Hołownia usuwa skandaliczny spot. "Dziś mówię po prostu: przepraszam"
"Kiedy zdecydowałem się wejść do polityki, postanowiłem sobie, że nic się u mnie nie zmieni: nigdy nie będę szedł na kompromisy z prawdą, a rzeczy proste będę mówił prosto, a nie zawijał w retoryczno-strategiczne wygibasy. Dlatego dziś mówię po prostu: przepraszam" – napisał na Facebooku Szymon Hołownia, tłumacząc, że w swoim spocie nie dostrzegł "aluzji do Smoleńska".
"Nie zwróciłem uwagi na to, czy w tle mojej narracji pokazywana jest brzoza, czy inne drzewo, nie zauważyłem nieszczęsnego papierowego samolotu - mi ów film opowiadał zupełnie inną historię. Są jednak tacy, którzy takie aluzje dostrzegli, poruszyło ich to. Rozumiem ich i z ich głosem i odczuciami się liczę" – napisał.
"Gdy teraz czytam, jak teraz jedni krytykują mnie za profanację, a inni krytykują tych, którzy krytykują, bo przecież Smoleńsk profanowali inni - wiem, że moja decyzja może być tylko jedna: wycofuję ów film w całości z moich kampanijnych materiałów" – zaznaczył Hołownia.
Sprzeczne tłumaczenia
We fragmencie filmu Hołowni poświęconym trosce o środowisko, w którym Hołownia mówi, że ma zamiar "walczyć o każde drzewo, nie tylko o jedno", na ekranie pojawia się brzoza oraz papierowy samolocik, co niektórzy zinterpretowali jako kpinę z katastrofy smoleńskiej. Sam polityk zaprzeczał na początku takim interpretacjom. "Nie przyszłoby mi do głowy, by sprawdzać gatunki drzew w moim spocie. Niektórym przyszło" – napisał na Twitterze, dodając, że katastrofa z 10 kwietnia była dla niego "osobistym wstrząsem".
Problem w tym, że nieco inna wersja wydarzeń wyłaniała się z wpisu doradcy Hołowni Łukasz Krasonia. "To nie był motyw użyty dla żartu... Nic tak nas nie podzieliło w ostatnich latach jak właśnie katastrofa smoleńska... Ten spot w sposób symboliczny pokazuje dokąd to wszystko zmierza" – napisał Krasoń. W kolejnym wpisie natomiast dodał, że "»Samolocik« i brzoza (...) to symbol tragedii".