Psycholog: Polacy wykazują nierealistyczny optymizm
Odnosząc się do reakcji na epidemię i związanych z nią perspektyw prof. dr hab. Wojciech Kulesza z Katedry Psychologii Społecznej i Osobowości Uniwersytetu SWPS ocenił, że Polacy są zbyt optymistyczni i nie doceniają zagrożeń dotyczących zdrowia. – W psychologii nazywa się to nierealistycznym optymizmem. Uważamy, że nam osobiście się nic nie stanie, a coś złego najwyżej spotka innych ludzi z naszego otoczenia – tłumaczy.
Prof. Kulesza zaznacza, że nierealistyczny optymizm stanowi szerszy fenomen i występuje wszędzie na świecie.
Zapytany o to, czy większy lęk przed chorobą lub śmiercią z powodu COVID-19 pozwoliłby lepiej chronić zdrowie – zasugerował. – Lęk może nie, ale wskazany byłby realizm, a jak się nie da, to nierealistyczny pesymizm – czyli myślenie, że to przede wszystkim my możemy zachorować. Badania pokazują, że po eksplozji w Czarnobylu tak myślący ludzie częściej pili płyn Lugola, powstrzymywali się od picia mleka, kupowania nowalijek i stosowali inne zapobiegawcze działania, które mogły uratować im życie. Kiedy ktoś jest nierealistycznym optymistą – to trochę tak, jakby jeździł samochodem bez zapinania pasów, uważając, że jest świetnym kierowcą i nic mu się nie stanie. Nierealistyczny pesymizm jest dużo zdrowszy – ocenił.
Jeśli chodzi o podejście realistyczne, to – zdaniem psychologa – jest o nie w społeczeństwie najtrudniej. – Zwykle każdy ma jakieś skrzywienie w postrzeganiu rzeczywistości. Warto więc przynajmniej redukować nadmierny optymizm – podkreślił.
Podczas kolejnych miesięcy epidemii liczba zakażeń czy zgonów z powodu COVID-19 w Polsce była wyraźnie niższa, niż w najbardziej poszkodowanych europejskich krajach, np. Włoszech, Niemczech czy Wielkiej Brytanii.
– Myślenie 'może słusznie się nie boimy, bo nie było tak źle' – może się wśród Polaków pojawiać – przyznaje prof. Kulesza. – Nie mamy jednak żadnych podstaw, by twierdzić, że będzie dobrze – stwierdził.