tam o polityce się w ogóle nie rozmawia. Ludzie uznają, że jeżeli nie znamy kogoś od lat, nie przyjaźnimy się z kimś, nie ma sensu, by poglądy polityczne tej osoby wpływały na nasze wzajemne relacje. A rodzice dzieci na wzajemne stosunki w sprawach szkoły, czy przedszkola skazani są na kilka najbliższych lat. A więc o polityce tam się nie rozmawia. A więc raczej mamy do czynienia z odchodzeniem od zaangażowania politycznego. Ale jakiejś wzajemnej nienawiści między ludźmi nie ma.

Czytaj też:
Ekspert o sporze politycznym w Polsce: Obie strony nieprzemakalne na argumenty

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także