Prezes ONR: Próbuje się postawić znak równości między polskim nacjonalizmem a neonazizmem
  • Anna M. PiotrowskaAutor:Anna M. Piotrowska

Prezes ONR: Próbuje się postawić znak równości między polskim nacjonalizmem a neonazizmem

Dodano: 
Obóz Narodowo-Radykalny, zdjęcie ilustracyjne
Obóz Narodowo-Radykalny, zdjęcie ilustracyjneŹródło:PAP / Leszek Szymański
ONR działa zgodnie z prawem, więc zapowiedzi delegalizacji naszego stowarzyszenia należy uznać za medialną rozgrywkę, mającą na celu oczernienie naszej organizacji i postawienie znaku równości między polskim nacjonalizmem a neonazizmem – podkreśla w rozmowie z DoRzeczy.pl kierownik Główny Obozu Narodowo-Radykalnego Aleksander Krejckant

DoRzeczy.pl: Nie cichną komentarze po emisji programu „Superwizjer”, w którym ujawniono szokujące praktyki polskich neonazistów. W dyskusji na ten temat często pojawia się nazwa Obozu Narodowo-Radykalnego. Czy któraś z osób, zarejestrowanych na tych nagraniach jest członkiem Państwa stowarzyszenia?

Aleksander Krejckant: Nie. Nie mamy nic wspólnego z tymi ludźmi z nagrania, ani w ogóle z takimi środowiskami.

A mimo to pojawiają się zapowiedzi podjęcia prób delegalizacji ONR…

Delegalizacja to bardzo nieprecyzyjny termin. Nie da się w świetle obowiązującego prawa zdelegalizować naszego stowarzyszenia. Nie można w ogóle zdelegalizować organizacji narodowych, a jedynie próbować je rozwiązać. Należy nadmienić, że ONR działa zgodnie z prawem, więc takie zapowiedzi należy uznać po prostu za medialną rozgrywkę, mającą na celu oczernienie naszej organizacji i postawienie znaku równości między polskim nacjonalizmem a neonazizmem. Przykre jest to, że politycy obozu rządzącego wycierają sobie twarze naszą organizacją, bo nie mamy nic wspólnego z praktykami, które pokazał ten reportaż. Co więcej, potępiamy tego rodzaju psychiczne zachowania.

Dlaczego politycy PiS zmienili nagle retorykę w tej kwestii?

Myślę, że to naturalna sprawa w polityce. Nikt nie lubi konkurencji. Nawet konkurencji potencjalnej. PiS, które w tym momencie walczy o całość władzy, nie chce żeby po prawej stronie wyrosła mu konkurencja, czy choćby ośrodek kształtowania opinii publicznej. W mojej ocenie, jest to podyktowane chęcią usunięcia pewnych przeszkód, które mogłyby wpływać na prawicowy elektorat i pilnować, żeby rządzący nagle nie próbowali zmienić zdania np. w kwestii przyjmowania imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki.

Ale z Państwa strony pojawiają się też zarzuty, że Prawo i Sprawiedliwość uległo presji środowisk lewicowych, które od dawna podnosiły postulat "zrobienia porządku" z ONR. Myśli Pan, że rzeczywiście takie naciski przyniosły skutek?

To na pewno ma znaczenie. Trzeba pamiętać, że politycy demoliberalni mają to do siebie, że liczą się z opiniami czy to kształtowanymi w Polsce, czy zagranicą. Ale to już jest kwestia kręgosłupa. Jeśli ktoś kieruje się tym, co powiedzą media, a nie liczy się z prawdą czy elementarną sprawiedliwością, to sam sobie wystawia opinię. Myślę, że ludzie to zobaczą i rozliczą przy najbliższej okazji. To, co przynajmniej deklaratywnie teraz mówią jest zwyczajną niesprawiedliwością. Nie ma najmniejszych podstaw, żeby wobec nas podejmować jakiekolwiek działania prawne zmierzające do rozwiązania naszego stowarzyszenia.

Wróćmy jeszcze do ujawnionych nagrań. Wydarzenia, które zostały na nich zarejestrowane miały miejsce ponad pół roku temu. Dlaczego dopiero teraz dziennikarze zdecydowali się je upublicznić?

To jest właśnie zastanawiające. Myślę, że przyczyn może być wiele. Z jednej strony - to wygasające ruchy sprzeciwu wobec obozu rządzącego. Media lewicowo-liberalne zdecydowanie chcą rozbudzić witalność elektoratu lewicowo-liberalnego, kreując jakieś wydumane nazistowskie zagrożenie i mówiąc o hordach neonazistów w Polsce. W ten sposób chcą ponownie pobudzić przeciwników obecnej władzy do aktywizmu. Kolejnym powodem mogą być zbliżające się wybory samorządowe. Tamta strona łapie się już jak widać wszystkiego, żeby zaktywizować swój elektorat. Nie możemy także zapomnieć o tym, że w międzyczasie odbywa się szczyt w Davos i tego typu informacje, które przecież wychodzą w świat, mają na celu skompromitowanie Polski w odbiorze międzynarodowym. To obnaża prawdziwe intencje mediów lewicowo-liberalnych. Robienie czegoś takiego w takim momencie pokazuje, że zależy im, żeby Polskę skompromitować. Wracając jednak do samych nagrań, to historia z tymi kilkoma osobami będącymi dla mnie przypadkami psychiatrycznymi, to oczywiście powód do oburzenia, ale z nami nie ma to nic wspólnego. Media lewicowo-liberalne nie potrafią się jednak wznieść na taki poziom obiektywizmu, żeby nazwać sprawę po imieniu, a więc żeby powiedzieć, że dotyczy ona paru osób o patologicznych skłonnościach i nie wiązać tego w przedziwny sposób z nami. Ta konstrukcja, którą wytworzono jest zwyczajnie kłamliwa. To są goebbelsowskie metody. Kilku świrów, którzy znają jakiegoś człowieka związanego z Ruchem Narodowym i to ma się przekładać na jakąś sieć rzekomych powiązań – to jest tak grubymi nićmi szyte, że każdy człowiek, który choć trochę rozumie realia polityczne ma świadomość, że to jedna wielka manipulacja, wyreżyserowany spektakl. Zwróćmy też uwagę, że równolegle nie ma zainteresowania tym, że na tego typu aktywność w krajach Europy Zachodniej, które są niby takie wspaniałe i demokratyczne, panuje przyzwolenie. I tu mówimy nie o jakichś trzech świrach z lasu pod Wodzisławiem Śląskim, ale o manifestacjach w miastach USA czy Europy Zachodniej, gdzie neonaziści rzeczywiście funkcjonują. Pytanie więc, kto ma tutaj problem: my, czy ci wspaniali demokraci z Zachodu? Warto odnotować też jeszcze jeden kontekst tej niesprawiedliwej nagonki. Otóż, w tym roku będziemy obchodzić setną rocznicę odzyskania Niepodległości. Nie od dziś trafiają do nas informacje, że pałac prezydencki niechętnie patrzy na największą patriotyczną inicjatywę, jaką bez wątpienia jest Marsz Niepodległości, a politycy z nim związani najchętniej zagarnęliby ten dzień dla własnych celów. Dla polityków okazja do pozbycia się niezależnego ośrodka, który organizuje społeczne obchody jest z pewnością kuszącą wizją. 11.11 nie należy do żadnej partii politycznej i nie powinno być tak, że obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości stają się ofiarą rozgrywek politycznych. Jest to bardzo niepokojące.

Podczas dzisiejszej konferencji przedstawicieli ONR pojawiła się zapowiedź powołania do życia partii politycznej. Skąd taki pomysł? Chodzi o zacieśnienie współpracy z Ruchem Narodowym?

Nie myśleliśmy o współpracy z Ruchem Narodowym, skupiamy się na własnej perspektywie. Jest to raczej forma pewnych rozważań, ale być może zajdzie taka konieczność. W polskim prawie partie polityczne mają o wiele większa ochronę niż stowarzyszenia czy organizacje społeczne. Zastanawiamy się, czy formuła takiego wyjścia do przodu – stworzenia partii politycznej – nie spowoduje tego, że już nie będzie można nas tak łatwo oczerniać i szkalować. To zabieg stricte zabezpieczający i pokazujący wszystkim, że tak łatwo się nas nie pozbędą.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także