Praca za seks? Prokuratura bada nowy wątek ws. Misiewicza
W 2016 albo 2017 roku Bartłomiej Misiewicz miał przebywać w Bełchatowie u znajomego działacza PiS i prezesa PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna Sławomira Z. Informator gazety twierdzi, że obaj mężczyźni mieli po alkoholu bawić się w prowadzenie "rekrutacji do pracy".
"Panowie byli po alkoholu i zabawiali się przyjmując do pracy kandydatki. Jednej z nich proponowali, że dostanie pracę w zamian za to, co w kodeksie karnym nazywane jest „innymi czynnościami seksualnymi” – mówi w rozmowie z "Wyborczą" osoba znająca sprawę.
Kobieta miała odmówić tej "propozycji", a co więcej napisała ponoć skargę do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Śledczy mają badać tę sprawę, ale nikomu jeszcze nie postawiono żadnych zarzutów.
Misiewicz opuszcza areszt
W zeszłą środę sąd przedłużył areszt byłemu rzecznikowi MON o dwa miesiące, z zastrzeżeniem, że może wyjść na wolność jeśli wpłaci 100 tys. zł poręczenia majątkowego. W związku z faktem, że rodzina wpłaciła kaucję, polityk opuścił wczoraj areszt.
Były rzecznik MON przebywał w areszcie od 28 stycznia. Tego dnia wraz z byłym posłem PiS Mariuszem Antonim K. został zatrzymany przez CBA. Niedługo później w Prokuraturze Okręgowej w Tarnobrzegu obaj usłyszeli zarzuty powoływania się wspólnie na wpływy w instytucji państwowej i podjęcia się pośrednictwa w załatwieniu określonych spraw celem uzyskania korzyści majątkowej w kwocie ponad 90 tys. zł.
Bartłomiej M. i była urzędniczka MON Agnieszka M. usłyszeli też zarzuty przekroczenia swoich uprawnień jako funkcjonariusze publiczni i działania na szkodę spółki Polska Grupa Zbrojeniowa w związku z zawartą przez nią umową szkoleniową. Według prokuratury podejrzani doprowadzili do wyrządzenia koncernowi szkody w wysokości prawie 500 tys. zł.