Wybudzony ze śpiączki do życia
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Wybudzony ze śpiączki do życia

Dodano: 
Dawid Jetke
Dawid Jetke Źródło: Archiwum prywatne
Jeśli w ogóle udałoby mu się przeżyć, to miał nie chodzić, nie mówić, być jak roślina: takie były pierwsze diagnozy po wypadku. 6 lat później Dawid przygotowuje się do obrony dyplomu specjalisty masażu. Doskonale pamięta, co to ból, niemożność zrobienia kroku, samodzielnego pójścia do toalety, poczucie bezsilności i zależności od innych.

Gdy Dawid robi masaż, jest skoncentrowany, wyciszony i nie chce, by go odrywać od pracy. Najbardziej lubi pracować ze starszymi osobami. Może dlatego, że praca z osobami starszymi wydaje się najtrudniejsza. – Ja tak nie uważam, zresztą najważniejsze, żeby pomóc. Pamiętam, jak wiele dla mnie znaczyła rehabilitacja, gdy ze mną było źle. Dzięki niej mogłem wrócić do życia – mówi Dawid.

Pensjonariuszom „Daru Serca” – zakładu opiekuńczo-leczniczego w Sztumie – trudno się bez niego obejść. Radość była ogromna, gdy wrócił po dłuższej przerwie po pobycie na turnusie rehabilitacyjnym. – Jedna z podopiecznych w ogóle nie chciała jeść. Inna zawsze zwraca się do niego: „Panie doktorze” i nie jest dla niej ważne, czy on lekarzem jest, czy nie, tylko to, że przyjdzie, porozmawia, wysłucha – opowiada Bożena Jetke, mama Dawida. – Dla mnie największą zapłatą za masaż nie są pieniądze, tylko gdy ktoś potem mi powie: „Dziękuję, już mnie nie boli” – dodaje Dawid.Doskonale pamięta, co to ból, niemożność zrobienia kroku, samodzielnego pójścia do toalety, poczucie bezsilności i zależności od innych.

Rehabilitacja? Tak, ale... jak będzie samodzielny

2013 rok: Dawid ma 21 lat, pracuje w policji w Sopocie, dział prewencji. Gdy w nocy wraca po pracy do domu, wjeżdża samochodem w nadjeżdżającego z naprzeciwka tira. Z poważnymi obrażeniami zostaje przewieziony do szpitala w Gdańsku. Lekarze ratują mu życie, nie udaje się im jednak wybudzić go ze śpiączki. Stan chłopaka niewiele się poprawia: nie oddycha samodzielnie, jest wspomagany respiratorem, żywiony poprzez sondę dojelitową (PEG).

Po miesiącu szpital stwierdza, że nic więcej już nie można zrobić: stan Dawida jest stabilny, nie wybudził się jednak ze śpiączki. Część lekarzy daje jeszcze nadzieję, przypominając, że „mózg jest nieprzewidywalny i wszystko może się zdarzyć”, jednak większość mówi jednoznacznie: „Nie będzie chodził, mówił, siedział, do końca życia będzie jak roślina”. Pada propozycja, by oddać go do hospicjum lub do zakładu opiekuńczo-leczniczego. Mama wie, że to oznaczałoby pogodzenie się z tym, że stan Dawida już się nie poprawi.

Gdyby wypadek zdarzył się w 2019 roku, Dawid mógłby trafić do działającego przy Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Olsztynie „Budzika dla dorosłych”, który powstał dzięki współpracy Fundacji „Akogo?” z prof. Wojciechem Maksymowiczem. Pod warunkiem, że Dawid miałby szczęście i akurat zwolniłoby się miejsce, bo w olsztyńskim „Budziku” jest na razie 8 miejsc (od lipca ma ich być 15), co jest kroplą w morzu potrzeb. Podań o przyjęcie wpłynęło ok. 800.

W 2013 roku jednak funkcjonuje tylko „Klinika Budzik” przy Centrum Zdrowia Dziecka, do której - zgodnie z prawem - mogą być przyjmowane tylko dzieci do 18 lat. Bożena Jetke szuka miejsca dla syna w całej Polsce. Najczęściej słyszy: „Tak, to możliwe, ale jak będzie samodzielny, nie będzie miał rurki tracheotomijnej, PEG-a”. – Przecież jak tego wszystkiego nie będzie miał i będzie samodzielny, to rehabilitacja nie będzie mu już potrzebna! – Bożena Jetke jeszcze dziś denerwuje się, gdy o tym opowiada.

Dzięki jej determinacji udaje się umieścić Dawida w toruńskiej Fundacji „Światło”. To właśnie tam powoli zaczyna odzyskiwać świadomość: otwiera oczy, wykonuje pierwsze ruchy. Po raz pierwszy w „nowym życiu” mówi słowo: „mama”, a potem kolejne. Dalszą poprawę przynosi pobyt w Klinice Rehabilitacyjnej szpitala w Bydgoszczy. Ogromna praca lekarzy, fizjoterapeutów (i mamy) przynosi efekt: po dwóch miesiącach Dawid wychodzi do domu na własnych nogach.

Nie oznacza to, że jego stan jest taki jak przed wypadkiem. Dawid ma dalej problemy z płynnością mówienia, z chodzeniem, pamięcią. Po takich uszkodzeniach mózg budzi się bardzo powoli. Pojawia się też pytanie: co dalej? Ma 21 lat. Do policji nie ma szans wrócić po wypadku.

Siebie dać innym

Wypadek, śpiączka, wybudzenie – wszystkie te przeżycia powodują, że Dawid bardzo się zmienia. Wie, że dostał drugie życie. Pamięta też, jak się czuł, gdy trudno mu było ruszyć palcem, a największym marzeniem było samodzielne pójście do toalety. To, co dostał, gdy był w takim stanie, chce teraz oddać innym: postanawia zostać masażystą lub fizjoterapeutą, by pomagać odzyskać sprawność tym, którzy ją utracili. Zaczyna się uczyć w medycznej szkole policealnej medycznej szkole policealnej: Sztumskim Medyku. Po kilku miesiącach musi zrezygnować: nie jest w stanie przyswoić takiej porcji wiedzy z fizjologii i anatomii. – To trudny kierunek. Dawid był bardzo ambitny, nie potrafił jednak się odnaleźć, nie dawał rady – opowiada Barbara Borko, dyrektorka szkoły.

Dawid pracuje jako wolontariusz w „Darze Serca”, dalej się rehabilituje, ćwiczy mowę, chód, chodzi na zajęcie z biofeedbacku. Pomagają, tyle że na to wszystko trzeba zdobywać pieniądze, bo NFZ takich zajęć nie refunduje. A dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny to w jego przypadku 5-8 tys. zł.

Po 2 latach czuje się mocniejszy, wraca do szkoły. – To był już całkiem inny człowiek. Nie zrażał się, chociaż czasem musiał na naukę poświęcić więcej czasu niż koledzy. Zawsze przychodził uśmiechnięty, nie widziałam, żeby na coś się złościł, choć wiem, ile go kosztowało przygotowanie do egzaminów. Czasem czuł się gorzej, musiał iść do domu, nigdy jednak nie wykorzystywał swojej choroby, nie chciał taryfy ulgowej – opowiada Barbara Borko. W Sztumskim Medyku nie jest jedynym uczniem, który miał problemy. Dyrekcja jest zdania, że szkoła ma nie tylko uczyć, ale też pomagać uczniom mającym deficyty. – Mamy uczniów z niepełnosprawnościami. Niech nauka będzie nawet dla nich terapią, ćwiczą pamięć, mają kontakty społeczne, cel w życiu. Wielu z nich pokonuje początkowe trudności, kończy szkołę, zostaje technikami masażystami, kosmetologami, pracuje z chorymi.Nie ma wątpliwości, że gdyby Dawid był w domu, nie czytał, nie przyswajał nowego słownictwa, nie miał tak wielu kolegów, dziś nie byłby tym, kim jest – mówi dyrektorka szkoły.

Dawid ma jeszcze momenty, kiedy musi dłużej się zastanowić, co chce powiedzieć. Miewa problemy z równowagą, dlatego potrzebuje rehabilitacji, ćwiczeń. Daleko mu jednak od pierwszych bardzo złych diagnoz lekarzy. Niektóre z nich wtedy słyszał: nie był jednak w stanie dać znaku, że nie zgadza się z diagnozą i chce walczyć. Jak czuje się osoba w takim stanie, która słyszy o swoim złym rokowaniu? – Nigdy nie mówcie w obecności osób nieprzytomnych, że ich rokowanie jest złe. Nie wiemy, co one słyszą, lepiej mówić o nadziei – powtarza często Barbara Borko swoim uczniom w szkole. Oni też, dzięki Dawidowi, uczą się empatii. Lubią go, bo zawsze jest uśmiechnięty, na nic nie narzeka.

Ma cel: – Nie poddaję się, bo wiem, że jak dostanę dyplom, to będę mógł robić w życiu to, co chcę: pomagać innym wracać do zdrowia – mówi. Ma plan: najpierw doskonalenie umiejętności jako wolontariusz, potem praca, samodzielność, własny gabinet, rodzina. Na wszystko przyjdzie czas: powrót ze śpiączki nauczył go, że marzenia się spełniają i nie mają granic.

Statystyk nie ma, szacuje się jednak, że w przedłużającą się śpiączkę zapada rocznie w Polsce ponad 600 osób; ok. 3 razy więcej dorosłych niż dzieci. Większość trafia do placówek opiekuńczych lub do domu. W olsztyńskim „Budziku” udało się do tej pory wybudzić 15 osób, w Klinice Budzik przy Centrum Zdrowia Dziecka – 54 dzieci, w toruńskiej Fundacji Światło – ponad 60 osób. Nie ma problemu z przyjęciem dziecka do Kliniki Budzik przy CDZ, jednak w ośrodkach dla dorosłych na każde zwolnione miejsce czekają setki innych pacjentów.

Artykuł został opublikowany w 25/2019 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także