Wirus rujnuje gospodarkę. Ekspert przedstawia trzy scenariusze dla Polski
Damian Cygan: W marcu indeks PMI dla Polski (wskaźnik obrazujący aktywność w gospodarce) spadł do 42,4 pkt z 48,2 pkt w lutym. Co nam mówią te dane?
Andrzej Kubisiak: To oznacza, że nastroje wśród przedsiębiorców z polskiego przemysłu mocno spadają. Na tle innych krajów sytuacja w Polsce nie wygląda optymistycznie. To są głównie nastroje wyprzedające, a zarazem pokazujące to, co działo się w koniunkturze gospodarczej w marcu – pierwszym miesiącu dotkniętym lockdown'em i walką z epidemią koronawirusa. Ten wskaźnik PMI jest jednym z pierwszych odczytów pokazujących negatywne tendencje dla polskiej gospodarki. Z danych szczegółowych wynika, że nastroje wśród przedsiębiorstw produkcyjnych są negatywne ze względu na ograniczenie nowych kontraktów, skłonność do redukcji zatrudnienia i przeszkody w transporcie towarów i dóbr.
Które sektory polskiej gospodarki będą najbardziej dotknięte kryzysem i ile osób może stracić pracę?
Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa epidemia i jak długo światowe gospodarki będą wyłączone. Polski Instytut Ekonomiczny przygotował trzy scenariusze. Pierwszy, najbardziej optymistyczny zakłada, że w ciągu kilku najbliższych tygodni walka z koronawirusem skończy się na tyle, że w maju będziemy mogli wrócić do w miarę normalnej sytuacji gospodarczej. Wówczas wzrost PKB dla Polski w 2020 r. utrzyma się na poziomie 1 proc. Według drugiego scenariusza walka z koronawirusem potrwa do wakacji, a do względnej normalności zaczniemy wracać od lipca. Ten wariant przewiduje już recesję i ujemną dynamikę PKB na poziomie 0,7 proc., a także wyraźniejszy wzrost bezrobocia, około 8–9 proc. Trzeci, najbardziej pesymistyczny scenariusz zakłada już dosyć głęboką recesję (-5 proc.) w warunkach, gdy z epidemią będziemy musieli się zmagać do końca 2020 r. W tym scenariuszu zakładamy też dwucyfrowy poziom bezrobocia, nawet 13–14 proc. To oznacza, że Polska przeszłaby podobną ścieżkę jak Hiszpania czy Irlandia w czasie kryzysu w 2008 r.
Jeśli spełni się ten najgorszy scenariusz, to ile czasu zajmie nam wyjście z recesji i powrót na ścieżkę wzrostu?
Dziś bardzo trudno jest wyrokować, bo Polska nie jest samotną wyspą. Należy wziąć pod uwagę również sytuację za granicą. Jeżeli groźba recesji wyraźnie dotyczy Niemiec, Francji, Hiszpanii, Włoch czy USA, to mówimy o krajach, które są naszymi głównymi partnerami handlowymi i do których trafia gros polskiego eksportu. A eksport jest bardzo ważnym elementem jeśli chodzi o rozwój gospodarczy w Polsce, bo jeszcze do niedawna było tak, że 3/4 produkcji w naszym kraju szło na sprzedaż za granicę. Jesteśmy też bardzo mocno zależni od strony popytowej tych państw, którym grozi recesja. Dlatego powtarzam: wszystko zależy od tego, jak długo będziemy mieli do czynienia z tą pandemią i jak inne kraje będą sobie z nią radzić. Obecna sytuacja oczywiście rujnuje gospodarki na świecie, ale kolejne obostrzenia są wprowadzane tylko i wyłącznie po to, żeby ograniczyć ofiary ludzkie. Moim zdaniem nie ma możliwości przeliczania utraconych miliardów złotych, dolarów i euro na życie ludzkie. Nie ma kosztów, które mogłyby równoważyć fakt, że dzisiaj setki czy tysiące osób dziennie giną w wyniku tej epidemii.
Rząd przygotował tarczą antykryzysową, czyli pakiet pomocowy dla polskiej gospodarki. Na ile ta tarcza będzie w stanie powstrzymać zapaść na rynku pracy?
Jednym z głównych elementów tarczy antykryzysowej jest przygotowanie mechanizmu utrzymania poziomu zatrudnienia. Bardzo liczę na to, że dofinansowanie miejsc pracy spowoduje, iż część przedsiębiorstw zamiast zwalniać załogi i kalkulując, że za kilka tygodni czy miesięcy możemy mieć powrót do poprzedniej rzeczywistości, będzie skłonna podzielić się z państwem kosztami utrzymania pracowników w zatrudnieniu. W imię tego, żeby płynność powrotu na wcześniejsze tory była większa. Redukcja zatrudnienia dzisiaj to w wielu przypadkach dodatkowe koszty, jakie trzeba ponieść w związku z rozstaniem się z pracownikiem, np. odprawa. Natomiast jeśli koniunktura wróci do poprzedniego stanu, to tych pracowników znów trzeba będzie rekrutować, co oznacza nowe dodatkowe koszty. Dlatego wielu przedsiębiorców powinno zdawać sobie sprawę, że utrzymanie dzisiaj poziomu zatrudnienia, może być opłacalne. Liczę na to, że firmy będą chciały korzystać z tego, co proponuje im tarcza antykryzysowa i że uda się zamortyzować potencjalne decyzje związane ze zwolnieniami.
Rząd wprowadza kolejne obostrzenia, które odczuwają wszyscy Polacy, w tym przedsiębiorcy i pracownicy. Jak długo nasza gospodarka będzie w stanie wytrzymać w takiej kwarantannie?
To bardzo trudne pytanie i myślę, że mało kto zna dziś na nie odpowiedź. Jak długo będziemy w stanie wytrzymać? Pewnie tyle, ile będzie trzeba. Moim zdaniem najważniejsze jest to, żeby podejmować takie działania, które mogą być nawet radykalne i spotykać się z ostrą krytyką, ale są kluczowe dla walki z epidemią. Na świecie podejmuje się mnóstwo różnych mechanizmów i sprawdza, co działa, a co nie. Mamy szereg opinii ekspertów – epidemiologów i wirusologów. Natomiast zgoda panuje co do jednego – przekonały się o tym nawet Wielka Brytania i USA, które na początku chciały iść nieco inną drogą – że najważniejsza jest maksymalna izolacja osób potencjalnie zakażonych koronawirusem. Przykład Włoch pokazuje, że kiedy włączono pełną kwarantannę i wprowadzono bardzo restrykcyjne obostrzenia co do izolacji ludzi, to dramatyczna sytuacja w tym kraju nieco zaczęła się poprawiać, choć dalej jest oczywiście bardzo poważna. Na tym etapie pandemii koszty gospodarcze są ważne i trzeba je liczyć, natomiast co innego powinno być priorytetem – życie.