Zabić księży

Dodano:
Rys. Krzysztof Wyrzykowski

Zabić księży! Ostatniego kapłana esbecja zabiła już po wyborach 4 czerwca

Dwóch zginęło w styczniu 1989 r., trzeci w lipcu tego samego roku. W niejasnych do dziś okolicznościach. Nic też dziwnego, że tajemnicze zgony kierowały podejrzenia w stronę funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Śmierć dwóch pierwszych duchownych, Stefana Niedzielaka i Stanisława Suchowolca, wywołała w kręgach opozycji konsternację i strach. Niektórzy uważali, że było to ostrzeżenie rodem z mafijnych porachunków. Sygnał, że system może i upada, ale SB wciąż jest silna i potrafi zaatakować.

Wszyscy trzej byli osobami wielce zasłużonymi dla opozycji. Znanymi z bezkompromisowości i pomocy między innymi rodzinom katyńskim czy działaczom podziemia, w tym młodzieży. Głosili ostre, antysystemowe kazania. Wbrew pozorom takich kapłanów nie było wielu. Po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki cena odwagi była dla wielu zbyt wysoka.

Ostatnia ofiara Katynia

Stefan Niedzielak był najstarszym z zamordowanych. Urodził się 1 września 1914 r. w Podolszycach, obecnie dzielnicy Płocka. Święcenia kapłańskie przyjął w okresie II wojny światowej. Został kapelanem AK, a także przez okres przebywania w Łowiczu, tamtejszej komórki Narodowej Organizacji Wojskowej. Posługę kapłańską sprawował także podczas powstania warszawskiego. Był jednym z kurierów bp. Adama Sapiehy, który przewiózł w bezpieczne miejsce dowody świadczące o odpowiedzialności Sowietów za zbrodnię katyńską. Po wojnie został kapelanem w strukturach WiN. Jednak to działania na rzecz wyjaśnienia zbrodni katyńskiej uczyniły go na długie lata wrogiem systemu.

W warszawskiej parafii św. Karola Boromeusza upamiętniał poległych na Wschodzie. Zwieńczeniem lat pracy ks. Niedzielaka okazało się Sanktuarium Poległych i Pomordowanych na Wschodzie, zbudowane w 1984 r. W drugiej połowie lat 70. związał się z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W sierpniu 1979 r. podpisał apel o przeprowadzenie wolnych wyborów do Sejmu PRL. Prawie 10 lat później, w 1988 r., założył wspólnotę Rodzina Katyńska. Przez wszystkie te lata słynął z bezkompromisowych kazań piętnujących zbrodnie sowieckie.

Był za to prześladowany przez SB. Otrzymywał telefony i listy z pogróżkami. Został także pobity przez „nieznanych sprawców” podczas spaceru. Miał świadomość grożącego mu niebezpieczeństwa i już w 1985 r. sporządził testament. Jego zwłoki znaleziono w budynku parafialnym nad ranem 21 stycznia 1989 r. Ciało miało wyraźnie ślady pobicia. „Trybuna Ludu” informowała trzy dni później, że był to najpewniej napad rabunkowy. Jednak już wstępne sprawdzenie mieszkania – poza brakiem kompletu srebrnych sztućców – nie wykazało kradzieży. Mieszkanie nie zostało splądrowane, a w widocznych miejscach pozostały pieniądze i różne cenne przedmioty.

Przyjaciel księdza Jerzego

Ksiądz Stanisław Suchowolec. Miał zaledwie 31 lat, ale już zdążył przez dłuższy czas aktywnie wspierać białostocką Solidarność i tamtejszych działaczy Konfederacji Polski Niepodległej. Po przyjęciu święceń kapłańskich w 1983 r. został wikarym w Suchowoli, rodzinnej miejscowości ks. Jerzego Popiełuszki. Obaj się zresztą przyjaźnili. Ksiądz Suchowolec odprawiał tam msze za ojczyznę, a po zabójstwie przyjaciela organizował różne inicjatywy mające upamiętnić jego postać, między innymi izbę pamięci i symboliczny grób ks. Jerzego. Został także członkiem Niezależnego Ruchu Społecznego im. ks. Jerzego Popiełuszki.

SB objęła go rozpracowaniem o kryptonimie Suchowola. Nie szczędzono mu pogróżek, życzono śmierci. Kilkukrotnie w jego samochodzie wykrywano awarie, które były dziełem osób trzecich. Został także pobity. Rzecz jasna, sprawców nigdy nie odnaleziono. W celu ochrony przed działaniami SB na plebanii – od 1986 r. przebywał w białostockich Dojlidach – pojawiła się Nika, suka rasy doberman. Akcja zaszczuwania duchownego przybrała taki rozmiar, że we wrześniu 1988 r. lokalni działacze opozycyjni zdecydowali się wystosować do Rzecznika Praw Obywatelskich list z prośbą o interwencję. Opisano w nim metody stosowane przez SB wobec niepokornego duchownego. Sam ksiądz także miał poczucie zbliżającego się zagrożenia. Podczas jednego ze spotkań z działaczami podziemnej Solidarności miał powiedzieć: „Pętla wokół mnie zacieśnia się coraz bardziej. Czuję się osaczony i zdradzony. Żyję pod ciągłą presją”.

Niestety, wszelkie działania mające za cel ochronę ks. Suchowolca zakończyły się niepowodzeniem. 30 stycznia 1989 r. odnaleziono jego ciało. Oficjalnie zatruł się dwutlenkiem węgla podczas pożaru, który miał spowodować piecyk elektryczny. Wedle oficjalnego śledztwa wykluczono udział osób trzecich, a ksiądz miał mieć podobno we krwi 1,5 promila alkoholu. Postępowanie bardzo szybko umorzono. Mało kto jednak wierzył w oficjalną wersję śmierci. Pogrzeb ks. Suchowolca stał się tego wyrazem. Uczestniczyło w nim wielu działaczy opozycyjnych, m.in. Zbigniew Romaszewski, Seweryn Jaworski i Leszek Moczulski, oraz tysiące innych osób. Był w tym gronie także… ostatni bohater tej tragicznej historii, ks. Sylwester Zych.

„Teraz wezmą się za mnie”

Z opisywanych przypadków życiorys ks. Sylwestra Zycha jest chyba najtragiczniejszy. Urodzony w 1950 r. w Ostrówku koło Wołomina, święcenia przyjął w 1977 r. Gdy powstała Solidarność, był wikarym w Tłuszczu. Zorganizował tam akcję wieszania krzyży w szkołach, a w kazaniach mocno wspierał rodzący się ruch społeczny. W 1981 r. przeniesiono go do Grodziska Mazowieckiego. Po 13 grudnia 1981 r. publicznie krytykował wprowadzenie stanu wojennego i udostępniał plebanię grupce licealistów, która przyjęła nazwę Siły Zbrojne Polski Podziemnej.

Stało się o nich głośno, gdy w lutym 1982 r., podczas próby rozbrojenia milicjanta Zdzisława Karosa, śmiertelnie go postrzelili. Wszystko wydarzyło się podczas szamotaniny i było nieszczęśliwym wypadkiem. Miesiąc później SB przeprowadziła aresztowania członków SZPP, a u ks. Zycha znaleziono pistolet Karosa. W oficjalnej propagandzie przedstawiano go jako głównego inspiratora grupy. Ostatecznie skazano go na sześć lat pozbawienia wolności. Wyrok odsiadywał w ciężkich więzieniach w Braniewie i Barczewie. Od momentu aresztowania bito go i szykanowano. Spędził między innymi dziewięć miesięcy w izolatce. Często grożono mu śmiercią. Wyszedł w październiku 1985 r. na skutek amnestii i starań czynionych przez władze kościelne oraz międzynarodowe organizacje praw człowieka. W dalszym ciągu utrzymywał kontakty z opozycją. Odprawił między innymi mszę inaugurującą III Kongres KPN, który następnie rozbiła SB. Działając w kręgach robotniczej opozycji, poznał między innymi ks. Niedzielaka.

Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...