• Autor:Maciej Pieczyński

"Rosja może nie uznać wyborów w USA"

Dodano:
Władimir Putin, Prezydent Federacji Rosyjskiej Źródło: PAP/EPA / ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOL
Amerykanie pouczają cały świat, a sami łamią zasady demokracji i są gorsi od Łukaszenki. Niezależnie od wyniku, wybory w USA nie są ani uczciwe, ani sprawiedliwe – twierdzą z satysfakcją prokremlowscy komentatorzy w rosyjskich mediach państwowych.

„A czy mu już uznaliśmy amerykańskie wybory jako nieważne?” – to ironiczne pytanie na swoich (bardzo poczytnych) profilach w portalach społecznościowych zadała Margarita Simonian, szefowa telewizji RT (dawniej Russia Today). Gwiazda rosyjskich mediów państwowych wypisała siedem powodów, dla których Moskwa mogłaby nie uznać wyników wyborów w Stanach, niezależnie od ich wyników. Po pierwsze: liczne naruszenia. Po drugie: brak międzynarodowych obserwatorów. Po trzecie: nieczytelność procesu wyborczego, uniemożliwiająca bezpośrednie wyrażenie woli narodu. Po czwarte: liczne informacje o korupcji w kontekście wyborów. Po piąte: brak obiektywizmu mediów, które w swoim przekazie preferują jednego z kandydatów. Po szóste: cenzura w największych mediach. Po siódme: zgodny z prawem, oddolny, „ludowy” protest.

W programie „Pole Kulikowe”, prowadzonym przez Dmitrija Kulikowa, Simonian stwierdziła dodatkowo, że choć teoretycznie powyborcze walki uliczne nie przybrały charakteru otwartego konfliktu, to praktycznie w Stanach wojna domowa trwa już od dawna. A konkretnie – od momentu powstania ruchy „Black Lives Matter”. Zaznaczyła też, że w jej opinii wybory w USA nie są ani uczciwe, ani sprawiedliwe. Prowadzący – również znany kremlowski propagandysta – zgadzał się z diagnozami swojego gościa. Wybory USA żywo komentowane były też w cieszącym się sporą oglądalnością programie „60 minut”. Prowadzący Olga Skabiejewa i Jewgienij Popow sarkastycznie komentowali sytuację za oceanem, stwierdzając, że pouczająca cały świat Ameryka sama ma problemy z demokracją. W programie szczegółowo omawiano wszelkie doniesienia o możliwych fałszerstwach, nadużyciach, traktując je nie tylko jako całkowicie potwierdzone i nie poddawane pod wątpliwość fakty, ale również wyciągając z nich jednoznaczne wnioski o końcu amerykańskiej demokracji. „Kiedy w Rosji opozycja kwestionuje uczciwość wyborów, Zachód mówi, że wszyscy Rosjanie stracili wiarę w uczciwość instytucji państwa. Kiedy w Stanach dochodzi do masowych nadużyć, wtedy Zachód stwierdza, że nic się nie stało” – oburzała się prowadząca. Jewgienij Popow z kolei porównał podzieloną konfliktem Amerykę do targanej wojną Ukrainy, a zwolenników Trumpa i Bidena – do zwolenników ukraińskiej niepodległości i donbaskich separatystów.

Większość komentarzy w programie „60 minut” dotyczyła sytuacji w USA jako takiej. Ostrzej krytykowany był Biden, ale nie widać już takiej sympatii w stosunku do Trumpa jak przed czterema laty. Wręcz przeciwnie. Dominowało przekonanie, że „gorzej być może” w relacjach amerykańsko-rosyjskich”. Komentatorzy byli jednak z reguły zgodni co do jednego – głęboki, ostry wewnętrzny konflikt i kryzys demokracji osłabiają Amerykę, a zatem są na rękę Rosji.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...