Ambasador Rosji wezwany do MSZ. "Rozmowa była twarda"
Władimir Putin ponownie skrytykował niedawno wrześniową rezolucję Parlamentu Europejskiego dotyczącą wybuchu II wojny światowej. Jak ocenił, przyczyną II wojny światowej był nie pakt Ribbentrop-Mołotow, a tzw. pakt monachijski. – Związek Radziecki niczego Polsce nie odebrał – stwierdził prezydent Rosji. W kolejnych słowach sugerował, że winę za wybuch wojny ponosi Polska, która miała skorzystać na pakcie monachijskim i wziąć udział w rozbiorze Czechosłowacji.
Z kolei we wtorek prezydent Rosji ponowił zarzuty wobec przedwojennego polskiego ambasadora w Niemczech Józefa Lipskiego, który – według rosyjskiego prezydenta – miał obiecywać postawienie w Warszawie pomnika Hitlerowi, jeśli wysłałby on polskich Żydów na zagładę do Afryki.
W związku z tymi słowami do MSZ został wezwany Siergiej Andriejew. – Faktycznie zostałem po południu wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych – przyznał ambasador. – Spotkałem się z dyrektorem Departamentu Wschodniego Janem Hofmoklem. Rozmowa była twarda, ale uprzejma. Hofmokl wytłumaczył mi stanowisko strony polskiej, ja przedstawiłem mu równie otwarcie stanowisko strony rosyjskiej – dodał w rozmowie z rosyjską agencją informacyjną TASS.
Agencja przekazała, że krąży informacja, iż podsekretarz stanu ds. polityki wschodniej i azjatyckiej w MSZ Marcin Przydacz stwierdził, że „w trakcie rozmowy wyrażono stanowczy sprzeciw wobec insynuacji historycznych ze strony najwyższych przedstawicieli Federacji Rosyjskiej”. Andriejew jednak zapewnia, że Przydacza nie było na spotkaniu.
– Jeśli takie wypowiedzi padły, to stało się to poza moją wizytą w MSZ. Jeśli cokolwiek takiego zostałoby powiedziane podczas mojej wizyty w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, wówczas, oczywiście, spotkałyby się z adekwatną odpowiedzią na tak bezpodstawne i obraźliwe stwierdzenia na temat mojego kraju i mojego prezydenta – podkreślił rosyjski ambasador.