Parys: Niemiecka prezydencja łamie prawo. To niezwykła obłuda i hipokryzja
Ostry spór w ramach Unii Europejskiej dotyczący budżetu i praworządności – poważny kryzys, czy normalna różnica zdań?
Jan Parys: Spory dotyczące budżetu są rzeczą normalną. Przy okazji negocjacji unijnych środków często dochodzi do przedłużających się sporów. Jednak bywa, że przy okazji próbuje się do tych sporów dorzucić tematy, z budżetem Unii zupełnie niezwiązane. Tak jest teraz, gdy chce się powiązać wypłacenie tych pieniędzy z praworządnością. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że ci, którzy głoszą, że walczą o praworządność chcą o nią walczyć łamiąc traktat, czyli najwyższe prawo Unii Europejskiej. Jest to więc niezwykła obłuda i hipokryzja, ażeby takimi metodami wprowadzać nowe rzeczy do traktatu.
Rząd polski protestuje i chce stosować weto.
Na to narzucanie zmiany traktatu nie można się absolutnie zgodzić, bo mamy do czynienia z ewidentnym łamaniem prawa przez prezydencję niemiecką. Skutkiem tej zgody byłaby utrata przez nas suwerenności. Opór polskiego rządu jest całkowicie zrozumiały, rząd nie ma wyjścia. Gdyby tego nie robił, byłby oskarżony o to, że nie realizuje zadań, do których został powołany. A zadaniami tymi jest obrona polskiej suwerenności i realizacja polskiej racji stanów i polskich interesów.
Spór w ramach Unii Europejskiej nakłada się na zmiany w Stanach Zjednoczonych. Wiele wskazuje na to, że do zmiany lokatora w Białym Domu jednak dojdzie. Co to oznacza dla Polski?
Myślę, że wszystkie kraje na świecie czekają na wynik wyborów amerykańskich. Jeśli wygrałby Donald Trump sytuacja byłaby prosta, mielibyśmy do czynienia z kontynuacją. Wygrana Bidena oznaczać może drobne korekty. Ale przypomnę, że mieliśmy niedawno do czynienia z ultimatum, nazwanym eufemistycznie ofertą ze strony Annegret Kramp-Karrenbauer, szefowej CDU wobec Niemców.
To znaczy?
Zaproponowała ona, że USA wycofa się z Europy, zostawi sprawy europejskie Republice Federalnej Niemiec, by Europa stała się niemiecką strefą wpływu. W ten sposób USA mogłyby skupić się na rywalizacji z Chinami. A w zamian Niemcy stopniowo zwiększałyby swoje wydatki na obronność. I kilka dni temu przyszła odpowiedź z Waszyngtonu. Obie partie w Kongresie USA jednoznacznie zadeklarowały, że wspierają Trójmorze i nie wycofują się z Europy, wspierają wschodnią flankę NATO. I tę deklarację możemy uważać za jednoznaczne odrzucenie ultimatum Niemiec.