Rzymkowski: Sąd Najwyższy przekroczył nieprzekraczalną granicę
W sobotę w Warszawie odbyła się demonstracja popierająca reformę sądownictwa. Z drugiej strony Unia Europejska straszy Polskę konsekwencjami reformy. Czy doszliśmy do ściany, jeśli chodzi o zmiany w wymiarze sprawiedliwości?
Tomasz Rzymkowski: Przekroczyliśmy pewną granicę, która do tej pory była niewidoczna i bardzo rzadko przekraczana, a już na pewno nie w tak spektakularny sposób, jak Sąd Najwyższy, który przyjął swoją słynną uchwałę z 26-go stycznia. Ta uchwała nigdy nie powinna była zapaść, ponieważ dzień wcześniej Trybunał Konstytucyjny poinformował Sąd Najwyższy i opinię publiczną o tym, że zawisła sprawa w związku ze sporem kompetencyjnym. Tylko Trybunał Konstytucyjny jest kompetentny do tego, by taki spór rozstrzygnąć. W tym wypadku rozstrzygnięcia TK nie było. W przypadku sprawy Mariusza Kamińskiego również sprawa była badana przez Trybunał Konstytucyjny. I wtedy Sąd Najwyższy postępowanie zawiesił. Teraz powinien postąpić podobnie. Niestety tak się nie zachował. Wydał uchwałę, która jest w rażącej sprzeczności z porządkiem prawnym Polski ale też z orzeczeniem TSUE z 19 listopada 2018 roku.
Nie ma jednej wykładni prawa europejskiego, do której polski prawodawca musi się dostosować przy kształtowaniu systemu sądowniczego w Polsce?
Wnikliwie wczytałem się w uzasadnienie wyroku TSUE i tam wybrzmiewa fundamentalna kwestia. Trybunał dokonując analizy przepisów traktatowych, ale też polskiej konstytucji i ustaw, zwrócił uwagę na zawarte w konstytucji zapisy, które dość klarownie mówią o kompetencjach różnych władz – ustawodawczej, wykonawczej, ale też sądowniczej, bo przepisy dotyczące Krajowej Rady Sądownictwa. Ja w ogóle ciągle podkreślam, że w Polsce nie ma klasycznego trójpodziału władzy.
Jak to?
W ogóle na świecie trójpodział władzy w takim typowo monteskiuszowskim modelu istnieje jedynie w Stanach Zjednoczonych. Gdzie indziej jest podział władzy. I w Polsce ten podział jest określony. Ale jakiej władzy możemy przypisać organ konstytucyjny państwa, którym jest Krajowa Rada Sądownictwa, w skład której wchodzą przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, a więc władzy sądowniczej, prezydenta RP, minister sprawiedliwości, a więc władzy wykonawczej, ale też przedstawiciele władzy ustawodawczej, czterech posłów i dwóch senatorów. A więc mamy tu do czynienia z zasadą współpracy i podziału władz, której KRS jest egzemplifikacją. Trybunał stwierdził wprost, że organem, który powołuje sędziów jest Prezydent RP i nie można w żaden sposób tej decyzji podważyć.
Jak często się to dzieje?
Statystyki pokazują, że w obecnej kadencji wybranych sędziów w KRS, czyli dwóch lat, to zaskarżalność wyniosła 60 procent, a Sąd Najwyższy bardzo chętnie z tego korzystał. I tak było tego za mało, patrząc na uchwałę Sądu Najwyższego. Uchwała, która tworzy zupełnie nową i nieznaną w polskim systemie prawnym instytucję – sędziego nieorzekającego, nie mającego możliwości orzekania. Uchwała, która od początku podważa istnienie Izby Dyscyplinarnej SN. Trybunał podkreślił, że ci sędziowie z Izby Dyscyplinarnej dają jeszcze większą gwarancję niezawisłości.
Rozmawiamy cały czas o prawie, procedurach, takim przeciąganiu liny. Tymczasem opisuję od lat sprawę, w której człowiek idzie do więzienia po absurdalnym procesie trwającym prawie 20 lat, gdzie kluczowe dowody zginęły w prokuraturze, a biegłemu przelew ELIXIR kojarzył się z płynem. Reforma wymiaru sprawiedliwości zmienia nadzór nad KRS, ale z perspektywy zwykłego człowieka nie zmienia nic.
Też tak długi czas uważałem, sam proponowałem projekty ustaw, czy to o notariacie, czy komornikach sądowych. Byłem zdania, że należy wprowadzać zmiany systemowe. Ale przyszedł 26 stycznia i ta skandaliczna uchwała Sądu Najwyższego. I widzimy, że przywrócenie na przykład sędziów pokoju, spotkałoby się z ogromnym oporem środowiska sędziowskiego. Muszę przyznać, że nie zdawałem sobie sprawy jaki opór jest ze strony sędziowskiej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ogromna część sędziów chce reform. Ale opór u dużej części środowiska jest ogromny.