• Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Cegiełki życia

Dodano: 
Cegiełki zycia
Cegiełki zycia
Na naszych oczach dokonuje się kolejna rewolucja w leczeniu onkologicznym. Jeszcze do niedawna średni czas życia po zdiagnozowaniu szpiczaka wynosił trzy lata. Dzisiaj to już 6, 10, a w niektórych krajach nawet 20 lat

Dominice B. (60 lat) dokuczały bóle kręgosłupa, skarżyła się też na brak sił i zmęczenie. Lekarz stwierdził zwyrodnienie stawów, zalecił leki przeciwbólowe, fizjoterapię, odpoczynek oraz prowadzenie niestresującego trybu życia. Czuła się jednak coraz gorzej. Pojawiły się obrzęki, bóle kości. Wykonana morfologia wykazała bardzo wysoki poziom OB. Kilka miesięcy jednak trwało, zanim dostała się do hematologa, który postawił diagnozę: szpiczak plazmocytowy. Pierwszą naturalną reakcją pacjenta jest panika wynikająca z lęku o życie. Szpiczak plazmocytowy (mnogi) to nowotworowa choroba układu krwiotwórczego. Diagnozuje się ją co roku u ok. 1,5 tys. osób w Polsce.

DZIWNE OBJAWY

Początkowe objawy są mało charakterystyczne. – U jednej osoby mogą być związane z uszkodzeniem nerek, u innej są to: niedokrwistość, nawracające infekcje, bóle kręgosłupa i łamliwość kości. Gdy 60-latka boli kręgosłup, najczęściej myśli się o chorobie zwyrodnieniowej, a mogą to być właśnie objawy szpiczaka – mówi dr Dominik Dytfeld, hematolog z Katedry i Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku UM w Poznaniu oraz prezes Polskiego Konsorcjum Szpiczakowego. Objawy szpiczaka łatwo pomylić z innymi schorzeniami, które często występują u osób w starszym wieku. Bagatelizują je nie tylko pacjenci, lecz także lekarze, zalecając środki przeciwbólowe lub np. preparaty zawierające żelazo, by wyleczyć anemię. Często od pierwszych objawów choroby do jej rozpoznania mija co najmniej kilka miesięcy. Zdarza się, że szpiczak jest diagnozowany dopiero, gdy dojdzie do złamania, najczęściej kręgosłupa, lub do niewydolności nerek, która dotyka co piątego pacjenta. U osób starszych znacznie częściej niż szpiczak występują zmiany zwyrodnieniowe stawów, dlatego nie trzeba u każdej osoby, którą boli kręgosłup, od razu podejrzewać nowotworu. Jeśli jednak dolegliwości nie mijają, warto wykonać dokładniejsze badania, przede wszystkim krwi, sprawdzając poziom OB. – Jako Polskie Konsorcjum Szpiczakowe analizujemy, jakie są wczesne objawy szpiczaka w Polsce. Jednym z nich jest wysokie OB. Do tej pory uważaliśmy, że podejrzane jest, gdy wynosi powyżej 100, ale po rozmowach z kilkuset pacjentami okazało się, że u większości z nich OB wynosiło średnio 77. Obecnie przygotowujemy wytyczne dla lekarzy pierwszego kontaktu, w jakich przypadkach powinni poszerzać diagnostykę, podejrzewając szpiczaka – opowiada dr Dytfeld. Ten nowotwór atakuje głównie osoby po 55.–60. roku życia i starsze, choć zdarzają się też zachorowania w młodszym wieku. Najmłodszy pacjent dr. Dytfelda miał 31 lat, a o tym, że choruje na nowotwór, dowiedział się po własnym weselu. Miał dolegliwości bólowe, a podczas wesela po prostu przestał chodzić. Trafił do szpitala, gdzie zdiagnozowano szpiczaka. Najmłodsza pacjentka z taką diagnozą w Polsce miała 19 lat.

PRZEŁOM…

U każdej osoby przebieg choroby jest nieco inny z uwagi na rozległość zmian w szpiku, ich umiejscowienie oraz aktywność komórek nowotworowych. Wyleczyć chorego można na razie tylko dzięki allogenicznemu przeszczepieniu szpiku (od dawcy spokrewnionego lub obcego), jednak tę metodę można zastosować tylko u młodych pacjentów, gdyż jest obarczona wieloma czynnikami ryzyka. Czasem stosuje się też przeszczep autologiczny komórek krwiotwórczych (w połączeniu z chemioterapią, powtórnym przeszczepieniem i kontynuacją leczenia). Natomiast dla starszych pacjentów jedynym rozwiązaniem jest kombinacja leków, które co prawda nie są w stanie wyleczyć choroby, ale na pewien czas ją zatrzymują. Kilkanaście lat temu średnią długość życia pacjenta ze szpiczakiem szacowano na dwa–trzy lata. Przełomem było pojawienie się talidomidu – pierwszego leku immunomodulującego, który pobudzał komórki układu odpornościowego do walki z nowotworem. Wkrótce potem pojawił się lenalidomid – kolejny lek immunomodulujący – oraz bortezomib, pierwszy lek z grupy tzw. Inhibitorów proteasomów. Te trzy leki doprowadziły do tego, że średni czas życia chorych wydłużył się co najmniej dwukrotnie.

… A PO NIM REWOLUCJA

Pojawienie się tych trzech leków można nazwać przełomem, jednak to, co dzieje się od 2013 r., to już rewolucja. – Od 2013 r. do dziś zostało zarejestrowanych sześć nowych cząsteczek. Pacjenci, u których obecnie jest rozpoznawana choroba i którzy mogą korzystać z leków najnowszej generacji, będą żyli średnio 20 lat. Dzięki temu, choć szpiczaka nie udaje się jeszcze wyleczyć, powoli staje się on chorobą przewlekłą. Dokucza, daje się we znaki, funkcjonuje się z nim raz lepiej, raz gorzej, ale generalnie można żyć – tłumaczy dr Dytfeld. Walka z chorobą nie jest prosta. Dzięki lekom komórki nowotworowe ulegają zniszczeniu, ale po pewnym czasie szpiczak zazwyczaj wraca. Konieczne jest podawanie kolejnej linii leczenia opartej na lekach, które dotychczas nie były stosowane lub używano ich, ale w innych konfiguracjach. – To konieczne, gdyż szpiczak nawrotowy jest zupełnie inną chorobą niż ta, którą był na początku, przetrwały bowiem tylko komórki nowotworowe oporne na leczenie. Dlatego musimy zintensyfikować leczenie, by uzyskać efekt – tłumaczy dr Grzegorz Charliński z Oddziału Hematologii Specjalistycznego Szpitala Miejskiego im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Z kolejnymi liniami terapii jest podobnie. Pacjenci żyją „od leku do leku”. – Ich życie składa się z takich cegiełek-leków. Im więcej ich mamy, tym pacjent żyje dłużej – tłumaczy dr Dytfeld. Lekarze chcieliby mieć jak najwięcej tych „cegiełek”, móc stosować je w różnych kombinacjach, dopasowanych do pacjentów. Zwłaszcza że leki nowej generacji są skuteczniejsze od tych starszych. – W naszej klinice stosowaliśmy pomalidomid: jeden z nowych leków immunomodulujących. 40 proc. chorych uzyskało co najmniej częściową remisję. To bardzo dobry wynik, zwłaszcza że lek stosowaliśmy u chorych w czwartej linii leczenia i późniejszych, którzy już na nic innego nie reagowali – opowiada dr Charliński. – Im wcześniejsza linia leczenia, w jakiej będzie można stosować ten lek, tym lepsza będzie jego skuteczność – dodaje. Plusem nowych terapii jest też to, że rzadziej powodują skutki uboczne. Starsze leki, takie jak talidomid czy bortezomib, często powodowały polineuropatię – uszkodzenie nerwów czuciowych. Nowe leki są „bardziej inteligentne”, nie działają na cały organizm, dlatego rzadziej powodują działania niepożądane. Niektóre z nich są podawane w formie doustnej, co jest wygodniejsze dla pacjenta, który nie musi spędzać całego dnia w szpitalu. Niestety, w Polsce jeszcze żaden z tych sześciu leków zarejestrowanych w ostatnich latach nie doczekał się refundacji.

SPRZEDAĆ DOM, BY ŻYĆ

Po szoku pierwszej diagnozy pacjenci starają się żyć aktywnie, zwłaszcza gdy widzą skuteczność leczenia. Wielu pracuje. Są lekarze, prawnicy, informatycy, inżynierowie, którzy mimo szpiczaka nie porzucili pracy zawodowej. Inni cieszą się życiem rodzinnym, dziećmi, wnukami, podróżami. To zasługa nie tylko lekarzy, lecz także organizacji pacjentów, takich jak Fundacja Carita – Żyć ze Szpiczakiem, która dba o to, by podczas warsztatów dla pacjentów pokazywać, że mimo choroby warto szukać radości życia. Wiele osób znajduje w sobie siłę i pasję, by mimo tego, że chorują na nowotwór, pomagać innym. W najtrudniejszej sytuacji są chorzy po drugiej, trzeciej, czwartej kombinacji leków, którzy wiedzą, że nie ma już dla nich w Polsce żadnego refundowanego leku. – To ogromny stres, gdy pacjent zdaje sobie sprawę, że jeśli choroba przełamie działanie leku, to polscy lekarze będą bezsilni. Pojawiają się myśli: „Poddać się, przestać walczyć czy sprzedać dom, by kupić lek?” – mówi dr Dytfeld. Hematolodzy starają się tworzyć nowe kombinacje z leków, które są dostępne, szukają nowych badań klinicznych. Chcieliby móc stosować nowoczesne terapie. – W zasadniczy sposób zmieniają rokowanie u chorych, zwiększają prawdopodobieństwo remisji, wydłużają życie – potwierdza dr Charliński. W żadnej innej chorobie onkologicznej nie zarejestrowano w tak krótkim czasie tylu nowych leków – to dobra wiadomość. Zła – polscy pacjenci nie mogą skorzystać z większości z nich. Lekarze mają nadzieję, że chociaż część nowych leków stanie się już wkrótce dostępna dla polskich pacjentów – przynajmniej dla tych, którzy wyczerpali wszystkie możliwości terapii i nie ma dla nich alternatywy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także