Kret w gabinecie Putina. Kto szpiegował dla CIA?

Dodano:
Władimir Putin, prezydent Rosji Źródło: PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ
Informacja o ewakuacji przez Amerykanów rzekomego agenta ulokowanego na Kremlu uderza w Donalda Trumpa – mówi nam Marek Budzisz, ekspert ds. wschodnich.

Damian Cygan: Według amerykańskich mediów w 2017 r. CIA miała ewakuować cennego szpiega, który działał w otoczeniu Putina. To dość sensacyjna informacja.

Marek Budzisz: Prawdopodobnie chodzi o mężczyznę, który razem z żoną i dziećmi wyjechał na wakacje do Czarnogóry i tam słuch po nich zaginął. Dwa lata temu rosyjska prokuratura wszczęła w tej sprawie dochodzenie, podejrzewając morderstwo. Teraz okazało się – oczywiście jeśli to jest ta sama osoba – że ten człowiek był urzędnikiem średniego szczebla, a wcześniej pracował w ambasadzie rosyjskiej w Waszyngtonie jako sekretarz Jurija Uszakowa, głównego doradcy Władimira Putina ds. polityk zagranicznej. Z tego powodu mógł mieć dostęp do większości dokumentów przygotowywanych dla prezydenta Rosji, a nawet fotografować je na jego biurku. Ten człowiek miał być też źródłem informacji, że to Putin osobiście podjął decyzję o ataku hakerskim na sztab demokratów i zaangażowaniu się w amerykańskie wybory.

Media podają nawet nazwisko tego rzekomego agenta: Oleg Smolenkow.

Tak, to on miał zostać ewakuowany przez wywiad USA, ale nie bezpośrednio z Rosji. Dziennik "Kommiersant" podał, że zniknął razem z rodziną po wyjeździe do Czarnogóry. W rosyjskiej prasie pojawiła się też wzmianka, że to podły człowiek, bo zostawił chorą matkę, którą muszą zajmować się teraz sąsiedzi.

Załóżmy na chwilę, że ten agent rzeczywiście był blisko Putina i miał dostęp do cennych informacji. Znając praktykę rosyjskich służb specjalnych, agent z taką wiedzą, który przeszedł na drugą stronę, zostałby przecież po cichu zlikwidowany.

Niekoniecznie. "Kommiersant" znalazł duży dom kupiony przez niejakiego Olega Smolenkowa w stanie Nowy Jork. Dziennikarze gazety twierdzą, że mieszka tam z rodziną. Co więcej, podobno przy pierwszej próbie ewakuacji przez Amerykanów Smolenkow nie chciał się na to zgodzić, co było dość podejrzane. Zaczęto się zastanawiać, czy to aby nie jest podwójny agent. Jednak przy drugiej próbie wyraził zgodę.

A może w całej tej sprawie chodzi o operację dezinformacyjną służb? Może to próba odsunięcia uwagi od naprawdę cennego źródła ulokowanego na Kremlu?

Tego nie jesteśmy w stanie stwierdzić, mając dostęp jedynie do doniesień prasowych. Ale warto zwrócić uwagę na intencję mediów amerykańskich. Informację o rzekomym szpiegu najpierw ujawnił CNN, potem dłuższy artykuł pojawił się w "New York Timesie". Gazeta napisała, że wywiad musiał ewakuować cennego agenta z otoczenia Putina, ponieważ Donald Trump w czasie rozmów z Siergiejem Ławrowem (szef MSZ Rosji – red.) powiedział coś, co miało spowodować ryzyko jego dekonspiracji. Wybuchła awantura, Kongres żądał ujawnienia stenogramów z tego spotkania.

Publikując informację o tym agencie w czasie kampanii wyborczej, CNN i "New York Times" uderzają w Trumpa?

Nie ma co do tego wątpliwości. Jeśli wersja podawana przez te media jest prawdziwa, to rzeczywiście mogło chodzić o cennego agenta, którego trzeba było wycofać, bo zachodziło ryzyko dekonspiracji.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...