O. Henryk Dziadosz odpowiada prof. Obirkowi. "W naszej dyskusji gdzieś umyka nam Bóg"

Dodano:
Katedra św. Floriana w Warszawie Źródło: PAP / Jacek Turczyk
O. Henryk Dziadosz przesłał do naszej redakcji swoją odpowiedź na list prof. Stanisława Obirka, który zamieściliśmy w czwartek. Prezentujemy ją w całości:

Drogi Staszku,

W odpowiedzi na Twoją odpowiedź pt. Moje spojrzenie na Kościół (DoRzeczy.pl z 19.03.2020).

Wydaje mi się, że używając w kilku miejscach pochwał pod moim adresem, próbujesz mnie przeciągnąć na stronę swoich argumentów... Tak np. odbieram: Dzisiaj mi tej powagi w Kościele brakuje, również wśród jezuitów. Jak wspomniałem Ty Henryku jesteś wyjątkiem. Nie czuję się wyjątkiem. W moim otoczeniu spotykam wielu jezuitów i duchownych, którzy zachowują podobną postawę jak ja. Ty żyjesz trochę na uboczu Kościoła i zakonu, dlatego nie masz wglądu w aktualną jego sytuację.

Zabrałem głos, bo Twój tekst Polski Kościół jest skamieliną, która musi umrzeć obraził uczucia wielu wierzących w moim kręgu duszpasterskim. Przede wszystkim nie znam takiego pojęcia: Kościół polski, ale Kościół powszechny w Polsce, w Italii itp. Choć nieraz w potocznych rozmowach takiego określenia używamy, to Kościół jest jeden, święty, katolicki, powszechny, apostolski. Mnie też nie podobają się pewne rzeczy w Kościele, ale z wiekiem więcej mam zastrzeżeń do samego siebie, niż do tego Kościoła… Dostrzegam z wiekiem, że Kościół jest Matką. Święty Ignacy z Loyoli chciał, abyśmy Zakon też traktowali jak Matkę. I na tę okoliczność pozostawił nam przepiękną pieśń: Matko ma zakonie mój…, którą jezuici śpiewają w podniosłym nastroju na zakończenie uroczystości zakonnych. Pamiętasz?

Staszku, usiłujesz leczyć grypę w Kościele przez stosowanie „leku” na cholerę. Ponieważ Twoja diagnoza co do stanu Kościoła jest błędna, to Twoja propozycja terapii jest nietrafiona. Poza tym reformatorem nie jest ten, kto wychodzi z Kościoła i pluje na niego „czarną śliną” z zewnątrz. Tak nie czynił nasz mistrz św. Ignacy, założyciel Jezuitów, na którego się powołujesz czy wielu innych świętych. Koleguję się z kilkoma księżmi, w tym z jezuitami, którzy zaprzestali sprawowania funkcji kapłańskich. Niektórzy odeszli z powodów ideowych, ale ze swojego odejścia od funkcji kapłańskich nie uczynili manifestu przeciw Kościołowi. Co więcej, pracują na rzecz reformy Kościoła na statusie tzw. świeckiego. Zaś sprawę swojego odejścia uregulowali z Kościołem kanoniczne. Dzięki temu mogli wejść w sakramentalne związki z kobietami.

Ja nie siedziałem w książkach o kulturze, ale wcielałem się z Ewangelią w różne kultury. Doceniam „kerygmat kulturowy” pod warunkiem, że znajduje się on na usługach kerygmatu ewangelicznego (ewangelizacja buduje nowy ład kulturowy). Tymczasem Antony de Melo, moim zdaniem, zredukował kerygmat ewangeliczny do kulturowego. I to jest problem. Ja nie teoretyzuję o kulturotwórczej roli Kościoła, ale odwołuję się do mojego doświadczenia ewangelizacji. Ewangelizowałem na Ukrainie – 20 lat, w Rosji, na Litwie a nawet na Łotwie!

Ten Kościół – Kościół instytucjonalny jest również Nauczycielką. Pamiętasz encyklikę cenionego przez Ciebie papieża Jana XXIII „Mater et Magistra”? W zamęcie współczesności wiele niekatolickich wspólnot zazdrości nam Magisterium Kościoła. Jako młodym jezuitom wtłaczano nam zasadę: sentire cum ecclesia, czyli odczuwać z Kościołem, konkretnie z Magisterium Kościoła! Bowiem proboszcz, biskup, nawet kardynał może pobłądzić – ale nie urząd, instytucja Magisterium. Dlaczego? Ponieważ Bóg przyobiecał dla Magisterium asystencję Ducha Świętego. Dlatego jeden z naszych profesorów teologii tak nam radził: trzymajcie się Magisterium jak pijany płotu, to nigdy nie pobłądzicie. Nie własnego racjonalizmu, nie własnej inteligencji. Św. Ignacy w tej postawie był wręcz radykalny. Naciskał, abyśmy innym zakonom dali się wyprzedzać we wszystkim, poza posłuszeństwem papiestwu. Na tę okoliczność trzon zakonu jezuitów składa indywidualnie ślub posłuszeństwa papieżowi (który i Ty złożyłeś)! Współczesny kryzys w zakonach nie polega na tym, że ksiądz czy zakonnik dopuszcza się ekscesów, ale na tym, że społeczności duchownych utraciły ducha sentire cum ecclesia.

Z pozycji tego Magisterium usiłuję patrzeć na Twoją próbę zredukowania kerygmatu ewangelicznego do kulturowego. Stąd już blisko do neomarksistowskiej ideologii gender, która szarogęsi się w obrębie świata zachodniego, postsekularnego – a Ciebie tak rajcuje. Co do LGBT czy związanych z nim ideologii, dobrze jest trzymać się samej nauki. Zachęcam Cię do zapoznania się ze stanowiskiem nowoczesnej biologii, wyrażonym na przykład w pracach takich uczonych, jak Axel Meyer czy Ulrich Kutschera. Oni ukazują, jak bardzo teoria gender jest sprzeczna nie tylko z nauką, ale nawet ze zwykłą ludzką logiką, jak bardzo jest jedynie wymysłem „humanistów”, nie mających pojęcia ani o jednym, ani o drugim.

Ponadto powinieneś przecież wiedzieć o tym, że do największych i najbardziej wpływowych krytyków teorii gender należy papież Franciszek. To przecież on stwierdził: jednym z głównych przejawów zła we współczesnym świecie jest ideologia gender, nazwał ją też: kolonizacją ideologiczną, tsunami czy wprost: czymś demonicznym. To są bardzo znamienne słowa, zwłaszcza w ustach papieża, który szuka porozumienia z innymi światopoglądami. Z jednej strony powołujesz się na papieża Franciszka i nawołujesz do wspierania go, a akurat w tak kluczowej sprawie wprost mu się sprzeciwiasz, i to tak radykalnie.

Popatrzmy na jeden aspekt ideologii gender przez pryzmat nauczania św. Pawła, na którym bazuje Magisterium Kościoła: Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy,(…) ani mężczyźni współżyjący ze sobą,(…)nie odziedziczą królestwa Bożego (1 Kor 1,10). W interpretacji tego nauczania porzućmy ideologię wykluczenia czy teologię prymitywnego fundamentalizmu. Nasz kolega, amerykański jezuita o. Leonard Feeney, został w 1953 r. wydalony z Zakonu i ekskomunikowany z Kościoła za twierdzenie, że ludzie, którzy nie należą widzialnie do Kościoła katolickiego, są wykluczeni ze zbawienia.

Pawłowi chodzi o to, byśmy nie błądzili w kluczowej sprawie: jeśli ktoś nie porzuci piętnowanych obyczajów, nie może być zapisany do grona kandydatów do katechumenatu (to znaczy odziedziczyć KB)! Już prekatechumen był istotą wolną od takich przypadłości. Dopiero do takiego kandydata Jezus kieruje wezwanie nawrócenia w obliczu nadchodzącego Królestwa Boga, czyli Katechumenatu. Ewangelizacja więc w taki oto sposób tworzy nowe kulturowe obyczaje.

O tym pisze profesor Wojciech Gajewski w kontekście ewangelizacji świata greckorzymskiego, gdzie chrześcijanie w ramach instytucjonalizacji wiary (konstytuowania) wykorzystali podstawową instytucję świata hellenistycznego – oikos. I to było źródło sukcesu religii zakazanej do 313 r.n.e. W pewnym momencie cesarze pogańscy obudzili się w nowym świecie kulturowym, świecie chrześcijańskim i dekretami zaakceptowali ten stan rzeczy. Z doświadczenia na przykładzie neokatechumenatu widzę, jak w procesie wieloletniej formacji instytucjonalizuje (konstytuuje) się „zbieranina” przygodnych ludzi z katechez wstępnych w Kościół jako „ciało” Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego.

W naszej dyskusji gdzieś umyka nam Bóg i jego moc, który z zasady instytucjonalizuje społeczność, poczynając od posiewu Swojego Słowa i za Jego pośrednictwem. Do tego zadania Bóg nie wybiera Herkulesów czy zapiekłych grzeszników, ale ludzi wolnych do zasady grzeszności, lecz zdających sobie sprawę ze swojej kruchości. Tworzy z nich Kościół jako instytucję zbawienia – przede wszystkim zbawienia egzystencjalnego. Przestańmy Panu Bogu podpowiadać, jak ma wyglądać ten Kościół. Takie dywagacje obnażają naszą niewiarę w moc Pana Boga w historii i niezrozumienie istoty Kościoła jako instytucji oraz fundamentalnego aksjomatu: poza Kościołem nie ma zbawienia.

Zabiegając o świętość Kościoła i zbawienie egzystencjalne w nim, nikogo, kto znajduje się poza Kościołem, nie wykluczamy ze zbawienia eschatycznego. Z drugiej strony Stasiu przestań „dopychać kolanem” grzeszników do Kościoła świętych! Po pierwsze, oni nie będą się dobrze czuć w takim „towarzystwie” a po drugie, w ten sposób odbierasz im szansę doświadczenia mocy i miłosierdzia Boga w ich położeniu poza Kościołem.

Nie troszcz się też ponad miarę o pozycję kobiet w Kościele. Kościół nie deprecjonował kobiet, a wiele z nich stało się liderkami odrodzenia w Kościele i wielkiego dynamizmu przy ewangelizacji. I tak jest po dziś dzień. Owszem, bywają duchowni, którzy gardzą kobietami, ale wtedy postępują wbrew nauce Kościoła i będą za to odpowiadać przed Bogiem. Nie propaguj w internecie „nieuczesanych myśli”, że w czasach NT kobiety miały równie ważną, a może nawet ważniejszą rolę we wspólnotach jak mężczyźni… że były feministkami z natury i tak je traktował Jezus... Dla mnie jest to skrajne zideologizowanie statusu kobiety w NT. Znam kilku specjalistów z tej branży, ale oni nie podejmują dyskursu na tym poziomie internetowej szermierki.

A z tym Hiobem, to zupełnie się przelicytowałeś. Jest to model biblijny przejścia od wiary katechizmowej do dojrzałej, doświadczalnej, lecz w ramach instytucji religii izraelskiej. Ja jakoś nie potrafię powiązać dylematu i dramatu Hioba z Twoim „saltem”? W związku z tym przypomina mi się góralska opowieść. Gazda po przeczytaniu księgi Hioba, był bardzo poruszony jego „bezczelnością”. Jemu honor nigdy nie pozwoliłby na takie zachowanie. Niebawem spadła na niego hiobowa dramaturgia. Siedząc „na gnoju”, nie miał zamiaru narzekać na Pana Boga przez wzgląd na swoje słowo, ale z drugiej strony nie podobała mu się ta sprawa i postanowił o nią zagadnąć Pana Boga w ten sposób: Panie Bucku, Panie Bucku, dlaczego się tak na mnie …. uwziołek? Po chwili milczenia, odezwał się głos z nieba: Gazdo, Gazdo, nie uwziołek się na ciebie, ale jakoś Cię …. nie lubie.

Rozumiem Twoje dywagacje, ale w zupełności się z nimi nie zgadzam. Potrafię oczywiście odróżnić osobiste poglądy od Osoby. Proponuję zatem zamknąć naszą dyskusję w tej odsłonie.

Z Bogiem, Henryk.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...